Poetry

Pi.


Pi.

Pi., 23 july 2010

między jej udami był koniec i początek świata

fado leniwie obijało się o wysuszone na pieprz kamienice.
wielokrotnie zmienne. w tych koniugacjach któż zdolny był
kochać? irytowałaś się na poczekaniu. mogłabyś być godną

przeciwniczką Batmana i trząść Nową Hutą niby karykaturą
Badham, ale nie w lipcu. tu lato wysysa aktywność żądłami
komarzyc i słońcem spotęgowanym przez kompleksy prawie

Krakowa. inaczej nocą. włóczyć dało się tylko przed piątą
rano. byliśmy zmysłowymi kolumbami Suchych Stawów.
nie rozumieli nas tubylcy żujący razowość pomiędzy

wypluciem z ruder a tramwajową galerą. nie rozumieli,
że ufaliśmy we własną pieśń Horacego, tak jakby była
Pieśnią Ludzi już od pierwszych ust. poza ich wyobraźnią

było, że można refreny wycałowywać z siebie nawzajem.
podejrzewałem - gdzieś tam zaczynał i kończył się czyjś
świat, ale cały mój mieścił się między twoimi udami. taśma

z fado wkręcona w fiński wentylator szumiała przeciągiem
fiordów wprost w rozgorzałą pieśń pieszczot. jedyną pieśń
nad pieśniami w uwerturze na duet gwałtownych ciał.


number of comments: 2 | rating: 2 | detail

Pi.

Pi., 21 july 2010

dogrywka i karne

mógłbym strzelić ci gola
przy takim nic-ci-się-nie-chceniu
to dla mnie żadna sztuka
nie ma co rżnąć
głupa
strzelę sobie za to setę
zamiast karniaka
jesteśmy kwita

w wyniku samobója objawiły się
skłonności
jestem spod znaku strzelca
ale zawsze kłamię
gdy to komuś mówię prosto w okienko
przeważnie trzy strzały serca
później
mam poważnie przestrzelone

totalitarnie z główki
wygrywasz po dobitce mnie żywcem
na czczo

zgodnie wymieńmy koszulki


number of comments: 3 | rating: 4 | detail

Pi.

Pi., 21 july 2010

opowieści lasku smołdzińskiego

spaliny mąciły w głowach nie gorzej niż pierwszy
wdech marihuany. coraz łatwiej było drzeć z gardeł,
że jeszcze jeden ułan dzisiaj i refren o Kryśce

z przytupem o smołdziński asfalt. gdzieś przed nami
szumiało morze obiecane, pamiętasz? mojżeszowałem,
że jeśli przestaniesz śpiewać, to otworzę ci suchy

tunel aż do samej Szwecji. tak łatwo było wyjść
z domu z jednym celem i jedną kanapką. ze smalcem
była, ale gdy pokochaliśmy wydmy, tłuszcz wtopił się

w podrabiany przez kitajców plecak. głód? łaknęliśmy
życia jarając na zmianę ekstra mocnego i popijając
marzenia skwaśniałym kompotem z węgierek. udawaliśmy

że to jest już ten hakslejowy świat, to niby Shangri-La
błyszczące zza witryn sklepów Baltona. pod wieczór
rudy milicjant wylegitymował nas z raju. na 48 godzin.


number of comments: 9 | rating: 4 | detail

Pi.

Pi., 20 july 2010

konzentrationslager parnas

rzeźnia nie będzie kwietną łąką,
tylko dlatego że zamknę na sztywno oczy.
nowotwór wątroby nie przeprowadzi się
gdzie indziej, jeśli przestanę myśleć,
że jest niechcianą częścią mnie.

omijanie karkołomnym slalomem
niewygodnych z pozoru słów:
pedofil, kał, sperma, stwardnienie rozsiane,
czy auschwitz-birkenau w końcu,
nie współtworzy piękniejszego świata,
lecz fałszywy w pełnej mentalnej ułomności.

poezja jest silniejsza niż nożyczki.
poezja jest mocniejsza niż czyjakolwiek
plwocina (nie wyłączając twojej).
poezja nie jest opisana granicami,
lecz jej neofici są zbyt płasko ograniczeni.

na całe szczęście Hipokrates
nie był hipokrytą do samego końca.


number of comments: 8 | rating: 4 | detail

Pi.

Pi., 19 july 2010

grzybobranie

nic w tym nadzwyczajnego.
na obiad wybielona grzybowa,
syknęłaś w zakleszczone
siekacze. milczałem za wczoraj,
jak dobrze wychowany młodnik.

kiedy zaklinowałaś scyzoryk
wewnątrz zcapierzonej garści,
napoczął się sezon wyskrobań
między drugim a sąsiednim
paluchem lewego płaskostopia.

dobrze że nie wyrywasz razem
z grzybnią. da się przemilknąć
gdy zamknięte oczy. nigdy
nie przypuszczałem, że zaufanie
ma smak niedociętych paznokci.


number of comments: 8 | rating: 4 | detail

Pi.

Pi., 19 july 2010

urodziny

Dżony kończył siedemnaście
wino kończyło się w nas
pomyślałem że już czas
sprawdzić jak to jest
kiedy komuś kończy się ten świat

bo w kamienicy te dwa piętra niżej
bo mieszkał gość co go zwali Ożygańcem
bo pić lubił choć pić nie umiał
nie miał kasy
nie miał pracy
nie miał rodziny
to pomyślałem
to po co mu całe te życie
to my przynajmniej się czegoś nauczymy

i wypiliśmy ćwiartkę
i zanim Dżony zanurzył w nim nóż
i poduszka się przekrwiła Ożygańcem
i kurwa kolo nawet umrzeć nie umiał szybko
i tylko problemy robił

założyliśmy się oba z Dżonym
jak długo będzie mu ciekła ta krew z brzucha
chciałem wygrać to trochę poruszałem kosą na boki
gdy Dżony nie patrzył bo poszedł sobie zrobić
kanapkę z pasztetem Dżony jest skurwiel
bo dla mnie pasztetu już nie starczyło
a suchy mi jakoś tak nie smakował

popatrzyliśmy do samego końca
popaliliśmy po całym jak dorośli
my nie dzieci że pół po pół
zrobiliśmy zakupy w Żabce na rogu
bo stara chciała pomidory na kolację
życie potoczyło się normalnie
a przynajmniej Ożyganiec
się już nie męczy


number of comments: 2 | rating: 6 | detail

Pi.

Pi., 18 july 2010

moja menado...

moja menado
mżawią mi się wspomnienia
zamazane jak szyby
w rzadko odwiedzanych oknach
szron tam gdzie powinno
parzyć nieskromne palce
namacalny mrok uciska
tę błotnistą drogę
o jednym zabliźnionym skraju
prosto w koloidalność uczucia
a potem
gejzer gwiazd w twoim oku
i ten szept finezyjny
jak nasz pierworodny grzech

jakoś jest inaczej
jakoś jest
jakoś
ja


number of comments: 1 | rating: 3 | detail

Pi.

Pi., 16 july 2010

tabula rasa

...pałka zapałka...
na razie grają w chodnikowe klasy
ja pierwsza ty druga ona na końcu
ty gimnazjum ona liceum ja uniwersytet
ona ciąża ja aborcja ty rozwód

.......dwa kije...
na razie rzucają niewinną kredą
piekło niebo powtórz ostatni rzut
za mamę za tatę za zdrowie dziecka
za zbrodnię za karę i za sumienie

...........kto się nie schowa...
na razie wieszają się na trzepaku
pupą w okno wścibskiego sąsiada
stopami gniotąc cukrowane obłoki
relanium żyletka rak - nie teraz

...............ten kryje...
na razie są niezapisaną kartką
wolną od świadomych albo-albo
albo mieć święty spokój duszy
albo ołtarz malinowego beemwu

...................kto się nie bawi...
na razie bawią się w beztroskość
łapaną na wabia naiwnych ocząt
na zabawę w wiarę nadzieję i miłość
jeszcze przyjdzie najwyższy czas

.......................nie żyje...


number of comments: 5 | rating: 4 | detail

Pi.

Pi., 15 july 2010

szmer

to nie miłość
to tylko niewielki
szmer w lewym przedsionku
od tego się nie umiera
od tego się jest
ostrożniej
spokojniej
bardziej
jest

się wyraźniej
odczuwa strumyczek bólu
bo to nie to
a właśnie tamto
o czym starasz się
nie pomyśleć


number of comments: 6 | rating: 7 | detail

Pi.

Pi., 14 july 2010

żona Lota

Sodoma jest jedna, choć widzisz ją w każdym.
zaprzecz i zmień pryzmat lub przeskaluj uczciwość
na dostępną dla mojego rodzaju. zgaś światłość,

a będziesz samotny z własnego wyboru. muzyka
polifonicznej hosanny i bałamutne modlitwy z ajpoda
nie zastąpią ci krnąbrnych zabawek. to nie twoja

wina. to nie twoja bardzo wielka wina. dojrzeliśmy
do asertywności na pokaz, więc zabierz tombakowe
aureolki. asceza nie stała się moim rajem. witalność?

nadstawiałam ciała na szum pokus i wdychałam je
pełnymi biodrami. oczyszczona czy nie, i tak nie będę
pierwsza na listach poszukiwania cnót. nikim bardziej

i nikim mniej, niż odarty z imienia grzech. ja mam siłę
stawiania tez o twojej domniemanej dobroci, gdy z błota
wygrzebuję monetę. mam czelność określania wniosków,

gdy rozsiewasz nowotwory zbyt blisko. ikony pękają,
jak słone gałki oczne, tej która się zawsze odwróci,
bo nie nawykłam wierzyć na słowo. zwłaszcza twoje.


number of comments: 4 | rating: 4 | detail


  10 - 30 - 100  






wybierz wersję Polską

choose the English version

Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1