9 marca 2012
8 marca 2012, czwartek ( samolot )
Wino i ja, piwo i ty, ja i komputer,
ty i telewizor, one śpią , suka wali bąki pewnie przez kości które, dostała na „dzień kobiet”
Na parapecie trzy różowe prymule które za tydzień będą przeszłością.
Nie chce mi się już dziś depilować.
Sobota niedługo.
Kiedy dziś widzieliśmy ten samolot podchodzący do lądowania, przypomniałam sobie zdarzenie. Miłe i szczególne. Wracając do Polski na lotnisku w Cork spotkałam po piętnastu latach byłą
miłość. Faceta o imieniu Piotr. Byłam zaszokowana i niepewna czy
to oby nie fatamorgana ( z przyjaciółką przez tydzień piłyśmy)
Podszedł do mnie i zapytał, co tu robię i czy naprawdę ja to ja?
Waliło od niego wódą ale przystojny był jak kiedyś, choć już bardziej męski. W samolocie tanich linii siedzieliśmy i gadaliśmy o starych dobrych czasach nie mogąc nacieszyć się tym zjawiskowym spotkaniem. Było miło, nawet zbyt miło kiedy
zaproponował mi seks w toalecie. Obrócił to potem w żart nie
widząc we mnie powagi.
Dwie godziny poleciały jak ćma do światła. Lądujemy, pasy srasy itd. Cała ta ceremonia my zajęci sobą, rozmową. Dziwne uczucie że już po wszystkim, nie widziałam go tyle lat a był naprawdę dobrym kochankiem, trochę żalu i radości jednak, piętnaście lat a on mi mówi że jestem jak wino. Komunikat, pilot gada że z przyczyn atmosferycznych - duża mgła, nie lądujemy w Gdańsku. Będziemy zmuszeni lądować w Warszawie. Ja na niego on na mnie, uśmiech i cisza. Mieliśmy już plan gdzie i jak.
Dziwne uczucie, fajne ale jeszcze dziwniejsze było kiedy pilot oznajmił że „jednak zdecydowaliśmy się lądować przepraszamy państwa” itd. Kurwa pomyślałam, co teraz. Był bardziej zawiedziony niż ja. Pomyślałam wtedy: miało tak być to
znak od Boga by spierdalać.