14 listopada 2011
odejdziesz Od, nie dojdziesz do
kiedy stoję, patrzę w dal. wszystko zdaje się być
na swoim miejscu. dachy czuwają nad przepełnionymi głowami,
psy szukają czegoś na ząb i tylko w samą porę zdołają ugryźć się
w ogon. nastaje jeszcze większa cisza, a pod światło lamp doskonale widać
unoszące się skrawki papierów; puszczam je jednym słowem na mróz
i na wiatr.
kiedy idę, to z głową w dół. widzę dobrze czubek własnego
buta, który sam odmierza mi kroki. czas niby zapadł głęboko w sen, ale jednak przewraca
się pod drogą. moje ostatnie minuty to już kamienie, wystarczy kopnąć. w kalendarz
spojrzeć jeszcze raz. zapamiętać dokładnie rok, bo kończy się
z grudniowego chłodu. tak szybko się jednak nie umiera.
nawet jeśli wyraźnie widzi się tylko czubek własnego
nosa.