4 lipca 2012
Pętla czasu
pętla czasu zacisnęła się na mej szyi
nadszedł czas zapłacić za tymczasowe odsunięcie
twarzy prawdy
miała ona beznadziejny wyraz
zrobiło mi się za ciasno w skarpetkach
więc przypomniałem sobie
o potrzebie, o jedzeniu, o piciu
o ruchaniu i żadna z tych rzeczy
nie dała się teraz wykorzystać
ostatni raz zdarzyła mi się taka chwila w autobusie
Trzeba się sobie dać zabić
W taki czas z chęcią zapierdolę wrogów
w twarz
zajmę się rozmową z dziewczyną i odrzucę
wstyd
Wręcz rozwiążę wszystkie problemy
prócz tego jednego
Rozwiążę jego - wszystko się rozpadnie
Lecz póki co Chaos zebrał się w sens
za sprawą swej alternatywności wobec zła
Jeśli się rozwinę nic nie uczynię
Jeśli się w sobie skulę osiągnę cel
lecz jedynie zastępczy
Bo wszystko co robię
jest zastępcze
Nie potrafię nic robić bez motywacji porażki
Z Bezruchu powstała, w bezruch się obróci,
znudzona sobą, zgwałcona przez życie
maszynka sprzeczności
No więc problem nierozwiązany jest
Mózg przechodzi w samowystarczalność.
Spojrzałem w twarz prawdy i odwróciłem się.
Nerwy mam za słabe, by jasność myślenia
wypełniła mnie i moje czyny.
Ale, że ciągle majak trwa, to jedno
jeszcze wiem.
Roślina piękna, przykryta folią,
leży na zaprószonej śniegiem polanie,
nie wie o sobie, że kształt ma
i swą funkcję, lecz ma ją, ma.
Ja jej jako roślina nie będę miał.
Lecz wolę w ciemność stoczyć się
niż żyć, bo życie jest mym panem,
a ja jego niewolnikiem,
bo nie mam tożsamości jako
twór zaprogramowany i bezwolny
w odruchach swych, który nie może się
sam zaprogramować.
Zaprogramowany przez naturę. Powołany do działania
przez cierpienie, dla ciągłego kompensowania go sobie.
Innego bodźca nie widzę.
cień kładzie się na rzekę, która wiruje
i łączy się w jedną całość z moimi myślami
rzeka przypływa i odpływa, jest pełna łagodnych wirów
Jest wolna
zupełnie tak jak ja kiedy śpię
poddaje się prawom tak, że sama jest
ich objawieniem zewnętrznym
Jest prawo rzeki.
Rzeka jest nie tylko objawieniem prawa, ale jest jego
wcieleniem.
Ja nie jestem wcieleniem prawa.
Ono się we mnie objawia, ale ja nie potrafię się stać jego wcieleniem.
Jak wielki jest margines mego odrzucenia, mej dywersji,
mojej anarchii i czy one nie rządzą się także swoimi prawami.
Prawo bezprawia to szerszy ogląd rzeczywistości, myśli bardziej wolne,
a jednak nie tak wolne.
Wszystko jest niewolą. Każda myśl, nawet tzw. wolna, każdy czyn, nawet tzw. wyzwolony, jest niewolą prawa, według którego zachodzi.
Mord "bez celu" zachodzi w myśl reakcji na stan psychiki, jest więc konsekwencją, ma przyczynę.
Jest może bluźnierstwem dla przełamania granicy, ale jest motywowany chęcią dokonania czegoś "bez celu", a to już jest cel.
Nie ma w ostateczności żadnej oryginalności, czegoś nowego.
Wszystko jest szare.
Nie można więc przełamać prawa.
Jesteśmy jego medium.
Ale można być jego wcieleniem, nie buntować się przeciwko niemu, albo być jedynie jego objawieniem (medium), czymś co chce samo stanowić o sobie, a jest jedynie zaprogramowaną maszynką, która nie chce uznać za siebie, tego czym jest, a nie ma niczego do przedstawienia jako siebie. Inaczej, która nie chce uznać za swoje tego, co ma, a nie ma niczego swojego, co by mogła temu przeciwstawić (oprócz woli), ma tylko czystą świadomość (jest medium), ale świadomość nie ma żadnego kształtu, koloru, smaku, jest pustką, nie ma prawa (to już coś).
Czy mając świadomość mamy siebie? Czy w ogóle ja mogę tu pisać i mówić o czystej świadomości, czy ja ją mogę poczuć, czy ja ją mam? Ja ją mogę sobie tylko wyobrażać. Wyobrażenie nie jest nią. Jeżeli znajduję na nią słowa, to tylko takie, które jej samej nie wyrażają, tylko mój stan, który ona wywołuje (czyli mogę ją poczuć).
Bo mam cholera świadomość!
Czy prawa mi nie służą, czy nie mogę ich wykorzystać dla siebie? Mogę.
Ale nie mogę być ich panem absolutnym (całkowitym wcieleniem), mogę dokonywać wyboru pomiędzy nimi (być użytkownikiem praw), czyli raz będę objawieniem, raz wcieleniem, a części praw będę musiał podporządkować się ze słabości (ofiara gwałtu praw).
W tym sensie jestem jednak odrębny, wolny od innych, jestem użytkownikiem praw takim, a nie innym, z wolą, z własnym charakterem, jestem czymś niepowtarzalnym.
Ale czy to znaczy, że jestem sobą?
Chyba nie mogę o sobie tak mówić, bo odrzucam swoją osobowość, jako coś, czego sobie nie wybierałem. Jako coś czym jestem, ale z czym się nie utożsamiam. Niemniej jest to częścią mnie.
Ale ja tym nie chcę żyć. Jest to dla mnie środkiem dla rozwinięcia refleksji, świadomości osoby kontrolującej, obiektywnego obserwatora, który nie chce bawić się w te wszystkie psychicze alternatywy, czerpać z tych swoich zasobów osobowości, bo ja chcę wolności od tego.
A może to tylko poza, bo nie jestem kimś zdolnym się zmieniać, panować nad sobą, stąd się od tych mechanizmów odwracam.
Gdzieś utraciłem bezpośredniość przeżywania, spontaniczność w stopniu wystarczającym, by mówić o sobie chory psychicznie, albo właśnie dlatego.
Zresztą by być logicznym trzeba stwierdzić, że każdy jest sobą (człowieczkiem), jest objawieniem praw takim, a nie innym, o sile woli takiej, a nie innej, o jasności myślenia dużej, lub żadnej, użytkownikiem albo ofiarą gwałtu, buntownikiem, albo wszystkim tym po trochu.
Ludzie mówiąc więc, że ktoś jest sobą mają na myśli użytkownika praw, albo kogoś, kto jest ich wcieleniem. Mają na myśli ludzi, którzy godzą się jedynie na to, aby uznać za siebie część tego, czym są (bo całkowita akceptacja jest niemożliwa), którzy godzą się wejść do gry, zaakceptować jej zasady, prawa, konieczność podporządkowania się im. To podstępna próba buntu.
Jako użytkownik swej psychiki, który w większym lub mniejszym stopniu może nad nią panować, być panem, dokonuję podstępnej próby buntu, bo nie chcę być bezwolny, nie chcę być niewolnikiem lęków i obsesji, chcę by moje czyny nie były na mnie wymuszane, ale by wynikały z mojej woli. Uznaję więc część praw za swoje.
Ale uznając za swoje jakieś tkwiące we mnie cele, choćby potrzebę bezpieczeństwa i spokoju, albo pożądanie seksualne, przystępuję do gry, w której grać muszę tym, co mam dane z góry, to akceptacja (identyfikacja pierwotna).
Ma się wtedy wrażenie, że ustala się prawa, że nie trzeba się im podporządkowywać, bo się im podporządkowuje z własnej woli. Pojawia się złudzenie jakby były nasze. Ale to jest już coś. Jest się wtedy, co prawda, tylko użytkownikiem, ale ogrodnikiem w ogrodzie, a nie zmykającym przed szpakami robakiem w czereśni.
Człowiek panujący nad sobą to gracz godzący się na zasady gry, pływak w rzece praw, nie jest tylko wcieleniem prawa, nie może być cały spokojną rzeką, nie jest też jedynie jego objawieniem, jest jednym i drugim.
Część praw akceptuje, jest skłonny podporządkować się im (być wcieleniem), część odrzuca (jest jedynie objawieniem).
W tym, kim chce być, jeśli wie czego chce, ustalił to (jasność myślenia) jest jego wcieleniem. To działanie zgodne z naszą naturą, z naszą wolą.
W tym, czym nie chce być, jest tylko jego objawieniem, albo ofiarą gwałtu praw lub buntownikiem. Tu są lęki i obsesje..
To piękne dosyć (albo to po prostu szamotanina), to balansowanie na linie, ciągła zmiana, to coś więcej niż bycie rzeką, to co jak rzeka ze świadomością, wolą, użytkownik dóbr, praw, emocji, uczuć kształtujący się z tych praw, emocji, uczuć w jakiś przez siebie pomyślany kształt, w nową jakość - to też szlabany, doły, koncentracja, zmęczenie, rytuały, tabu, lęk, lawirowanie, wtedy z użytkownika, pana? praw stajemy się powoli ich niewolnikiem, już nad nimi nie panujemy. Czy my w ogóle możemy nad nimi w pełni zapanować, to niemożliwe, nie ma absolutnych panów praw.
Chyba człowiek tego chce, chyba nie jest oszukiwany?
Bo czy mając wolę, mamy siebie?
Wolę ma przecież każdy, niby jest ona środkiem do bycia sobą. Wola to coś innego niż chcenie, chcemy różnych rzeczy. Wola to chcenie którejś z nich, chcenie chcenia, pragnienie realizacji którejś z nich, wybór. Wola to ta siła, która nas utrzymuje na raz wybranej drodze. Ale czy z góry nie wiadomo co będziemy chcieli realizować, jakie pragnienia? Chociaż wybory ludzi są bardzo różne, są z góry zdeterminowane jakimiś czynnikami w człowieku, cechami charakteru, prawami. A więc "nasza" wola", nie jest całkiem nasza - to pragnienie realizacji różnych rzeczy decyduje się ponad nami, chociaż wydaje nam się, że najbardziej ze wszystkich rzeczy, to wola do nas należy najbardziej? Chyba jednak jest jedna główna wola we wszystkim czego pragniemy, to wola bycia panem i chociaż jest ona dana jak wszystko, to jednak tylko temu prawu podporządkowujemy się bez sprzeciwu, uznając je za całkowicie nasze, wcielenie pierwotne. We mnie to prawo nie rodzi buntu.
Nasza wola chce wielu trywialnych rzeczy, powszechnie chcianych przez wszystkich. Głównie chodzi być może o zaspokojenie uczuć podstawowych: potrzeby uznania, bycia kochanym, bycia władcą, bycia sługą, bycia szczęśliwym, zależnie co dla kogo jest ważne. Ludzie chcą wielu różnych rzeczy. Ale te różne rzeczy dają im jedno - zadowolenie z siebie, że są tacy, jacy chcą być; czyli potrzeba bycia panem jest najważniejsza, czyli jak to mówią ludzie - potrzeba bycia sobą, wolnym, panem siebie, użytkownikiem (absolutnej wolności nie ma).