31 maja 2012
Epic of Gilgamesh
Mosiężny księżyc w pełni
wyję,
instynkt wyższy znów przyszło mi dzierżyć
łańcuch zerwany,
łapą masuję szyję.
Dzwonią dzwoneczki, uwielbiam ich melodię
jakbym całą zawartość apteczki połknął naraz spokojnie,
spokojnie, jako wampir Cię zauroczę i dotknę
jęzorem jak kolcem, tam gdzie wilgotnie
ulecisz i pomkniesz, ulotnie-
jak głowa bujająca w krainie wspomnień.
Wróć do mnie, wilk Cię nie kopnie
obwącham, oślinię i śliniakiem zwiążę,
zabierając Ci wszystkie prawa tysiącami nakazów i połączeń
byś nie chciała ciążyć
wzorkiem jak po pięciu kawach
bębni na Tobie aborygeński książę
-„jak dobrze!”
Mści się dżungla za wszystkie spalone kojce
i w kilka sekund powtarzam cud który Mojżesz
otwierając zbiornik wód czekał aż wzeszło słońce
marzenia psotne przerywa
anielski, wycieńczony głos pytając „kiedy dojdziesz?”
więc wołam swych ludzi krzyczących jak barbarzyńcy „za Tobą podążę!”
przebijając nawet tony książek
by odcień Twojej pomadki pomalował mój posążek
niszcząc całą zapisaną w nim historię
aby wspólnie z Tobą, zaprojektować Victorię!
Rozczochrana wyglądasz cudownie, więc
wszystko zawsze zwycięży
wielokrotnie, ponieważ księżyc jest mosiężny
tworząc instynkt wyższy, który przyszło mi dzierżyć
rycerską dumę, która często się pręży
łańcuch zerwany,
łapą masuję szyję,
nic przede mną nie ukryjesz
dość gadania;
wypinaj tyłek.