Prose

Presumpcja


older other prose newer

25 october 2013

Reset

Noce wypełniały odgłosy, nawet jeśli wszyscy już spali, to ktoś chrapał, ktoś przewracał się na drugi bok, skrzypiały stare łóżka, wykaszliwano z płuc wypalone szlugi, gadano przez sen.
Nocami też rozgrywały się potajemne roszady. Nigdy nie było wiadomo czy ktoś wstaje, żeby wyjść do ubikacji czy po to, żeby cicho poszukać ciepła w czyiś ramionach albo zwyczajnie poszukać czegoś do picia.
Nocami istniał tylko jeden sposób, żeby poczuć się odizolowanym, słuchawki na uszach i własna muzyka, tylko wtedy znikał cały ten dziwaczny pokój i jego przypadkowi mieszkańcy. 
Godzina trzecia w nocy była zaklęta, mówiono o tym od wielu lat, że chyba coś straszy, bo zbyt wiele osób budzi się o tej właśnie porze, zupełnie bez powodu.
Zastanawiano się co kryją mury starego budynku, który służył robotnikom za sypialnie, łazienkę i jadalnie a nawet tak zwaną imprezownię.
Może tak jak to teraz się zdarzało, po wypiciu dużej ilości pryty, doszło do bijatyki i ktoś zamiast pięści użył ostrej serpety? 
Ale ona budząc się o trzeciej nad ranem nie myślała o śmierci, zakładała słuchawki na uszy, włączała London Grammar i odpływała strumieniami swobodnych myśli. Jej zdaniem to właśnie niespełnione, bo sezonowe i ulotne uczucia wchłonęły kamienne mury. Ile widziały tych przypadkowych, szybkich romansów skazanych z góry na niepowodzenie? Od lat ludzie mieli do dyspozycji dwie wielkie koedukacyjne sale, spali, myli się i jedli razem, kobiety i mężczyźni. Ciężka, całodzienna praca miała specyficzny wpływ na psychikę. Pod koniec dnia wszyscy szukali sposobu na odreagowanie. Niektórzy pili już od śniadania, to było łatwe, w polu na starym "quatre-quatre-cie" zawsze obok wody stał bukłak "pryty", można było zacząć melanż już od drugiego śniadania. Po kolacji skręcano papierosy, a czasami coś bardziej odlotowego. W tym wypadku towarzystwo dzieliło się na tradycjonalistów czyli wielbicieli tytoniu i na poszukiwaczy mocniejszych wrażeń. Zmęczenie, oszołomienie paradoksalnie nie rzucało do snu, raczej budziło niepokój, swoistego szwendacza, a nawet poszukiwacza przygód.
Iskrą mogło być słowo, spojrzenie, żart i nagle szukało się ciepła w osobie, która w normalnym świecie przeszłaby niezauważona. Nie było obietnic, nie było planów dłuższych niż pobyt w tej francuskiej wiosce. A "pryta" pomagała odkręcić zawory, poluzować spawania, morale upadało pozostawiając lekką zgagę na sumieniu. Prawdziwe życie było gdzieś daleko, daleko stąd, nienaruszalne i bezpieczne.
London Grammar w "Strong" rozbrzmiewało tęsknotą i melancholią, słuchała lekko przysypiając, a w myślach przewijał się film z minionego dnia, klatka po klatce z poszumem lekkiego rauszu. Wino i wypalony przed snem hasz działał jak iluzjonista, odpływała w spokojną przystań.
Nagły ruch i uderzenie z łokcia wytrąciło ją z błogiego stanu. "Jezu, ktoś obok mnie leży!" Uświadomienie sobie, że w wąskim polowym łóżku (chyba jej) jest jeszcze ktoś zajęło chwilę rozwleczoną jak stara guma. Hasz hasz i już mnie znasz. Uśmiechnęła się leniwie i przytuliła do nocnego 36 i 6 stopni. Dzisiaj nie będzie potrzebowała muzycznej izolatki, ta kołysanka miała refren głaskania i cichego oddechu. Wygłodniałe kamienie w ścianach pochłoneły kolejną porcję energii z cichym mlaśnięciem. Wiedziała, że wstanie wypoczęta i zrelaksowana, gotowa do "coup-coup".






wybierz wersję Polską

choose the English version

Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1