24 lutego 2013
schizofrenia
Wyjrzałam przez okno i nie dostrzegłam nic, prócz kulejącego półmroku. Gdzieś tylko w oddali zdawały się wyłaniać przyćmione uliczne lampy. Położyłam się do łóżka i próbowałam nie myśleć o niczym. Każda sekunda zatrzymywała się w przestrzeni i wisiała nade mną jak wyrocznia. Wiedziałam, że już dłużej tego nie wytrzymam. Te myśli męczyły mnie już od kilku miesięcy. Budziłam się co noc około godziny trzeciej i nie potrafiłam zapanować nad swoimi emocjami. To już nie była zwykła bezzsenność, to coś znacznie poważniejszego...