12 september 2013
życiowanie
łapiąc ostatnie prawdziwe
promienie zimą dla początkujących
na śmietniku życia
był czas że coś we mnie drgnęło
gatunkowo klasyczny nie rozumiałem
jak bardzo smakujesz od środka
brak potrzeby lotu był tak wielki
że każda podróż do głębin
na granicy szczęścia waliła w tynki
na pustych niebach owoce słońc
kreśliły równoleżniki
a ja znałem jedynie kolor betonu
w czterech ścianach z braku okien
nagle spadł deszcz
drut kolczasty pordzewiał jak noc poślubna
mówiłaś proszę nie dotykaj
bezlistny uciekłem zmrużywszy oczy
wierząc w przepowiednie o końcu świata
nie dokończyłem części tego wątku
zgasłem u progu latarni
za rogiem szans
zbudziłaś mnie kropelką rosy
chwiejnym szeptem niepewnie
znów zapukałem do drzwi
byłaś mokra
wiosna zawsze przychodzi z deszczem