Poetry

janusz pyzinski


janusz pyzinski

janusz pyzinski, 7 october 2012

powroty




 
na pewno będziesz tu kiedyś
pomiędzy pomóż mi a odejdź
dotknij otul każdą literę
w picie kawy bez cukru
i bruzdy dni zaprzeszłych
jak suchy badylek
nie chcący liści wypuścić
 
nie napiszesz
więcej śladów na piasku
przechodząc pod niebem
z białą laską świtu
gdy na plecy zarzucona niskość
podwieszanych sufitów
w chichocie zamykanych drzwi
 
jak złodziej handlujący cieniem
podpierającym strop dębu
oddzielać będziesz duszę od ciała
aż stanie się motylim skrzydłem
zanim pofrunie w inną księgę
będę czytał z niego twoje imię
i płonące w ustach czereśnie
 
i chociaż policzysz do końca
ile razy tak było a ile być mogło
nie podstawię do wzoru
by wyznaczyć sekstantem  
odległości posłuszne marzeniom
by odziać stopy w harmonię brzasku
aż tyle trzeba żeby wrócić
 
czasami odejście jest defibrylatorem
ratującym miłość
potrzeba nam chwili
żeby zrozumieć powrót
 
 
 
 
 
 


number of comments: 3 | rating: 8 | detail

janusz pyzinski

janusz pyzinski, 6 october 2012

dotykanie


zamknij mnie w złotej klatce
a opowiem ci wolność błagającą o dotyk
rodzącej się czystej karty
by wchłaniać w pamięć tworzywo
w zupełnie nowych barwach
śladów których szukać próżno
gdy noce wtulają się w sen ciemny
niczym ziemia za paznokciem księżyca
jak w ucieczkę od koszul
zaprasowanych w idealne kształty
 
a sady śliwieją wiążą babie lato
w pajęczy kordonek
wiatr  skrzydłem załamanym
w zarysie kondora
znów niesie poranek
garściami kradnący złudzenia
że w dzieciństwie trwał dłużej
i kładzie się w cieniach
cały bezmiar lata
pachnący pleśnią i skoszoną trawą
 
zanim zgasną mlecze
nie wymyślisz śmierci piękniejszej
od tej która przyjdzie
i ust otwartych w szerokim zdumieniu
kim jest ten który stoi w lustrze
wrysowując się w przestrzeń
jak ty w ostatnią garść pytań
rzuconą przez życie
czy to wschód jeszcze
czy to zachód właśnie
 
zamknij mnie w złotej klatce
a opowiem ci wolność
tylko nie dotykaj
 
 
 
 
 


number of comments: 3 | rating: 15 | detail

janusz pyzinski

janusz pyzinski, 6 october 2012

zieloność


zielono mi od rozmów doniczkowych kwiatów
i równocześnie ciężko od krzyku oswajania kresu
i smutno tak jakoś zamkniętemu w rozdarciu
pomiędzy dziełem Boga a dziełem przypadku
 
błądzę przedeptując z nogi na nogę by gonić
obgryzany nerwowo czas kopru i malin
z dłonią wtuloną w ciepły dotyk losu
jakby zanurzony w lniany obrus włosów
rozrzuconych w początek soczystych tajemnic
gdzie krąży zazdrość mężczyzn i obłuda kobiet
zachwycając i zabijając napotkanym pięknem
w podróży do celu takim w nas odległym
jak rozpadająca się pamięć twarzy
pod zamkniętymi powiekami
 
gdy nie będąc sobą choć jesteśmy w sobie
jak kwiaty z naszej łąki stając się wieńcami
stajemy u bramy mgły haftowanej rozstaniem
lub statku ze złamanym żaglem
ale dopóki jeszcze w zielone gramy
zieleniejmy powojem i żartem koronek
rozbierając się z tego co mamy pod spodem
twoje piękno rozgrzesza przecież ze wszystkiego
każąc się unosić nad konfesjonałami
w godziny zrodzone z minut nienazwanych
 
gdzie czas przepływa kaskadami niby mleczna droga
zamyka usta kwiatom gdy przemawiają nagie białe skały
a wszystkie ważne sprawy taplają się w kałużach
po wczorajszym deszczu i świat zielenieje świeżością
 
 
 
 


number of comments: 0 | rating: 4 | detail

janusz pyzinski

janusz pyzinski, 6 october 2012

poniewczasie


nie chcę się wcielać w strukturę domu
nie umiałbym stworzyć go od początku
który jest dziełem przypadku od czasu do czasu
albo braku rozsądku z którym rozmijam się codziennie
 
wszystko to trwa we mnie jak dziesięć przykazań
zapis stołu w kwadraturze głodu wyglądanie z okna
na to co nie przyjdzie dwie nogi dwie ręce i jeszcze
więcej tych podwójnych w pojedynczym sercu
 
i w drzwiach pojedynczych czekających powrotu
po kolejnych wyjściach z jedną parą oczu na patrzenie
w niebo z płomieniem na plecach gdzie krzyżuje się światło
oranego raju od daty której nie zapiszę bo już nie pamiętam
 
nie udźwignę domu jak drzewo korzeni to one dźwigają cały jego
ciężar niby lustro wszystko to co przed nim pozostało jeszcze
mierząc się z krajobrazem który gdzieś zniknął nim go zbudowano
marzę by dotykalne znów słowem się stało pod drewnianym dachem
 
gdzie matka i ojciec odwiedzają wieczorami wspomnienia przesuwając
godziny w paciorkach różańca jak w maszynce do wygodnego umierania
czując bliskie nieba zstępowanie co chusteczką wypędza żal z oczu
że to już objawia się bliskość bliskością w znajdowaniu niebieskiego szlaku
 
cztery ściany domu a stron jeszcze więcej w którąkolwiek patrzę
pytam siebie co będzie kiedy się obejmę ramionami smutku wśród
zapachu pustki – nie będzie bo było i mieszka już tylko w zamkniętych
powiekach miałkim szepcie piasku o żywocie materii wyzwolonej z czasu
 
i stanów popłochu i stanów skupienia rozbieranych ze snu widoków
za oknem i w sercu gdzie kiełkuje ziarno konieczności wyboru pomiędzy kamieniem a trawą pomieszało się jak kulki w tyglu toto-lotka oferującego radość z tego co się nie ma poniewczasie z pragnieniem i żalem
 
 
 
 
 
 


number of comments: 2 | rating: 6 | detail

janusz pyzinski

janusz pyzinski, 6 october 2012

niech się stanie



 
i niech się wola twoja stanie
jak staje się codziennie
gdy balansuję w podmuchach czasu
między miłością a rozpaczą
pieszcząc chropowatą gładkość
samotny jak ślad człowieka
na bezludnej wyspie
 
będzie jak ma być nie inaczej
nic nie jest dobre w całości do końca
zawsze jest jakieś ale i zawsze
dwie strony medalu
pamięć i zapomnienie zegara
co czas kochając zabija
by można było umierać parami
 
omijać nieistotne miejsca
dziać się nie do uwierzenia
zagadani  zamienianiem w mgnienie
które właśnie zwyczajnym się staje
i bije jak wielkie dzwonu echo
bezmyślnie nie wiedząc po co bije
komu na trwogę a komu na święto
 
i niech się twoja droga stanie
otwartą furtką nawet niedomkniętą
na oczekiwanie tego co przed nami
w cierpliwym niesieniu teraz już na zawsze
by być pewnym miejsca i kierunku drogi
jak siebie dla siebie i powietrza w płucach
przy głębszym oddechu
 
co miało się stać to się stało krzyżują się i plączą
chwile już w chwili wyjazdu tęskniąc za powrotem
i słowa powracają słowem jak jaskółki do gniazda
pod domem który stoi tutaj tyko po to by z bliska zobaczyć
to co próżno szukać nawet bystrym okiem
jak pszczoły zasysają z malwy szafir namiętności
niepewne zastygłych dotknięć przygaszonych ust słońca
 
 
 


number of comments: 1 | rating: 4 | detail

janusz pyzinski

janusz pyzinski, 6 october 2012

geometria cieni


 

szkoda że drogi nasze równoległe

zamieniają drzewa w rozpędzone konie

i wśród słonecznych kalendarzy

zakreślamy koła stąd dotąd do licha

opisane promieniem łańcucha

 

po licho nam droga bez końca

i ciała których nie możemy rozebrać

by zaczepić się na swoich biodrach

jak motyle czas odmierzając

od kokonu po skrzydlate barwy

 

z cholernie głupiej geometrii cieni

czystej kartki papieru-milczenia

w zaśmiecony czekaniem atlas

gdzie platonicznie wchodzę

w najbardziej romantyczne miejsca

 

gdyby choć oddech uchylonych drzwi

na który mimo wszystko nadstawiamy głowy

pomiędzy słowem a zmrużeniem ciała

w nieudanej podróży do brzegu kasztana

aż szkoda że tutaj nas nie ma

 

mijamy się jak sekundnik z czasem

który w nas szybciej obumiera

i już nieważne który raz

palcami muska zielone źdźbła

białego kruka bezsenności

 

tu gdzie mieszkamy prawie bezdomnie

bez świateł i skrzyżowań na rondzie

wszystkich świata stron i w którą stronę

by cię spotkać stojąc tyłem do słońca

aż znajdą się nasze twarze w cieniach

 

 

 

 

 




number of comments: 6 | rating: 7 | detail

janusz pyzinski

janusz pyzinski, 6 july 2011

mój pogrzeb

a kiedy świat się za mną zamknie
głuchym werblem ziemi
to kto mi niebo otworzy
jak nie przyjaciel skowronek
z nim tyle świtów zaorałem
pacierzy tyle co ziaren
wystarczy by łan pszenicy mógł szumieć
o pocie wsiąkniętym w korzenie

i kto jak nie kary zawiezie
w krajobraz ciszy za miastem
z sosny co ją kiedyś sadziłem
cztery deski zawinięte w półkoszki
moje małe mieszkanko jadące
na ostatni targ

przekupne dzwony rzadko bijące radość
mkną z tabunami polnych koni
za krzyżem drogi episkopat łąki
z chórem pszczół intonuje psalmy
najlepsi pszczelarze w żałobnych woalkach
wybierają miód z każdego ula
pasieki moich dni

ostatnia przemowa słońca i cienia
z którymi tyle przebyłem dróg
a potem już tylko Matka Ziemia
otworzy podwoje ramion
i przyjmie mnie jak syna

na kirze nieba kaczeńców złoto się rozleje
a Frasobliwy obolały nareszcie się uśmiechnie
- masz czas?-to sobie pogadamy


number of comments: 4 | rating: 6 | detail

janusz pyzinski

janusz pyzinski, 5 july 2011

...i...

czasem
odejście jest defibrylatorem
ratującym miłość albo
licznikiem wierności tęsknoty

potrzeba nam chwili
żeby zrozumieć powrót


number of comments: 7 | rating: 7 | detail

janusz pyzinski

janusz pyzinski, 5 july 2011

dla Niej

byłyście jak ziarnka maku
w zaciśniętej dłoni
poprzez palce jedno
odzyskało wolność
dziś w naszym ogrodzie
pielisz grządki
i kwitniesz najpiękniej
jak tylko Ty umiesz


number of comments: 2 | rating: 8 | detail

janusz pyzinski

janusz pyzinski, 4 july 2011

politycznie

spieprzaj dziadu
usłyszał dziad
śliniący się na widok obrazu


number of comments: 4 | rating: 8 | detail


  10 - 30 - 100  






wybierz wersję Polską

choose the English version

Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1