3 września 2013
30 października 2010, sobota ( Tadek )
Wy nie znacie jeszcze Tadka,
kawał z niego był gagatka.
Na Powiślu się wychował,
umiejętnie cedził słowa.
Tadek lubił „galanterię”,
i nie nosił się mizernie.
Łańcuch, rurki punk rockowe,
i do tego mocny w głowie.
Jeździł odlotową bryką,
kasę robił jakby znikąd.
wszystkie laski, całkiem zdrowe,
on podrywał jednym słowem.
Kiedy chodził ulicami,
wnet znikały wszystkie chamy.
Żulia z ulic się go bała,
rządził wszędzie jak ksiądz prałat.
Tadek był we wszystkim niezły,
lecz marzenia wszystkie sczezły,
kiedy poznał dziwną flądrę,
co nosiła kiecki modne.
Blondie była z niej wysoka,
spoglądała nań spod oka.
Do dziś nie wiem. Była randka,
to zmieniło całkiem Tadka.
Zaczął pisać głupie wiersze,
no i marniał z każdym wersem.
Blondie tylko udawała,
ona kasę w nim kochała.
Tadek róże jej przynosił
i o rękę wkrótce prosił.
Taki struty, chodził stale
-stał się jakimś durnym wałem.
Potem ślub był i wesele
-tam poznałem rudą Elę.
Ona wszystko mi wyznała,
ot, o Blondie prawda cała.
Była dziwką luksusową,
jednym słowem zimną krową,
psychologiem z wykształcenia,
więc znalazła w nim jelenia.
To się wszystko już sprawdziło,
życie Tadka marnym było.
Blondie wkrótce mu uciekła,
pewnie do samego piekła.
Teraz tylko czasem wzdycha,
gdy pijemy razem wódkę,
że się ciężko tak „przejechał”,
wziął za żonę prostytutkę.
Od tej chwili jest już skory,
ładne dziewczę tylko pieścić
i nie wdaje się w amory,
już unika szumnych treści.
Jednak życie dziwnie plecie,
jestem pewien, że to wiecie.
Tadek znów wyskoczy w miasto,
dodać blasku jego światłom.
To historia będzie nowa,
bowiem jeszcze nie spauzował.