Proza

Adam Pietras (Barry Kant)


dodane wcześniej pozostała proza dodane później

4 kwietnia 2024

Lost Angels (smęcenie)

Dramat wolności o której pisze Kierkegaard - wszystko mogłoby być zupełnie inaczej. Mógłbym mieć jeden inny gen, mógłbym wyjechać na Pomorze w wieku 16 lat, mógłbym spotkać innych - influencerów - albo żadnych - na mojej drodze. A więc w najszerszym stopniu ogólności to mnie ukształtowało takiego jakim jestem. I co? Zdrowy rozsądek podpowiada uciec w robotę, bo takie myśli - prowadzą do czegokolwiek? W pewnym sensie zasada buddyjska - nie ma tego, to jest coś innego. Ktoś nie przeczyta moich tekstów, to przeczyta inne. Et cetera.

Od czasów Romantyzmu (chodzi mi o autentyczną epokę, która kierowała się jakimiś ideami, nie zaś o formę sentymentalizmu popularną parę lat temu wśród młodzieży) mówi się sporo o indywiduum. Jak już się w to wzrosło, to jest trochę, jak napisał Gabriel Marcel, za którym nie przepadam, ale który miał kilka inspirujących myśli - a więc, o ile do tej pory wychodziło się od bytu, teraz wychodzi się od indywiduum. To widać w niektórych awangardach, jak się bada np. jak się wzorki układają jak się zamknie oczy, a nie to, co te oczy widzą na co dzień. (Szerszy temat ale chodzi mi o co innego).

Skoro indywiduum, to mówi się też o relacyjności. I rzeczywiście - po iluś latach spacerów po takich czy innych teoriach nagle Człowiek doznał olśnienia - jesteśmy istotami społecznymi. Problem tylko w tym, że nie mamy sobie w sumie zbyt wiele do przekazania, i po kilku minutach grzecznościowych wymian zaczyna nam się nudzić i taktownie się żegnamy. Ale może to mój przypadek, że stałem się człowiekiem tak uniwersalnym, że aż nic mnie już z nikim nie łączy.

Jakąś tam drogę się przechodzi i jakoś ta droga zostawia sobie na człowieku jakiś tam ślad. Cieszę się, oczywiście, że jest tak wspaniale, smucę się, oczywiście, że jest tak źle, jakkolwiek gdzieś zaczyna się inny horyzont, horyzont fundamentów - nie musi to być bardzo zawikłane. Być może z resztą, jak wspomniałem, może to tylko mój przypadek, bo jakoś od zawsze miałem poczucie, że wszystko mogłoby być nieco inaczej. Np. zamiast wymiocin na chodniku, mógłby tam stać koszyk z pelargoniami, chociaż w sumie nie wiem, jak one wyglądają. (Works in progress.)

A więc możemy stwierdzić tyle, że wszędzie możliwe są do zaobserwowania wzory, co samo w sobie świadczy za tym, iż Rzeczywistość jako taka jest uporządkowana. Tu jednak odzywa się mój bakcyl melancholijny - i co z tego? To trochę jak śmierć wg. Epikura - tj. ten sen bez snów. Beznadziejna perspektywa, ale jak już się będzie po drugiej stronie, to przynajniej nie będzie to jakieś straszne, nie będzie w ogóle (choć znacznie przyjemniejszy niż nicość jest cichy puls wegetacji na pół godziny przed zaśnięciem). Trawestując Leibniza - "po co raczej coś niż nic". Tak, cieszę się z istnienia Świata, w pewnym sensie jest on jakąś symfonią, jak to ktoś ujął - do końca XIX w. powstawały w nim jeszcze dobre powieści. Może jestem głupcem płynącym z prądem, kiedy myślę o sensie MOJEGO życia. W pewnym sensie, jeśli dobrze kalkuluję, nie o mnie tu chodzi, lecz, pozwolę sobie na śmieszne sformułowanie - radość jakiegoś Kosmicznego Dyrygenta, kiedy już zakładamy taką istność.

Czemóż więc miałbym nie pozwolić sobie na błazenadę?

Pietros






Zgłoś nadużycie

 


Regulamin | Polityka prywatności

Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.


Opcja dostępna tylko dla użytkowników zalogowanych. zarejestruj się

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1