25 kwietnia 2014
Cz.6 /Ost.
- To zobaczymy.
Ania uśmiechnęła się uroczo i pocałowała Hipolita w policzek. Wstała i pospiesznie ruszyła brukowanym chodnikiem.
Młodzieniec odprowadzał ją wzrokiem, nie mógł przestać na nią patrzeć. Miał wrażenie, iż jej włosy, są tak jasne, jakby utkane z promieni słońca, których nie było w otoczeniu, a te wyglądało jak okryte szarą folią. Wszystko było jakieś bezbarwne. Bez wyrazu. Wstrzymane.
Ania w końcu zniknęła Hipolitowi z oczu. Mimo to, nie potrafił przestać o niej myśleć. Mijały chwile. W końcu młodzieniec powrócił do pierwotnego stanu umysłu, a jego myśli skierowały świadomość do wiadomej sytuacji z pamięci. Hipolit od razu spochmurniał.
Zaczął odtwarzać miniony dzień. Żałował.
Już nie narzekałby na zajęcie się nauką u ojca, kosztem doczesnego życia i przygód, byle cofnąć czas.
Przestał winić swoją mamę, za to że go opuściła. Podjąłby naukę niemieckiego i odwiedził ją, ale na to już za późno.
A to wszystko dzięki Ani, której twarz chciał jeszcze zobaczyć tysiące razy, lecz nie było mu to dane. Będzie musiał odpowiedzieć za swój tragiczny występek. Jego przyszłość zawali się.
I naturalnie, nie spotka się ze swoim jedynym przyjacielem, Stefkiem. Wiele by dał, aby móc patrzeć, jak staje się wpływowym kupcem. Już nie miał mu nic za złe. Ich przyjaźń mogła pójść w zapomnienie, byleby to wróciło Stefanowi życie, albo w ogóle się nie wydarzyło, lecz tak się nie stanie, bo zasypiając nie obudzi się wczoraj.
Zmarszczył twarz w bólu. Zakrył ją rękoma, spod których pociekły łzy.
Przetarł oczy pociągając nosem. Wyciągnął chustkę i wysmarkał się.
Przybity, rozejrzał się po okolicy. Pośród jednopiętrowych budynków i brukowanych ulic nie było nikogo.
Nagle w poszarzałym otoczeniu ujrzał coś dziwnego. Skupił swój wzrok na fragmencie chodnika, kilka metrów przed sobą.
Było sucho, od dwóch tygodni nie padało. A mimo to, w brukowanym chodniku, między fugami zaczęła pojawiać się woda.
Po chwili z mokrej toni wyrosły drobne rośliny. Zjawisko zaciekawiło Hipolita. Chciał podejść i zaobserwować je z bliska.
Wstrzymał się. Do wody przyczłapał bezpański pies. Był niemrawy, wyzuty z energii.
Spragniony, napił się wody z pomiędzy kamieni, a po chwili zamachał ogonem. Jakby nagle wydobrzał. Zaczął radośnie szczekać i podskakiwać. Jeszcze minutę temu, zwierzę ledwo się poruszało, a teraz najwidoczniej cieszyło się życiem. Rozradowane, pobiegło dalej ulicą, podszczekując.
To jeszcze bardziej zaintrygowało Hipolita. Podszedł do sadzawki. Uklęknął i pochylił się nad wodą. Wyglądała zwyczajnie. Nachylił się jeszcze bardziej, tak że zamoczył część koszuli w wodzie. Wziął kilka łyków.
To co się stało było dziwne. Hipolit od spotkania ze starym Felkiem nic nie jadł. A przez zdarzenie w lesie i późniejsze spotkanie Ani, nawet nie myślał o jedzeniu. I dopiero po napiciu się wody, doszło do niego, jak bardzo jest głodny. A co niezwyklejsze, z momentem pojawienia się tej myśli, łaknienie od razu zniknęło. Mimo złego samopoczucia poczuł w sobie mnóstwo energii.
Nie wiedział co o tym sądzić. Może ta woda ma cudowne właściwości. Wpadł na pewien pomysł. Szaleńczy pomysł.
Zaczęły budzić się w nim skrawki nadziei. Rozejrzał się wkoło, ale nie spostrzegł żadnego przedmiotu, do którego mógłby nalać trochę wody. Spanikował.
Przypomniał sobie, że w kieszeni spodni ma jeszcze gruszkę. To było jedyne wyjście i tak nie miał nic do stracenia.
Wyciągnął owoc i trzymając za ogonek, zanurzył go w wodzie.
Następnie wstał i zaczął biec. Poruszał się średnim tempem, uważając, aby zgubić jak najmniej kropel.
Jego plan był szaleńczy, ale też nie wiedział, czy nie jest za późno. W końcu Stefek leżał w lesie od paru godzin.
Hipolit wybiegł z miasta, po chwili znalazł się pośród mnogiej roślinności. Było tam jeszcze ciemniej niż w mieście, wysokie korony drzew z ledwością przepuszczały resztki światła.
Niełatwo przyszło mu odszukanie ciała przyjaciela. Uklęknął i trzymając za ogonek, lekko obracał gruszkę, w poszukiwaniu cennych kropel.
A tych prawie nie było. Po kilku sekundach znalazł dwie, mniej więcej w połowie wysokości gruszki.
Owoc przyłożył do dolnej wargi Stefana i przesunął nim w dół, tak że krople bez przeszkód wpłynęły do ust.
„Nie lubi gruszek, kto by pomyślał.” Uznał Hipek. Jak widać chłopakowi wracał humor. Wracał, ponieważ młodzieniec żywił szczerą nadzieję, że odzyska przyjaciela, naprawi tragiczny w skutkach błąd.
Lecz sekundy mijały i nic się nie działo. Hipek pogrążał się w myślach. Nie był pewien, czy było już za późno, czy może dwie krople to po prostu zbyt mało, nawet jeśli mają cudowne właściwości. A może to jednak zwyczajna woda?
Nie wiedział co robić. Czy może już odpuścić. Czy jednak w pośpiechu biec do miasta, znaleźć jakąś butelkę, lub naczynie, napełnić je wodą z sadzawki i jak najszybciej przybyć tutaj.
W sumie, nie wiedział nawet, czy cudowna woda jeszcze tam jest. Może wsiąkła w ziemię, albo wyparowała. Albo ludzie dowiedzieli się jak wspaniale działa i teraz przepychają się do sadzawki, by napełnić choć pół szklanki.
Od tych myśli, zakotłowało mu się w głowie. Ponadto, poczuł pot na czole, który z pewnością był skutkiem wcześniejszego biegu.
Odruchowo chwycił koszulę, w celu wytarcia spoconego miejsca. Ku jego zdziwieniu, część materiału którą trzymał była mokra.
Zaczął przypominać sobie wcześniejsze wydarzenia. To z pewnością nie był pot. Nadzieja niespodziewanie wróciła.
Mokrą część koszuli chwycił w obie dłonie i trzymając nad ustami Stefka wyżymał materiał, tak że ciemne kratki wkręcały się w siebie.
Tym razem krople wleciały ciurkiem do ust. Na efekt nie trzeba było długo czekać. Stefek odkrztusił się, a z jego buzi wypadło parę kropel wody. Podparł się rękoma o ziemię, chcąc natychmiast przejść do pozycji siedzącej. Hipek widząc to, chwycił przyjaciela za plecy i pomógł mu się podnieść.
Stefek rozszerzył nogi i lekko pochylając się w przerwę między nimi, zaczął łapczywie chwytać powietrze.
Hipolit czuł się wyczerpany. Opadł ciężko na trawę.
Zdał sobie sprawę co się stało. Odzyskał przyjaciela. Najpierw przez swoją głupotę stracił go, a potem przez uśmiech losu odzyskał.
„Uśmiech losu. Los. To cud.” – pomyślał. Od razu przyszła mu do głowy Ania i jej prośba, właśnie do losu o naprawienie jego przyszłości. „Czyżby jej wysłuchał? Jeśli tak, to jest wyjątkowa. Muszę jej naprawdę mocno podziękować. I tak jest wyjątkowa.” - zakończył wewnętrzne rozważania.
Popatrzył na przyjaciela, który oddychał już spokojniej. Hipolit od kilku godzin nie widział go tak ożywionego. Był uradowany powrotem Stefana. Mógł krzyczeć, ale wewnętrzne płowienie się radością oraz ulgą w zupełności mu wystarczało.
- Co się siało? – zapytał Stefek, spoglądając na Hipolita.
- To ci powiem, jak oboje dojdziemy do siebie.
- Spałem? W lesie?
- Powiedzmy, powiem ci później. A tymczasem, może chodźmy stąd wreszcie.
Przyjaciel przytaknął. Chłopacy wstali z trawy. Hipek chwycił jeszcze gruszkę z ziemi i włożył do kieszeni. Po czym obaj ruszyli w stronę miasta.
Ciemność z wolna otaczała las.
Zaczął Stefek:
- Pamiętam tylko, że się kłóciliśmy. – Przypomniał sobie czego dotyczyła sprzeczka. – To Basia mnie pocałowała, ja nie chciałem, odepchnąłem ją.
- Wiem, widziałem, ale to już nie ma znaczenia.
- Jak to?
- Tak jak mówiłeś, to było tylko zauroczenie. Poza tym, cała ta kłótnia nie była o Basię.
- Nie? To o co?
- Bałem się, że jak zaczniesz naukę o ojca, to nasza przyjaźń zniknie, mimo twoich zapewnień.
- Rozumiem. Masz moje słowo, że i tak będziemy się przyjaźnić. Uwierz mi.
- Teraz wiem, że to prawda. Aha i zdecydowałem się na zdobycie fachu ojca. Jestem też gotów na naukę niemieckiego. A także wybaczyłem matce.
Stefek zatrzymał się i popatrzył na przyjaciela. Był pod wrażeniem jego słów.
- Skąd tyle zmian?
- Bo widzisz. – Kontynuowali marsz. – Pojawił się ktoś nowy. – Powiedział z uśmiechem.
- O, no w końcu. A kto to?
- Znasz ją, to Ania. – Weszli do miasta. Na czarnym niebie, licznie jarzyły się gwiazdy, pod którymi ciągnęły się brukowane ulice i rzędy budynków.
- Mogłem się domyśleć. Jednak się do niej przekonałeś?
Hipolit zaśmiał się lekko.
- Mało powiedziane. – odparł.
Młodzieńcy minęli rynek. Przeszli kilkadziesiąt metrów i zauważyli zbiorowisko przed sobą. Mimo, że był wieczór, ludzie gromadzili się tłumnie.
Hipek wiedział, wokół czego się zebrali, natomiast Stefek był jednocześnie zdziwiony i zainteresowany całą sytuacją.
Hipolit poznał ją z daleka. Choć było ciemno, jej jasne włosy lśniły dla niego. Nie mógł się doczekać kiedy do niej podejdzie. Usłyszy jej głos. Zobaczy twarz i wejrzy w błękitne oczy.
Niedługo później, w miejscu sadzawki powstała pompa. Z wody o niezwykłych właściwościach licznie korzystali mieszkańcy miasta i całego regionu. Wkrótce w mieście otwarte zostało uzdrowisko. A w nim ludzi leczono wodą z sadzawki.