Towarzysz ze strefy Ciszy, 23 august 2021
Wzrokiem w gwiazdy wbitym
Od lat chudych i tłustych
Rejestruje czasem
Jakby oka kątem - wiersz z krawędzi
Galaktyk sprzed lat miliardów
Wysyłany jakby w strachu
Jakby rytualne
Na puszczy wołanie
Przed upadkiem
Eksperci jednogłośnie się nad tym pochylili
- niemożliwe - w tamtym czasie
Alfabety miały tylko samogłoski
A i świat nie potrafił złożonej składni
Tak ładnie
Inni mówią - paranoją tu trąci
Jakże czystą - bez zamącenń
Wyborową-
Przecież wiersz ten by musiał
Zniekształceniem po drodze
I szumem tła - nasiąknąć
Zamknąć w Wieży - nim się zacznie
W miejscach publicznych obnażać
Że do serca świata zajrzał
Zamknąć tam gdzie za niebo
Bezchmurne trzeba płacić
Grą rąk wiotkich na harfie
W przenajświętszych kazamatach
Lecz tak by na okna kratach
Dźwięk wspaniały
Się nie zatarł
A ja mam taką swoją - zza krat wyszukaną
Dziurę w chmurach jak kabura
Od Nagana
Kątem oka ją otwieram
I zaczynam znów od zera
Moją z szumem tła rozmowę
Która oczy ma brązowe
I prowadzi na kwiatek z kwiatka
W kilku nieznanych obrazkach
Do punktu świata nad horyzontem
W którym miłość ma początek
I niech mówią - "wariat! Łapać wariata!"
Czekać chcę do końca świata
Na następny tła wiersz dobry
Który rozpędzi me zmory
Tej rozmowy wierszem
Nigdy przecież nie zapomnę
Towarzysz ze strefy Ciszy, 23 august 2021
Miała niesamowitą lekkość
Pisania listów do umarłych
Szły one mileniami
W stronę dawno zatopionych krain
Często te listy
Czytali wciąż jednak żywi
Przekraczający ot tak
Puste miejsca po
Słuchała wtedy
Wiader pomyj
"dla kogo ty to robisz
Na takie pisanie nie poleci
Żadna dupa
Żaden fiut się nad tym nie rozmarzy"
Jak zahipnotyzowane
Siedziały w kinie
Rzędy zastygłych nagrobków
Kogo wskrzesi następnym listem?
Towarzysz ze strefy Ciszy, 23 august 2021
Od czasu jak
Za niezgodność z kanonem
Wystawiłaś mnie za drzwi
Błąkam się po kontynentach krajach i adresach
W wyższych wymiarach bezdomności
Ciuchy na mnie pasują
Wciąż te same
W piecu bucha jak nigdy
I budzę się co rano przy Tobie
Choć to postarza
I golić się nawet musiałem przestać
Żeby nie słyszeć co dzień
Szyderstw zaparowanych luster
Po trzykroć
"nie znam tego człowieka"
Towarzysz ze strefy Ciszy, 23 august 2021
Unikanie życia już
od samego początku
nabiera cech
niemożliwości
jak być obserwatorem
w tym tearze jedynym aktorem
jedyną publicznością
jedynym recenzentem tak
żeby się wpis
w archiwach żadnych nie zachował
Jak być motylem który
skrzydłami swoimi
nie wywoła tsunami
na lewej półkuli
jak żyć by światu bokiem
nie wyjść na żadnych zdjeciach
Jak nie być gdy matka
tuż po porodzie zrobi
z ciebie na chwilę
centrum świata
Towarzysz ze strefy Ciszy, 23 august 2021
Ty - Polak - najlepszy druzjej
Bez was dusze nasze krwawią
Ja poleję - zostań dłużej
Gość mi w dom a będę zbawion
Mordę twoją trza lać batem
Lachy wszystkie takie same
Zesłać was za Ałma-Atę
W "Prawdzie" pisać - Polak - chamem!
Bez was pusta Ukraina
Wiersze łkają tęsknotami
Że jest źle - nie wasza wina
Pyska daj-a z serca kamień
Ale w gównach was wytarzać
Trzaskać aż by ręka puchła
Krzyżować was na ołtarzach
Potem spalić wasze truchła
My musim się trzymać razem
Prócz was nikt nas nie rozumie
Chodźcie światu wnet pokażem
Co Słowianin zrobić umie
Stańcie tu - my wam nóż w plecy
Przyjaźń przecież nie zabawa
Bo my mali tak i wielcy
Riezać Lachów - Lachom sława!!!
Towarzysz ze strefy Ciszy, 20 august 2021
Bywało że z niej się śmiano
Pochylała się nad wierszami
Pożółkłymi
Mówiła do nich
Jak do ludzi
"wy jedne mnie rozumiecie"
Dźwięki czyste jak łza
Jedyne światy które potrafiła
Znieść
Unieść
Stworzyć
Zdrapywała potem z siebie
Warstwę za warstwą
Wszystkie odcienie
Uleżałej czerni
"a was złamią nawet
Trzy dni
Ciemności"
Towarzysz ze strefy Ciszy, 20 august 2021
Machnąć ręką - tak od niechcenia
Strącona przypadkiem ze stołu
Klepsydra
Zatrzymuje czas między
Punktami A i B
Między punktami ja i ty
Z rozbitego szkła
Wachlarzem ścieli się po podłodze
Piasek liter
Nieraz całe zdania
Przestrzenie przemilczeń
Rozdziały ksiąg
Które co dzień światu
Przez palce
Pochyl się poeto
Nad tą solą w oku
To cała twoja wena
Cała nadzieja na życie
Na odpuszczenie grzechów
"nie wiedziałam że
Ilość liter jest skończona"
Przez łzy i nosem pociąganie
Łka teraz
Zbierając literkę po literce
Przełyka ciężko momenty
Tu jakby zlepek przypadkowy
A układa się w jej imię
Tam dawno opuszczony wiersz
Z wybitymi oknami
W którym już nikt nie mieszka
Tam dalej dobry tytuł na książkę
Z tego pod stołem byłby dobry komentarz
Pochyl się poeto
Pomóż jej zbierać
I nie zmarnuj juz żadnej
Wykorzystaj wszystkie
Do ostatniej
Zanim znów
Wywrócisz swiat do góry nogami
Towarzysz ze strefy Ciszy, 20 august 2021
Odklejam się od Ciebie
Jak brudna koszula
Z poszarpanymi mankietami
Być może jeszcze
Mógłbym się przydać - na szmaty
Do łatania jakichś antyków po babci
Lub wyściółka u kota
Ale czas jest obfity w dobrobyt
"po co mi Bóg - skoro mnie stać"
Trzesz po bandzie wyświechtanej retoryki
Granty przyszły na czas
- to rzadkość wśród braci piszącej
Co to za poeta - bez eksmisji
Bez cienia monitów
Bez oparów w ostrości
Krytyka była bezlitosna
Opadam bezwolnie na stos
Ciuchów jeszcze do prania
" jaka ona była dla ciebie?"
Pytają warstwy przy ziemi
Jeszcze widzę fragment Twojego uda
Szpicę kolana
I nagość
Otuloną już innymi
Towarzysz ze strefy Ciszy, 20 august 2021
Z tamtych lat
Nie dotrwała do dzisiaj
Ani chwilka
Szpetne bohomazy
Urywków i mgnień
Skrzętnie zamrożone
W pamiętnikach
Tracą powoli datę ważności
Bledną
Nauki Chrystusa
Wystawione na żar
(na żer?)
Słońca
Tak upalnego lata nie było
Chyba od czterdziestego drugiego
Chichoty upalonych
Przy stolikach z piwem
Cze gewarą upodlonych
Roztrząsają-rozszczepiają na główki
Nagłówki tygodnia
Autobus sprawiedliwości
Przejechał polską patologię -
Wpis w zbiorze szyderstw na kolanie
A mury wciąż swój
Szept cicho szumią
Nie ocalała ani chwilka
Na cymbałach płyt chodnika
Grają od spodu
Białe palce
Grają hymny - marzenia
O tych wszystkich chwilkach co ugrzęzły
Przepadły
A mogły - opóźnić autobus
A mogły - opóźnić meldunki
A mogły - obudzić
A mogły rozwiać pył
Czarny pył
Towarzysz ze strefy Ciszy, 20 august 2021
Poszliście w bój poszliście w ogień
Do dziś Warszawa duchem lśni
Zapłacić szliście ceny srogie
By bruk kolory przybrał krwi
Warszawskie dzieci - poszłyście w bój
A dziś hien-sępów rój
Wyrzuca w stosów gnój
Wspomnienia
Warszawskie dzieci-poszłyście w bój
Człowieku szary - stój!
Być może tu dziad Twój
Umierał
Czas wtedy życiem waszym szastał
By miernoty w orderach
Po latach w sosie kłamstwa
Mogły udawać bohatera
Warszawskie dzieci - poszłyście w bój
A dzisiaj partie szuj
Wasz trud i ból i znój
Sprzedadzą
Warszawskie dzieci - poszłyście w bój
By dzisiaj byle chuj
Przywdziewał fałszu strój
Śpiewając
Dzieci Woli w całych tysiącach
Piętrzące stosy z dnia na dzień
Głosów chórem do czasów końca
Premierom szarpcie słodki sen
Warszawskie dzieci - poszłyście w bój
Narracjo im się pruj
I prawdy gęsty słój
Obnażaj
Warszawskie dzieci - poszłyście w bój
A dzisiaj każdy tuz
Świętości sprzeda gruz
Lichwiarzom
I tylko łzy tych weteranów
Co byli z Wami w tamte dni
Moc mają by nieść pieśń ku Panu
By sen spokojny Wam się śnił
Warszawskie dzieci - poszłyście w bój
Kanalio ty się bój
Bo prawdy wielki zwój
Cię strawi
Warszawskie dzieci - poszłyście w bój
Leć w eter żalu mój
Na każdy cmentarz twój
Warszawo....