13 grudnia 2011
pejzaż wzgórza
szaniec Trupiej Czaszki
ciało człowiecze rozpięte na drzewie
jakby w przytuleniu niedomknięte
usta skargą nie_tknięte są ani lamentem
widzę jak kona Oblubieniec
[kiedy znów przyjdziesz
czy będziesz miał dla mnie czas?]
garście rozdarte przeokrutnie
i na wylot skaleczone śródstopia
widzę jak kona Mocarz Jakuba
uniżenie (p)oddaje swego ducha, Ojcu…
za nieprawości ludzkich mrowię
[lubię Twoje pieprzyki na powiekach
i ten cichy uśmiech też]
nagle błękit zgasł
a ci co lżyli jadowicie
trwogą zdjęci polękli na twarzach
rozdarta zasłona powiewała
uklękłam…
potem pamiętam już tylko
Jego szept przecinający powietrze
– zapłacone…