Poetry

Michał F.


Michał F.

Michał F., 9 june 2010

Mój ołów

Samotności! Dopadasz nieoczekiwanie…
Nieraz nie rozpoznam, czy to rzeczywiście
Ty się kryjesz w takim stanie…
Czy siedząc wieczorem wśród szaf towarzystwa
Mogę mówić o tobie? Czy wypada mi cię obgadywać?
Gdy jesteś tu ze mną we własnej osobie?
Siedzę z tobą twarzą w twarz,
Mówię, żalę się… co w zamian dasz?
Spoglądam z tęsknotą na szaf smukłe cienie,
A ty dajesz mi swoje milczenie…
Dzisiaj jesteś mi jakoś dziwnie obojętną…
Chyba się już przyzwyczaiłem…
O ty jedyna mnie nie zawiedziesz!
I pomyśleć żeś kobieta…
A może ja się w tobie zakochałem?
Myślę czasami o tobie,
Gdy w ludzi jestem tłumie.
Czy to świadczyć może o mojej chorobie?
O chorym rozumie? Z miłości do samotności?
Samotności dziwna jakaś jesteś,
Bo gdy ktoś przyjdzie to ty już uciekasz, już cię nie ma,
A może ten ktoś chciałby ciebie poznać?
Może cię pragnie tak, jak ja cię nienawidzę?
No i co tak siedzisz? Co się gapisz? Przecież wiesz,
Że nie będę z tobą szczęśliwy… Nie licz nawet na mnie,
Bo nigdy mnie nie posiądziesz na własność!
No i jak można z tobą wytrzymać, gdy milczysz?
Oj ja nie lubię takich milczących kobiet,
Bo ciągle muszę podtrzymywać rozmowę.
To mnie męczy, gdyż daję wiele od siebie
Nic nie otrzymując w zamian.
Jak na jakiejś beznadziejnej randce…
Oj kiedy ja się ciebie wreszcie pozbędę?
Ty ciągle jesteś przy mnie pomimo chwilowych przerw,
Gdy jestem z kimś innym… Natrętny baboch!
Jak ci mówię, że cię nie chcę to po co przyłazisz?
Nie jest ci głupio? Ja bym się ze wstydu spalił,
Jakbym takie coś od kogoś bliskiego usłyszał.
No i słysząc to dalej nie odchodzisz.
Wierna jak pies… suka…
A ktoś kiedyś powiedział: ‘Milczenie jest złotem’-
Możliwe. Lecz samotność- ołowiem…


number of comments: 1 | rating: 17 | detail

Michał F.

Michał F., 9 june 2010

Próchno

Myśląc, że tylko drzewa
Zarażone próchnem być mogą
Byłem w błędzie.
Ludzkie dłonie, serca, umysły
Bardziej są zgniłe niż
Drzewa gałęzie.
Ludzkie dłonie, serca, umysły
I ludzkie wszędzie…
Pod korą ludzkiej cielesności
Kryje się próchno- takie z krwi i kości!
Kryje się prawdziwe oblicze, drewno rozwarstwione,
A kora okrywa to próchno
Jak mąż okrywa żonę w miłosnym akcie.
Ratunek znikąd nie przybywa
A próchno mnie i ciebie kaleczy.
Drzewa są w tym lepszym położeniu,
Bo dzięcioł może je uleczyć.
Gdzie są dzięcioły wnętrza ludzkiego?
Gdzie pomoc? Gdzie ratunek?
Gdzie znajdziesz takiego, co próchno twe uleczy?
Dość mam tej powierzchownej kory!
Co obleka zewsząd każdego.
Dość mam rozległych gałęzi,
Które oplatają mnie jak w matni!
Dość mam pościgu ludzkich drzew!
Drzewa ścigają się, jak psy do kości leżącej gdzieś w nędzy,
Które ma mocniejsze korzenia, więcej liści- w postaci pieniędzy!
Drzewa tak urośnięte są jak patyki,
Które łatwo złamać.
Tak urośnięte i zgnite od wewnątrz drzewo
Z czasem całe próchnieje…
Nikt go nie uleczy, nie zetnie na meble.
Wiatr nim szarga jak historią szargają dzieje.
Najtwardsze z najtwardszych, a wewnątrz spróchniałe
Będzie powalone!
Prędzej czy później, w części albo całe.
Życie lasem- ludzie drzewami.
Wewnątrz spróchniali. Okryci swymi korami.


number of comments: 0 | rating: 24 | detail


10 - 30 - 100






wybierz wersję Polską

choose the English version

Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1