22 lutego 2015
Franciszek
Franciszek to nie jest imię dobre dla kobiety. To nie jest imię dobre dla naukowca. Poeta, święty, mogli by się tak nazywać. Człowiek który jest po prostu człowiekiem, który przekłada kanapki na talerzu i do twarzy mu z tym, też mógłby się tak nazywać. Los lubi płatać figle. W roku 2023 Franciszek buduję nie wielką, ale za to bardzo skomplikowaną maszynę do przenoszenie świadomości w czasie.
Pytania krążą w myśl-obiegu, jak dziecko krąży po placu zabaw. Zahaczają o czułe punkty, drażnią nerwy. Spływają strużką potu po czole. Jestem więc. Mam lat siedem, bez trzydziestki na początku. Oczy wbite w jeden punkt, by nie zdradzić, że ciało dziecka skrywa tajemnicę, że o to ktoś złamał odwieczne prawa, zdeptał je i zbezcześcił, być może w słusznej sprawie. Być może niebo nade mną, a właściwie sufit klasy, zapłacze sypiącym tynkiem. Miliony migających żarówek zgasną, a w ich miejscu ktoś powkręca złote słońca.
To jednak nie jest dobry czas na dreptanie w miejscu. Dorota, Nauczycielka, za parę sekund wejdzie do klasy. Przywita uczniów, strąci kurz osiadły w trakcie minut oczekiwań i trosk, a wtedy ja wstanę, wyrecytuję to, czego uczyłem się na pamięć w ostatnim tygodniu. Potem przyjedzie ktoś z telewizji. Świat stanie na małym palcu lewej stopy, zrobi szpagat w powietrzu, i kto wie, co będzie dalej. Kto wie, co powie na to mały Krzysiek, ten z postępującą wadą zgryzu i ostatnimi mleczakami.