4 stycznia 2013
Skamielina
Niobe, po twoim podbrzuszu ślizgają się noce – śnięte
ryby, oczy zasklepione ropą. Stygnij jak trup, w pościeli
gdzie odklepane pacierze i piąstki zakleszczone na amen,
na pociechę, na głód, ranne ablucje, przywidzenia.
Zbierałaś owoce – paznokcie i rzęsy, niezagojone rany.
Na przednówku rzeki opuszczały koryta, by rozmywać
sny, muskać piersi nabrzmiałe i tłuste. Pamiętasz strupy,
zapach trzewi, cichy podskórny dryf – nosiłaś to samo
imię i ten sam niemy krzyk na ustach. Drżenie podbrzusza,
z którego wyszły dnie zimne, wilgotne, potem modlitwy
za piąstki zakleszczone na amen, na pomstę, na trwogę.
Po jędrność łydek, bolesnych ud – gdzieś między prawdą
a umieraniem. Pozwól kropli drążyć skałę; niech wprawi
cię w ruch, rozrzuci kości od ciała – oderwane.