Proza

Diana


dodane wcześniej pozostała proza dodane później

12 lipca 2014

Rozdział II

Mogłabym słuchać opowiadanych przez nich historii bez końca. Były niesamowite, przepełnione mrokiem, tajemnicą, grozą i czymś co niepojęte. W ich opowieściach przewijały się postacie wielkich tego świata i uwierz mi, nigdy nie pomyślałbyś, że któryś z nich może mieć coś z tym wszystkim wspólnego. Pan Tadeusz zauważył iskierki w mych oczach. Tak z resztą reagowałam zawsze ,kiedy opowiadali mi o swoich  przygodach. Zaś mój nowy znajomy będący istotą o niesamowitej umiejętności snucia opowieści zaproponował mi, o ile będę miała chęć i czas, abym go odwiedziła w jego domu jak najszybciej, a …najlepiej następnego dnia.
Zaś noc tymczasem spowiła świat, a jak wiadomo człowiek rozsądny nie urządza sobie nocnych przechadzek po lesie- co jest domeną innych Bytów. Postanowiliśmy się zatem pożegnać. 
    Nie wiedząc kiedy, wróciłam do swojego domu. Byłam bardzo podekscytowana nową znajomością i tymi wszystkimi niesamowitymi historiami, które na mnie czekają. Biegając po domu
z kieliszkiem martini bianco, zjadłam szybko kolację i sprawdziłam pocztę elektroniczną. Księżyc stał wysoko na niebie kiedy kładłam się spać. Otulona Jego promieniami usnęłam. Obudził mnie świergot ptaków… Moją pierwszą myślą było, o jakiej porze powinnam odwiedzić Pana Tadeusza? Z tym pytaniem przechadzałam się po domu aż do południa. Postanowiłam, że złożę mu wizytę późnym wieczorem. Czy powinnam się do tego spotkania jakoś specjalnie przygotować? Wino? Pewnie ma w swoich piwnicach doskonalsze trunki niż te, które ja byłabym w stanie zdobyć. Postanowiłam, że upiekę swoje ulubione ciasto- pleśniaka.
    Wieczorem, z małym tobołkiem weszłam do lasu. Niestety mój brak orientacji znowu dał o sobie znać i miałam trudności  podczas poszukiwania jego domostwa. Na szczęście w pewnym momencie, kiedy byłam już bliska zwątpienia, usłyszałam gromki śmiech za sobą. Jak łatwo się domyślić był to Pan Tadeusz, niosący ze sobą wielkie siaty z zakupami.Wczoraj nie zrobiłem wszystkich zakupów… Musiałem dwa razy latać do miasta - Jesteś głodna? -zapytał śmiejąc się ze mnie pod nosem.

- Trochę – odparłam
Odpowiedział zanosząc się gromkim śmiechem
- Na twoim miejscu też bym zgłodniał, jak bym tak błądził, a patrząc na jaka ścieżkę wkraczasz, to pewnie zdążyłbym i nawet umrzeć z głodu. Nie martw się, w domu sporządzę ci mapkę albo tak na wszelaki wypadek obróżkę z adresem i nadajnikiem
- Hahaha- odpowiedziałam, bo cóż innego miałem odrzec. Nic innego nie przyszło mi do głowy, tylko dodałam: Mam ciasto…A dokładnie pleśniaka.
- Moja ulubiona! – i zaciągnął się nosem… Wspaniała!
      Z resztą ja na serio czułam, że zaraz padnę z głodu. Po przebyciu paru metrów dotarliśmy na miejsce. Mym oczom ukazał się średniej wielkości, piętrowy budyneczek w bardzo dobrym stanie, z małym gankiem i wymyślnie wyrzeźbionymi poręczami i okiennicami.  Do obrazu z przeciętnego amerykańskiego filmu z przeciętną amerykańską farmą brakowało mi tylko podstarzałego faceta z równie starym psem… i dwumetrowej strzelby .
      Weszliśmy do domu, a raczej mrocznej otchłani, której czeluście rozpraszało jedynie nikłe światło wpadające przez małe okienko na końcu korytarza. Jedyna rzeczą zdobiącą ściany tego pomieszczenia była tkanina przedstawiająca greckiego boga Tanatosa. Nie ma to jak mile powitanie gościa w swych skromnych progach - pomyślałam. Gospodarz otworzył drzwi znajdujące się po mojej prawej stronie.

-Wejdź i rozsiądź się, a ja pójdę do kuchni, odniosę zakupy… a  i daj szarlotkę, pokroję,przyniosę coś do picia  - i wszedł do innego pomieszczenia.
      Mam wrażenie, że w tym pomieszczeniu czas zatrzymał się jakieś trzydzieści lat temu. Ten dywan na ścianie, ciemnobrązowa meblościanka, pianino. Może to dom moich dziadków… pradziadków? Czy ja do tej pory miałam halucynacje? Mimo wszystko postanowiłam żywic nadzieję, że to jednak rzeczywistość,
że się tu znalazłam. Przed kominkiem, który znajdował się po mej prawej stronie stała nie wyłamywująca się spod z góry narzuconego stylu i kolorystyki kanapa, na której usiadłam. Po jakichś pięciu minutach do pokoju wszedł Pan Tadeusz, niósł ze sobą tace, na której były kanapki, herbata i mój pleśniak.

- Proszę, mam nadzieję , że Ci posmakują – Powiedział z  szerokim uśmiechem, który jak  zwykle gościł na jego twarzy… Ale… nie mogłem oprzeć się pleśniakowi. Poczym parsknął śmiechem.
Śmiech jego… - rozsadzi ściany pomyślałam.






Zgłoś nadużycie

 


Regulamin | Polityka prywatności

Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.


Opcja dostępna tylko dla użytkowników zalogowanych. zarejestruj się

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1