6 stycznia 2016
Fragment z mroku
Wiatr lekko poruszał gałęziami drzew, kiedy ciało Szymona leżało wśród mokrych liści. Mógł mieć najwyżej dwadzieścia lat. Wokół klęczeli jego rodzice Józef i Judyta, a na ich policzkach łzy mieszały się z deszczem.
Rafał, drugi syn Wrześniów stał dalej. Bił się z myślami, nadal nie mogąc przekuć w fakt tego, co już nim było – śmierci brata.
Nagle powietrze zafalowało, między drzewami pojawiła się czerń. Skręcała się, obracała, niczym w pralce i powstał z niej Pientacz. Wyglądał jak hebanowy płomień, bez rąk, głowy, nóg, po prostu hebanowy płomień. Falował, jakby nadal się tlił.
To na nim Wrześnie skupili swoją uwagę. Nie wiedzieli jak zareagować, nie mieli pojęcia na co patrzą.
- Co…co to jest? Przywidzenie? Wy też to widzicie? – zapytał Józef.
- Tak. – odpowiedziała Judyta. – Może to dusza Szymona, ukazała nam się po jego śmierci.
Nic z tych rzeczy.
Cała trójka rozejrzała się po sobie.
- Słyszeliście to? – spytał Rafał.
Józef przytaknął oniemiały.
- Jakby głos w naszych głowach.
Jestem nim w istocie. Ten niby płomień to moje ciało, moja skóra. Nazywam się Pientacz.
Wrześnie byli w szoku. Wszyscy myśleli to samo: CO DO CHOLERY?