12 grudnia 2019
Podróż
Niejasne są drogi życia
A śmierć napełnia nas lękiem
I to pytanie na ścianie namiotu
Czy zrobiłeś już co należy
Nie ja piszę lecz słowa krzyczą milczeniem
(niczym przytłaczający swoją brzydotą fragment zawalonego muru)
To niesprawiedliwość woła o zemstę
Czy byt mój jest prawidłowy
Czy to co należy zrobiłem
nieustający refren
Czy but zbyt duży usiłuję włożyć
na zbyt drobną stopę
Na wątłe ciało człowiecze
nazbyt ciężką powgniataną zbroję
Nie ma tu dla mnie spokoju
nieświadomy jestem i chciwy zarazem
chociaż przecież nie pragnę
nienawiści widzę naokół płomienie
czasem także gdy patrzę wgłąb siebie
Lśnią światłem ciemnością i cieniem
ja wpatrzony w ciemność zastygam
z odciśniętym na twarzy jak rana bolesnym
zdumieniem
Napełniony lękiem
zgorzkniały przeszłości mlekiem
Powiedz mi Najwyższy w tej chwili
jak mam teraz bez strachu
patrzeć na ciebie
(Gdzie ten raj nam obiecany)
Liść upada bez lęku na ziemię
I życie każde zakończy się śmiercią
I kiedy patrzę na kwiatów kwitnienie
wiem że tuż za mną milionami więdną
Oto jedyne
Oto święte miejsce
jedyne nieświęte
Czy to piękno przetrwa
czy umrze wraz z ostatnim drgnieniem
serca ostatniego człowieka
wraz z czyjąś ostatnią nadzieją