12 czerwca 2015
Przystań
W oddali dwie zakochane wysepki nie spuszczają z siebie wzroku
Wolno tonąc w narastającej ciszy i pogłębiającym się mroku
Za nimi dwa ciemnozielone brzegi wygięte w niezwykłym ukłonie
Wyciągają do siebie tęsknie ramiona próbując chwycić się za dłonie
Lewy usłany był długim, migoczącym płaszczem niczym niebo gwiazdami,
Prawy rozmyślał w skupieniu pośród wzgórz porośniętych młodymi drzewami.
Z głęboką nostalgią oba brzegi przymykając zmęczone już oczy
Zasypiały powoli pod hebanową osłoną nadchodzącej nocy
Srebrny sierp zwykle przypatrywał się im z nieskrywanym zaciekawieniem,
Kiedy wędrował po atramentowym nieboskłonie z cichym westchnieniem
Pozostawiał na morskiej toni długą poświatę niczym drogę do nieba,
Słuchał jak spokojna toń cichutko nuci i melodyjnie śpiewa
Po pewnym czasie do wtóru zaczynał jej też przygrywać delikatny wiatr
Kołysząc zielonymi gałęziami i marszcząc jej nieskazitelną twarz
W końcu zmęczony przystawał na chwilę pod ogromnym krzewem rozmarynu
I, odpoczywając, spokojnym wzrokiem patrzył jak chwile leniwie płyną
Potem obserwował gwiazdy stopniowo pojawiające się obok siebie.
Które nieśmiało, lecz coraz mocniej i piękniej świeciły na nocnym niebie.
A ja, siedząc na Przystani, przyglądałam się temu od czasu do czasu
Czując w powietrzu cudowną woń rozmarynu i piniowego lasu..