violetta, 8 listopada 2025
promykiem lśnię za kurczącymi się liśćmi
chłodnym wietrzykiem odciążasz łodyżki
tańczę światłem na tobie mieniąc się
i odbijając odrobiną małych miłości
złotym gruszkowym popołudniem
sam53, 8 listopada 2025
jesień zeszła z obłoków jak czas do wieczora
mgłę rzuciła na łąki jak piaskiem po szybie
chłód obudził się później - zaspał na nieszporach
z zapomnianym pacierzem księżyc nocą przybiegł
zapisany w kałuży pomarszczonym światłem
w kroplach deszczu spóźnionych o niejedną chwilę
pod uliczną latarnię ostatnią za miastem
wraz z sierpniowym wspomnieniem - gdzie ćmy i motyle
gdzie podziało się lato w różowej sukience
ile gwiazd pozostało na niebie w obłokach
ile ciebie przytulę swoim szczodrym sercem
czy jesienią mi powiesz - kochaj jak ja kocham
Belamonte/Senograsta, 8 listopada 2025
Szczęśliwego wywoływania duchów i dusz
Jestem tym, co odkryłem, tą drogą jesienną...
to mnie zamyka - duchy krążą wokół
w nowych i starych lokacjach
oddech wiosny, 3/4 Boga -
dusze listopadowe drzemią w słońcu, ziemi, dzięciole
następcy i przodkowie
Słońce jest jedno, ale to zbiór płomieni
każdy promień natrafia na bratnią skałę
cień, a w nim jaszczurka
zwinięta w kłębek, ma płomyk i kroplę w sobie
odda też ducha, moment energii, energię
ale nie wszystko jest feniksem
i umiera na jego wzór by w pełni ożyć
duch wszystkiego jest świadom, przepalające ścięgna Słońce
...lasem, grzybem, zachwytem, topielcem zieleni
i feniksem i duszą pełną dusz
pełną życia śmiercią z gwiazd i tą z ziemi - z rozkładu,
buntu świata zewnętrznego i wewnętrznego
z konania powolnego w uścisku anakondy
Umieram, ja, tylko -
jest samotna aleja, wiosną latem zimą
można, smutna i szczęśliwa
piękna, z gwiazdami, liśćmi, przenikana falami
śnieg, drzewa, samotność
można na niej zgubić duszę i ducha
w kosmosie, choć na Ziemi
w mydlanej bańce Jesieni
Belamonte/Senograsta, 7 listopada 2025
przetarta tkanina, prześwity, kształty
rozprysły się lustra
Jesteśmy nadzy
pomidory czerwienieją w słońcu na balkonie
uda kobiety obejmują koński grzbiet
Promień słońca osiada na liściach
Jesień nie tłumi uczuć, wybucha, rozmawia
porywa wszystkich, zrywa bielma z oczu
przewietrza izby
bierze za rękę i prowadzi w labirynty
wpuszczamy przepływ do środka
wchodzimy w przepływ, odpływamy
zdobywamy świat
powracamy na balkon
w czerwień pomidorów i zachodzącego
albo zmartwychwstającego słońca
przelewamy się w bezkrwawej ofierze
całujemy
absynt, 7 listopada 2025
dziewczyno z czarno białej fotografii
wydrapana twarz
zamazana data
czy pamiętasz kto je zrobił
dlaczego kawiarnia była pusta
zdziwienie
barman i napruty muzyk
rozlana kawa
nastały dni głodu
wielkiego pragnienia by latać
ujrzeć świat bez ubrania
bezwstydnie rozwarty
spacer w chmurach przekreślił upadek
połamane skrzydła
strzykawka
dawka adrenaliny by otworzyć oczy
zbyt blisko słońca
nagość i ból
nie rozumiałaś spełnienia czołganiem
mówiłem zaczekaj
urok tropikalnej nocy zgaśnie jak przepalone klisze
pozostaną rozerwane więzy
szkielety
ławice świec zanurzone w ciszy
sam53, 6 listopada 2025
nie opowiadaj mi o kobietach których nie kochałeś
nigdy nie wymażesz ich z pamięci
szczególnie teraz kiedy wspomnienia nabierają znaczenia
a ty wmawiasz je sobie omijając przedawnione kompleksy
nie wszystkie kobiety musiały być Sophie Loren czy Brigitte Bardot
nie wszystkie lądowały w twoim łóżku w akademiku
niektóre dobrze wychowane trzeba było najpierw zaprosić
na herbatę wino a czasami kupić bilety do kina
czy wszystko co najlepsze kończyło się w Gdańsku
o młodzieńczym okresie życia można by było napisać książkę
trudno z perspektywy tylu lat oceniać to co stanowiło sens życia
nawet teraz kiedy zwolniłeś i nie chce ci się jadąc autem
wyprzedzić choćby rowerzystów
wiem wiem dwa razy patrzysz na światła czy zielone jest zielonym
i ciągle oglądasz się za siebie czy przypadkiem
nie ciągnie się za tobą jakiś niedokończony wiersz
sny są bezpieczne - masz w nich te swoje dwadzieścia trzy
Belamonte/Senograsta, 6 listopada 2025
Czy człowiek jest chory cały czy tylko jego część?
dni to koszmary
a noce to czarna rzeczywistość
zapładniająca gnicie trupa
cisza piasku bez zmysłów
podróż przez warstwy ziemi
krople zagubienia w księdze ciszy
w ciele
w grzmiącym po nocach bębnie
w słomianym dotyku kapelusza
w ognistym ryku tygrysa
Te same choroby co nam
sączą z oczu gwiazd truciznę tysiąca
krew błyska nożem –
w strumieniach ludzi szuka spokoju
pękająca skórka dojrzałego uczucia
O świcie zbudzę się znów w niespokojnym nurcie
nie widać końca świata i bliskości świata
niewidzialna dłoń przeznaczenia wyciąga się po nas
spotkamy się w prześwicie jedwabnej tkaniny.
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.