18 sierpnia 2011
Tracheotomia myśli (piekła krąg I - quo vadis?)
Słowa rozparte i pyszne
Rozpłatane (niedbałym ciosem komiwojażera)
Niepoznane magiczne ogrody zmysłowych wrażeń
Udawane (nikt na nie nie czeka)
Paroksyzmy rozkoszy
W cichej klęsce toną
W jednej chwili
Na dźwięk przemocy i siły
Wieszcząc upadek (ogrodu zapomnianych bogów)
Słodkich czarów i złudzeń dzieciectwa pieknych kwiatow
Tajemnych mandal pełnych światła wszechradości klombów
Przedwcześnie zerwane
Śmiertelnie zawstydzone
Obskurnie
nagie
To co powinno być piękne
ciepłe i dojrzałe
Zimne się stało i wyrachowane
To co powinno być spełnieniem żarem
Wyśmiane pogardliwie i wykorzystane
Poranione serca
Kwiaty połamane
zmarnowane
uschłe
...
W ciszy żal się rozpłynął
Nienawiścią przebarwił
Przebrzmiał gniewem i płaczem
Na pustyni spoczął
Zasiał nowe ziarno
Na złe czeka żniwo
Owoce serca niedobre niechciane
trujące na poboczach gniją
Pęd szuka cierpienia aby ból swój zadławić
I trwogę
Własnego wynaturzonego bytu
jakże pragną nie czuć
Ogrody pełne pustki niespełnionych marzeń
Kwiaty na pożarcie rzucane w szare paszcze kominów
(Kramatoria światła)
Im także czasami śni się trwanie
Byt przed byciem istota za istotą idzie
lezie pełza gaworzy od ziarna po ogień
Zło wisi niezmiennie nad ich małym światem
Nie wchodź tutaj uciekaj czym prędzej czym dalej
Zanim zranią cię pożrą w nieświadomym szale
Istoty niegodne litości
I wzgardy niewarte
Oto zagłada człowieka chociaż ręce nogi
Tors biodra piersi i twarze piękne nieskalane
niewidzialne rany krwawią nieustannie
ropieje dusza
(Czy obojętność to jedyna droga
Nie mów że szarość jest jedyną barwą
Śmierci i Złudzenia jedyną możliwością Życia)
Pierwszy krok
Z domu na klatkę schodową
jezu
Jezu?!
Przystanął
(za nim słońce czerwone i Golgoty w cieniach skryte krzyże)
Quo vadis Domine?