25 listopada 2012
jak napisałem "szatańskie wersety" (I) - Michał Anioł
przez przypadek. Usłyszałem kiedyś anegdotę o Michale Aniele: godzinami wpatrywał się
w marmurowy cios, a zapytany - co robisz? - odpowiedział krótko - rzeźbię.
Początkowo sądziłem, że mistrz planuje każdy ruch. W myślach mierzy kąty i siłę,
z jaką dłuto powinno uderzyć w kamień, ale coś mi nie pasowało do takiej interpretacji.
Przecież mistrzowie kierownicy nie zastanawiają się nad techniką jazdy, nie myślą
kiedy nacisnąć gaz, sprzęgło czy hamulec.
Płynnie pokonują trasę i wygrywają mordercze wyścigi.
Klasa Michała Anioła zdawała się wykluczać techniczny sens jego rozmyślań.
O czym więc myślał Michał Anioł?
I wtedy mnie olśniło.
Kamień był przestrzenią, w której uwięziono tysiące niestworzonych postaci.
Każda z nich oczekiwała na urzeczywistnienie, a mistrz dokonywał trudnego wyboru.
Mógł z marmurowego bloku wyrzeźbić każdą postać - jego umiejętności twórcze
na pewno na to pozwalały - ale z jednego kamienia można wyrzeźbić tylko jedną...
Myślę, że artysta zdawał sobie sprawę, że proces kreacji jest w istocie
procesem zabijania. Z każdym odpryskiem, każdą rysą na kamieniu umierały kolejne
możliwości, kolejne nieodwracalnie uchodziły w niebyt, przestawały istnieć całe tłumy,
rzesze, które mogły realnie zaistnieć.
Zdałem sobie sprawę, że w tworzeniu jest coś okrutnego - Michałowi śniły się pewnie
postacie, które zamordował dokonując jedynego wyboru.
Przez długi czas byłem przekonany, że moje rozumowanie przypisane Buonarrottiemu jest
całkowicie poprawne, jednak pewna myśl nie dawała mi spokoju. Rzeźby, których nie stworzył
Michał Anioł żyły nadal w jego niekoniecznie koszmarnych snach, albo w twórczych zamiarach.
Straciły nieodwracalnie możliwość zaistnienia w tamtym bloku, ale nie przestały istnieć.
A skoro nie przestały, to muszą mieć swój świat.
Tak, tylko gdzie?
W odpowiedzi na to pytanie pomogło mi bardzo leniwe, ale zacne kocisko.
Ale o tym w następnym odcinku.