7 grudnia 2012
wegetariacja
Przechodzę w stan ażywieniowy, z sypialni do dróg. Nie będę tłumaczyć się
na języki obce, wytrzymam sól tegorocznej zimy. Za zrębami z okien
zasłaniałam twarz przed powiedzeniem o: mieszkam sama, sypię piaskiem, w oczy
zaglądam po zwierzchu. Jutro w wiadomościach bieżące rozwody mórz, odskryte
baseny miast, miast i miast. Mrok
otwarty do jaskrawości, anyż gwiaździście skapuje na dłonie; wiem -
sądy kwitną zwłaszcza w świetle nocy i zgaszonych spragnień. Teraz:
nie odwiedzam; piekło w palcach, gdy musiałam składać modlitwy
w papierowe muszle, do grobów, których nie ma.
A mogły pnączyć się pod nogami, targać książki i włosy, mnożyć czy
zdzielić. W kalendarzu tylko przepisy, jak kroić cebule bez
rozwarstw. Nie ubiorę cię w góry ani do dołu - zabraknie ciała, zostaną
zwoje skóry, embrionalne zasypianie gruszek.
Jestem drzewem ze zleczałą naroślą, daję smukły cień.