13 stycznia 2021
Adam w delegacji cz.7
Su Jin ocknęła się w jadącym autobusie przypięta pasami których pomimo wysiłków nie udało jej się rozpiąć. Na siedzeniu obok kołysząc głową w takt jazdy jechała jakaś dziewczyna z włosami "na pazia", śliczna już na pierwszy rzut oka, była mniej więcej w jej wieku - Coś nam chyba dali, strasznie boli mnie głowa - pomyślała i spróbowała wyjrzeć za okna pojazdu. Autobus przesiąknięty był dziwnym jakby szpitalnym zapachem. W środku wyglądał na wysłużony, siedzenia były mocno poprzecierane a na podłodze leżała czarna, matowa jakby gumowa wykładzina. Pomimo przyciemnionych szyb udało jej się zobaczyć, że stoją obok jakiejś stacji benzynowej, jednak nie udało jej się rozpoznać której. Kierowca średniego wzrostu mężczyzna miał na głowie kaptur i nosił maskę miejską, właśnie skończył jakąś zdawkową rozmowę z kimś z tyłu autobusu i szedł na swoje miejsce za kierownicą. Nie śmiała spojrzeć na tył, ale była pewna, że był tam ich "opiekun". Na ile mogła dostrzec nie kręcąc się wyraźnie, wszystkie miejsca były zajęte przez przypięte pasami dziewczęta. Nie zauważyła, żeby którakolwiek odzyskała świadomość tak jak ona, dlatego starała się jak mogła nie zdradzić z tym faktem przed mężczyznami, nie chcąc dostać kolejnej dawki narkotyku. Serce zaczęło jej walić jak oszalałe i całą uwagę musiała poświęcić na walkę z własną paniką i przemożnym, zwierzęcym wręcz pragnieniem beznadziejnej próby ucieczki próbującym przejąć kontrolę nad jej ciałem. Z całych sił nie ruszała się więc niemal wcale, ledwo oddychała i zajęła wewnętrzną wizualizacją. Na początku wydawało jej się to niemożliwe ale potem tylko bardzo trudne, aż wreszcie się udało. Praktyka tylko mogła w tej chwili dać jej ten spokój, którego tak rozpaczliwie potrzebowała. Zrobiła to czego nauczyła się jeszcze w dzieciństwie. Wyobraziła sobie kamienny posąg Buddy starając skupić na nim wszystkie swoje zmysły i oddzielić od złowrogiej rzeczywistości odzyskując swój do niej dystans. Z zamkniętymi oczami niemal nie zauważyła kiedy ruszyli w dalszą podróż. Długie minuty kontemplowała szorstki, naturalnie chłodny i nieporuszony kamień posągu wypukłymi niewidzącymi oczyma wpatrującego się w cały czas i całą przestrzeń jednocześnie. Nasiąkała jego spokojem i nieporuszeniem aż uzyskała pewność, że otworzenie oczu nie zakończy się kolejnym atakiem paniki. Wiedziała, że jako jedyna świadoma musi coś zrobić dla tych porwanych dziewczyn i dla samej siebie, lecz brzemię to wydało jej się zbyt ciężkie do udźwignięcia - co najmniej dwóch facetów, na pewno uzbrojonych. Co prawda ręce miała wolne, lecz była przypięta na stałe do siedziska przez co czuła się niczym motyl szpilką przybity do deski. Była chwilę zła na siebie, że spanikowała, kiedy kierowca szedł do swojej kabiny, gdyby nie to przecież mogłaby spróbować okraść jego kieszenie, - Te przeklęte pasy muszą się przecież jakoś otwierać! - pomyślała, po dokładnym ukradkowym sprawdzeniu okazało się jednak że nie ma na nich żadnej kłódki czy specjalnego zamka, zapięcie wyglądało zwyczajnie, chociaż było nieco większe niż normalne i odchodził z niego ledwo widoczny czarny przewód. Domyślała się, że to kierowca musi ze swojej kabiny odblokować zapięcie, żeby dało się ono otworzyć. Jechali autostradą, doszła więc do wniosku, że wywożą je do innego miasta. Kiedy przeanalizowała dwukrotnie całą sytuację doszła do wniosku, że nie ma szans. Gdyby zaczęła krzyczeć szybko zamknęli by jej usta lub zabili i porzucili ciało w rowie, szarpanie się z pasami także nie miało sensu, groźba podobnie - nie wystraszy ich na tyle, żeby ją wypuścili, za to zwiększa ona szansę jej śmierci. Śmierć to było coś, czego na razie wolała uniknąć. Nie dawała sobie czasu na myślenie o przyszłości, lecz myśli same rodziły się w jej umyśle zalewając ją obrazami możliwych gwałtów i męczarni - widziała zdjęcia. - I tak mam lepiej od ludzi porywanych na organy - pomyślała sobie starając uspokoić - mam szansę przeżyć. Nie zmarnuj jej dziewczyno! - napomniała samą siebie. Wrażenie zamknięcia i uwięzienia było jednak dojmujące, silne uczucia wyczerpywały ją a jazda była upiorna, lecz monotonna, z zamkniętymi oczami aby nie zdradzić się przypadkowym ruchem. Godzinę później nic się nie zmieniło stwierdziła półprzytomnie - Dziwnie tu pachnie jak na autobus...- i jej świadomość zalała czerń snu łaskawie oddzielając ją od koszmaru jawy.