Proza

Adam Pietras (Barry Kant)


dodane wcześniej pozostała proza dodane później

5 lutego 2024

Zasada Nieoznaczoności Heisenberga - SET

WYROBNIK



Umiem patrzeć jak łzawienie i umysł nieustanny;

Gdy dłuto uderza - a ja przeskakuję od źdźbła do promyka

W rześkiej i smutnej pogodzie.



Płonie znicz i są ptaszyska i w blask idą brzozy jak w umieranie.

Uderza deszcz, grad uderza, nocą była rosa; a teraz szron i błociska.

Potęga idzie przez zadumę.



Czerpię wody z wiadra. Szkliste są ulice. Prężyłem mięśnie -

Uczyłem się! Służyć dobremu Bogu.... Pokutować jak

Sąsiedzi - aż wyleje się szafirowy wodospad!



Jeszcze o kulach chodzę jak z Kozakiem walczyłem na noże;

I wierci Bóg tą kulą - i nie pojadę galopem. I myślę - Admirałem jestem

Czy chłopem?



Trzeba zostać wyrobnikiem.



SAPER



- Wierzę w wolność, ale nie w wolną wolę. To taki skrót myślowy. Bo wolności możesz pan doświadczyć, i to jest najpiękniejsza rzecz w życiu. Ale nie wierzę w wolną wolę, bo to, że pan pragniesz wolności, to się bierze z jakiejś warstwy głębszej, niezależnej od pana.*

- A zakładając, że byt jest lepszy niż niebyt, można też założyć, że piekło jest jakąś formą miłości.

- Albo nie jest wieczne, jak u Hindusów.

- Być może. Jak pan dojdziesz do własnych granic, to tam z drugiej strony się coś odzywa. Tylko trzeba się wsłuchiwać, bo to jest szept.

- Panie! Pan się niczego nie boisz?

- Ja się boję z każdym krokiem. Ale iść trzeba. To właśnie jest wolność. A wolność to jest najpiękniejsza rzecz w życiu, może najpiękniejsza w całym wszechświecie.

- Coś panu jeszcze powiem o wolnej woli i o Bogu. Bóg jest ponoć samą prawdą. Nie jest więc nieskończony, bo jest ograniczony przez to, że nie może być czym innym, niż prawdą, pięknem, dobrem. Owszem, jest nieskończony, ale w innym sensie.

- No i co?

- Jak tak jest, to on nas po prostu musi przeczołgać, bo nie może sprawić, żebyśmy mięli zasługę, jak jej nie mamy. A sam fakt życia na Ziemi jest już moim zdaniem zasługą.

- A piekło nie jest wieczne?

- Nie wiem. Może nie. Ale to jest gra, panie, to wszystko jest gra.

- A wolność?

- A wolność to jest najpiękniejsza rzecz we wszechświecie.

- To myślisz pan, że my przez tę wolność możemy próbować zrozumieć Boga? W końcu wiatr wieje, kędy chce...



DIALOG



- Wiesz? Lubię się napić. Jest noc. Sączmy sobie nasze trunki. Pobredźmy trochę o tym, co i tak zaraz minie.

- No, ja też lubię się napić. Ale co minie? Co masz na myśli?

- Wszystko minie. Świat jutro będzie inny. Nie zmieni tego żadna technologia ani żaden teokrata, żaden arystokrata, żaden merytokrata, żaden technokrata. Zmieni to twój umysł.

- E tam, pierdolenie. Jakby cały czas tak wszystko się zmieniało, to co by było? Weź sobie taką sytuację - wychodzisz z domu i masz klucze. A jak wracasz, to już się pozmieniało i klucz nie pasuje do zamka.

- Srał to pies.

- No dobra. Widzę, że na metafizykę cię wzięło. Mów, co myślisz.

- Co myślę. To nie ważne, co myślę, to nie ważne dla nikogo, a nawet dla mnie samego. Jak już powiedziałem, dziś myślę to, jutro co innego.

- I co, tu cię boli?

- Raz boli, raz nie boli. Zależy.

- Od czego?

- Jak to, kurwa, od czego? Od nastroju! Nie widzisz, że melancholię mam w sobie i powagę? Srał to wszystko pies, piękne jest to wszystko, ale mnie ciągnie na wyżynę.

- No i niewiele o tej wyżynie umiesz powiedzieć.

- Niewiele! Wejdże sam na wyżynę to zobaczysz, co sam powiesz.

- A komu to potrzebne?

- Nikomu. Mnie to potrzebne. Człowiek zwyczajny zadowala się miską ryżu i byle jaką dziewką. Człowiek ambitny miesza tam, gdzie nie trzeba mieszać. Jeden idzie pod drugiego a drugi pod pierwszego. Srał to pies. Więc jaka moja rola? Samotnego wędrowca, miłośnika gwiazd.

- I co w tych gwiazdach widzisz?

- Co widzę? Wiele. Ale widzę przez dym. Wszystko się zmienia. Mówiłem ci. Dziś gwiazda jest taka, jutro inna.

- To może tam gdzieś, jeszcze wyżej, znajdziesz jedność.

- Chuj że jedność, jaka jedność. Tu jestem, a wyżej - wyżej jest w mojej głowie. Co jest wyżej? Bóg czy mrówka?

- Jak to? Bóg!

- A przypatrz się mrowisku. Stań się mrówką na chwilę. Albo lepiej, bo tak jest - stań się całym mrowiskiem. Stań się korytarzem. Pracuj. Gryź. Układaj swoje mrówcze modlitwy. Bóg się objawił w mrowisku.

- No, ja nie wiem, co powiedzieć. Przecie to Bóg stworzył mrówki i mrowisko.

- Srał to pies, kto co stworzył a czego nie stworzył. To w ogóle nie ma nic do rzeczy. Dzisiaj stworzył, jutro nie stworzył, pojutrze skomlał, później mordował. Taki jest porządek, tak rzeczy następują po sobie.

- No i co?

- Dobre pytanie. Ja nie twierdzę, że to mnie jakoś przejmuje - że ludzie nie myślą o tym. Po co mają myśleć? Dobrzy są tacy, jacy są. Anarchiści i prezydenci. Są jak ten Bóg i mrówka.

- No to co robić, panie, powiedz mi, co ty robisz, żeby było lepiej?

- Mi jest zajebiście. Co mi potrzeba? Zarobić na życie a później myśleć. Uczyć się wszystkiego, co się nawinie pod rękę. Od ludzi się uczyć, od mrówek się uczyć, od wszystkiego się uczyć. Nic mi więcej nie potrzeba. No i wypić. A resztę srał pies, reszta się sama układa, co mnie obchodzi reszta? Niech się zeżrą, srał to pies. Taki jest odwieczny cykl.

- To w czym problem masz, kolego? Z tego, co widzę, to ty szczęśliwie żyjesz.

- A owszem, szczęśliwie! Ale nie widzisz, kolego, że wielka melancholia mnie złapała? Miejże w sobie coś z powagi.

- To się napijmy!

- Najpijmy się, pijmy całą noc, byle powoli.



MELANCHOLIA WĘDROWCA



Dziwny jest wędrowiec, który nie zna smutku. Jego serce przechowuje w sobie kamienie barwy węgla - niekiedy ogołocają go z wszelkiego życia... ale to nie smutek. To może z tego kamienia przyjdzie odpowiedź, Mądrość - na jego miarę! Bo widział różne światy i pyta - czy w górę, czy w dół, czy tutaj... Czy wolność i wiekuiste wędrowanie, przemijanie. Wzrost, trwanie, śmierć - po kole. A nie szuka jeszcze spoczynku, bo wielką radość mu sprawia wędrowanie. Nic go nie wzywa, a tylko przygoda. Czy jest w ogóle jaka wieczność, czy nie? Dalejże, w drogę...

Dziwny jest wędrowiec. Dużo pamięta, ale jakby nie rozumie. Był kilkukrotnie w jakichś niebiosach, chyba innych za każdym razem, tak, chyba zawsze to były inne niebiosa. Zalewały go spokojne wodospady anielskiego szafiru, leciał w złocistej i radosnej nocy międzygwiezdnej wolności, pijał trunki w laserowych miastach przyszłości z przyjaciółką o lodowatych jak Antarktyda oczach.

Bywał i bywa nadal w piekłach. Gdy nocował w górach ujrzał żelazny płomień pragnienia, mocy i spieczonej ziemi. Mądry i zły płomień z podziemi. Niekiedy budzi się słysząc chrzęst kolczugi i kolczastych butów, uderza go woń żelaza i smoły a demony wrzeszczą z mózgami na wierzchu, wykuwają broń. Dobrze im chyba w tym piekle. Demony szaleją lecz nie robią mu krzywdy, nie widzą go? Lecz czemu przychodzą? Gniotą się demony w piekle.

Jestże wreszcie wędrowiec na ziemi. Oblała go tkliwością światła ziemskiego jakaś bogini, której Imię jest przecież niewypowiadalne, chyba że - Róża? Bianka? Skąd to? Z nieba na ziemię? Z ziemi na ziemię? Bo nie z kosmosu przecież, zbyt ludzkie to było, zbyt śmiertelne, zbyt bolesne i zbyt radosne, zbyt matczyne, zaranne. I byłże wędrowiec w mrowisku, wśród ściśniętej i starej arystokracji - nadgryzionej w piękną, powietrzną zmurszałość oleistego słońca, takiego, które objawia się na tym świecie tylko w pośmiertnym trwaniu. I poruszał się o milimetr naprzód wśród wielkielkiej plątaniny wszelkich sznurów. Chyba Hiszpania.

Dalejże, w drogę... Niech wszystko wejdzie w palce! Znowu się co zaczyna, znowu pięknie będzie, znowu bliżej będą gwiazdy! Między dobrych "..." idę! A na razie, na razie... posłuchaj mojej żałostliwej klechdy... niech ucichnie wszelki cel i stanie się Krążenie! bo później - nie będzie na to czasu!



ZASADA NIEOZNACZONOŚCI HEISENBERGA - PODEJŚCIE PIERWSZE



I


- Przecież to se ktoś wymyślił. To były takie czasy, że se ludzie wymyślali. Znaczy w starożytności. Do XIX w. jeszcze wymyślali. A później przestali wymyślać.

- No to jesteśmy w czarnej dupie jak my nic nie wymyślimy.

- Panie! Co tu wymyślać? Już się nic nie da wymyślić. Tak do przodu wszystko poszło, że już nic nie wymyślisz. A nawet jak wymyślisz, to cię rozszarpią, zlecą się jak te szakale do padliny i rozszarpią na kawałki. Bo jesteś padlina. Panie! Ty i ja, my jesteśmy padlina.

- To co? Nic się nie da wymyślić?

- Nic. Tylko czekać. Wypijesz pan bimberku i los się odmieni. Na bimberek trzeba czekać, ot i co.

- A te szakale?

- Panie! Jak masz pan bimberek to szakale nie straszne!


III


- Panie! Jakby nie Freud, to byś mnie tu i teraz ze skrzydłami widział.

- To co ten Freud takiego zrobił?

- A spierdolił wszystko! Wszystko! Imperium zrównał z ziemią. Ja we Freuda niby nie wierzę. Ale co tam, wierzę czy nie wierzę. On i tak prześladuje, nadchodzi jak szarańcza!

- Pieprzysz pan!

- Jak Boga kocham!

- No i co?

- Jak to co? Trzeba czekać aż się los odwróci. Może dzisiaj, może jutro. A bimberek w tym pomaga.

- Pomaga!

- No widzisz pan, że prawdę mówię?

- Mówisz pan prawdę. Bimberek pomaga. Ale picie dobre nie jest.

- Nie jest! Jak się nie umie to nie jest! Bo pan pewnie pijesz na smutno.

- E tam.

- Ja wiem, że pan pijesz na smutno. Boś pan nigdy nic nie wymyślił, i dlatego pijesz na smutno.

- No tak. To niby po bimberku się los odwróci?

- A co, zły masz pan los? Dom pan masz pod miastem, tylko wejść trzeba.

- Ale mi się już nic nie chce.

- A mnie się chce, panie? A mnie się chce? Pij pan i nie pierdol. Życie jest piękne.

- Jest piękne. Ale już nie wiadomo, czy się chce żyć, czy umrzeć.


III


- W etykę pan musisz uwierzyć! Na początek napij się pan tego bimberku i zobaczysz, jak to przyjdzie łatwo - w etykę uwierzyć. Piękny pan się staniesz na chwilę. I świat też piękny będzie.

- Ale to minie, panie, ile można.

- A owszem. Wszystko mija. Elegancja też minie, bo pana robaki będą w grobie żarły. Już pana żrą. No i co? Co mi pan teraz powiesz?

- Trudna sprawa. Chyba musi tak być po prostu. Machnąć ręką i tyle.

- Jakby nie Freud to ja bym pana teraz ze skrzydłami tu i teraz oglądał.

- A daj mi pan już spokój z tym Freudem. Dobrze jest jak jest.

- Chuja jest dobrze i pan wiesz o tym.

- No bo tak jest. I co tu pan wymyślisz?

- W etykę pan wierzysz?

- Wierzę!

- Chuja pan wierzysz. W nic pan nie wierzysz.

- No tak, tak jest. Przejrzałeś mnie pan.


IV


- Ale ja ci powiem panie, z czego się biorą wszystkie problemy. Bo my nie mamy uczuć.

- Że co?

- Bo jak człowiek sobie wymyślał, to miał uczucia. A jak nie wymyśla to jest pustka.

- To to wszystko wymyślone jest? Panie, daj pan spokój! Bredzisz pan teraz.

- A ja nie wiem. Może wymyślone. Skąd mam wiedzieć? Może tak, a może nie.

- Że Bóg wymyślony jest? No, panie! To by była tragedia!

- A jakże!

- Pętlę by se można przyszykować.

- Jakby nie dzieci.

- Dzieci nie kochają, panie!

- Nie kochają. I co? Zostawisz pan że nie kochają?

- Ja panu na to pytanie nie umiem odpowiedzieć. Chrystus przykazał kochać. Ale już się nie chce, panie, czasami się żyć nie chce. A teraz to wchodzi sobie wzajemnie w paradę.

- A wie pan, o co chodzi? Żeby uwierzyć, że to jest na serio. Znaczy nie o to, że jak boli, to jest na serio. Ale że piękno też jest na serio. Tylko o to chodzi.

- Panie, do tego samego Boga trzeba!

- A jakże! No i co? Wierzysz pan teraz?

- A co pan tak ciągle z tym wierzeniem czy nie wierzeniem? Ja nie wiem, czy ja w Boga wierzę. Ale jak Boga nie ma, to jest tragedia.

- Albo epizod.

- Panie, nie pieprz mi pan już o żadnych epizodach.

- A bo co? Od pierwszego do pierwszego.

- No tak. I co z tego? Nie pieprz mi pan panie tyle o tym wszystkim. Musi być jak jest.

- No to na zdrowie.

- Pana zdrowie, bo ciekawie pan mówisz. Tylko już mi pan nie pieprz tyle.






Zgłoś nadużycie

 


Regulamin | Polityka prywatności

Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.


Opcja dostępna tylko dla użytkowników zalogowanych. zarejestruj się

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1