Poetry

Gino


Gino

Gino, 18 february 2016

Knowing Unknown is sacred v1

Element by element
the tiniest points
of all been, ruled by Unknown
— and Unknown knowing
just easily peace defines.

Dance of logical pieces
the atoms combined
pure energy, pure being
biting the Structure
giving a birth to new one.

My words are  g r a p h e m e s
just nothing more than symbols...
meaning some p h o n e m e s
building my speech - element
by element. Elements.

Foolish wolves, non-souls
Vain cats, grey human hearts
Every piece as dead element
uniting living ivy

[...]

« Thou art a mechanical,
biologically artificial process.
Or a mechanical, biologically artificial process that combines everything which is ready for that orderly chaos and meaning a thing? »

« Why would anything be so complex and somewhat logical?
Is there any pride? Fun? Or maybe someone's waiting for an end?
Or is it endless?»


number of comments: 0 | rating: 0 | detail

Gino

Gino, 27 october 2015

Urwany poemat o ślepych babciach

Tańczące krzyże wśród posiwiałych traw

Stukając w rytm próżniaczych poematów

Nie zniesie ich żadna z posiwiałych spraw

Czas przeczesze trzciny z ich majestatów


number of comments: 0 | rating: 1 | detail

Gino

Gino, 28 august 2015

Apatia (starsze)

Leży długopis na szafce
i cała kartoteka.
jeśli położyć na ławce,
wiatr rozwiałby z niedaleka.
Napisałem - po co?
Powrócę?
Jak ptaki ostatnią nocą,
coraz rzadziej się w tym włóczę.


number of comments: 0 | rating: 3 | detail

Gino

Gino, 2 may 2015

Przystojni aktorzy

Dwadzieścia tysięcy mikrofonów
tańczy i zawzięcie orbituje
wokół polerowanego pana.

Trzydzieści tysięcy mikrofonów,
wokół pani, która kokietuje
czarną skromnością z samego rana.

Tysiące tysięcy mikrofonów
dokoła blondyna się gotuje,
bo rzekł „Gdzie moje żelki kochana?”


number of comments: 1 | rating: 2 | detail

Gino

Gino, 30 april 2015

Dwa Wieszaki

Bartusiu! - wołają przyjaciele
Piotrusiu! - woła jego rodzina
zabierając wówczas sznurów wiele,
gdy pogaduch wybija godzina,

już zaczną wiązać przy samej nodze,
śmiech, tulanki - pigułkami gwałtu,
Piotrka, Bartusia chłoną w przestrodze,
zamiast pozwolić im samokształtu.

I przyjaźń i więzy — usłabiają,
zniewalając ich, ich cele wyższe
karierę, naukę — odstawiają,
talent, nauka od więzów niższe

Chcę wolności! - Bartusie wołają
Pomocy! - przemawiają Piotrusie
przy czym obaj po książki sięgają,
chcą powyżej swe mózgi ślicznusie

stawić, aby silne zerwać więzy,
przyjaźnie zakopać w złotych pudłach.
Okazało się jednak, że pomiędzy
przyjaźniami na srebrzystych szczudłach

oraz wyższymi celami w chmurach,
chmurach z deszczu, za którymi Słońce
o tych ambicjach światłem w purpurach
woła, woła, nim nadejdą końce

— łańcuchy silne, okrystalone —

Stoi Piotr, stoją Bartki przy sobie,
ich łańcuchy piłą już zmęczone
złote, bo chłopców myśli na fobie
o straty ich więzów przełączone.

Przed nimi, wieszak jeden i drugi
Pierwszy - miłością, seksem, przyjaźnią
przeciążony, na drugim - szarugi,
za rzeźniami więzów, z doraźną

poświatą purpurową i wiedzą,
z którą umrzemy tak samo jako
na wieszaku pierwszym. Siedzą...
siedzą... Decyzję podejmą taką...

na pierwszym wieszaku się wieszają,
gdyż z tamtymi złotymi więzami
umrą tak jak na drugim. Wpraszając
przyjaźnie miast się ciążyć grzęzami.


number of comments: 1 | rating: 3 | detail

Gino

Gino, 30 april 2015

Koreański Płacz

Kamera, akcja.
Rozdział Pierwszy - Przywódca
Na zawsze żywy,
po wsze czasy prawdziwy.
Wierzę w Ciebie,
Ojca wszechmogącego,
Twórco Ziemi i Ziemi,
w Przywódcę Korei,
Syna Kima i Wnuka Kima,
Władcy naszego,
który się święcie począł.

Rozdział Drugi - Spalarnie


Rozdział Trzeci - Jedzenie
Niepowtarzalnego chleba
daj nam dzisiaj,
i odpuść nasze zniesławienia,
bo i tak chcemy być jak Ty.

Rozdział Ostatni - Płacz
Tak jak ty i twoi krewni,
czołgamy się po brukach,
liżąc chodniki i patrząc
na twój portret.
Chyba ktoś obok szykuje
cebulową zupę,
nie wiem, nie wiem,
w każdym razie wylewam
nie tylko łzy i się ślinię,
nawet poty, żeby nie zhańbić
siebie, boga-Kima, innych.

Kłaniam się ku tobie,
raz, dwa, raz, dwa
Kłaniamy się ku tobie,
trzy, cztery, trzy, cztery.
Kłaniamy się...
Kłaniamy się...
Kłaniamy się...
Kłaniaj się, kłaniaj się
kłaniaj się, kłaniaj się
bez końca się kłaniaj,
się kłaniaj bez końca.
Płacz, płacz, wyj, zabij się,
nie wiem.
Albo nie zabijaj się.
Mimo śmierci przywódcy,
świetnie się tu żyje,
zaraz będzie następny...

Rozdział Piąty - syn syna boga


number of comments: 3 | rating: 2 | detail

Gino

Gino, 30 april 2015

Wiersz Spontaniczny Numer Chyba Osiem - III

III
Oto dramatyczne chwile:
Pudełeczko patyczków
z dolepioną główeczką siarki.
Pełna główeczka
na patyczku wątłym,
słabym wobec rozgrzanym
płomieniom po obtarciu
główki z dramatyczną
draską.
Czasami trudno rozgrzać
emocję, dlatego
patyczkiem o draskę
potrzeć należy raz następny.
I następny i raz drugi.
Aż buchnie buch!
Wulgaryzmów płomień strzeli
albo namiętność się rozpali...
Człowiek zaklęty jest w ogniu,
jak i jego istnienie.
Potem, wypalony patyczek
wyzionie tylko resztki
pokornego dymu,
pozostawi ulotny zapach,
który rozleci się w powietrzu.
Jeśli jest istnienie,
i pamięć istnienia,
jest i powietrze.


number of comments: 1 | rating: 2 | detail

Gino

Gino, 30 april 2015

Zbiór liryk o działaniach ego

I - Mury

Krzykliwa, krwista rzeka dryfuje,
eroduje, zahacza o losy.
Pędzi, biegnie, stawia ciągle
wysokie niby-mury.
To mury z krwistych cegieł,
mury łatwe do przejścia,
lecz drżące, czerwone, niepewne,
fantastyczne. Rzeka pragnie swymi murami
poddać nas próbie, każdego z nas
chce wpoić w trans strachu przed krwią.
Krwiste mury zasłaniają dalszą drogę.
A człowiek by się tylko potem obmył.

II - Duma

Dumą rozwalę krwiste mury,
albowiem mur jest formą
i zbiorem sztywnych cegieł,
które zburzyć może tylko pycha.
Każda z cegieł ulepiona
z uprzedzeń, z niepewności.
Coś nas zawsze hamowało
od tej naturalnej ciekawości.
Coś zawsze, w chwilach ślepych
emanowało strachem, lękiem.
Coś zawsze chciało nam dumę
przykryć kocykiem,
żebyśmy w tym kocyku spali.

III - Słodki smak

Słodki smak poznania
rozciera się po moich myślach,
chcę jeszcze, widzę więcej
i jeszcze wolałbym dalej,
dalej... I mur. Brzydki,
jak na pozór niewygodny,
długi, oporny w swej brzydocie.
Krew świeża, chciałaby mój cukier
zagasić i smakiem krwi skazić.
Ja jednak mam już swoją dumę,
którą w obu dłoniach trzymam
niczym bokserskie rękawice.
Burzę krwiste mury
łapami przepełnionymi
pychą i pychotą.
Aż w końcu pędzę dalej,
jeszcze ciekawszy.
Jeszcze bardziej zaciekawiony.

IV - Lizanie
Krew wypijam już na śniadanie
zamiast gorącej kawy.
Czuję jak rzeka we mnie pływa,
sama boi się stawiać swych murów.
Ale stawia. Rozpościera swe krwawe
skrzydła, spomiędzy których wyłania się
ognisty łeb i piękne oczyska,
jej różane włosy nieskończone,
jednak dające się ciąć
okrywają każdy kontynent.
Jest mściwa, szydercza,
przewrażliwiona, śmieje się,
stawiając każdemu przeszkody.
Trzymając panią Życia w klatce,
pieszczę się z nią codziennie,
wylizuję krew i trenuję,
burzę mury zanim jakieś postawi.


number of comments: 1 | rating: 2 | detail

Gino

Gino, 30 april 2015

Majestat

Płomień cytryn
W mojej mlecznej duszy, wewnątrz
rozsyła się krew
krew grejpfrutowa, a dusza
— migdałością.

Chodźże, zobacz,
jako moje serce tryska
cytrusowym
oceanem sytości i
niewinności.

Jakże pęka!
Coraz mocniej, zadziornością,
chwyta każde
inne serca pełne ognia
pustynnego

Uwikłania.
A gdy mnie ktoś ujmie w dłonie,
wzbudzam pożar,
syczę, płonę cytrynami,
w suche oczy.

Kogoś światło.
Światło duszy zakrwawionej
chłonie czystą
energetyczną wanilię,
moje światło.

Jakże cudnie!
Haha, cudnie ściągać skórę
tak, tę twoją
po czym nałożyć na moją złudną,
migdałowość.

Migdałość ta.
Ach, jakże cudnie cię widzieć
cierpkim, głodnym...
Łaknącym mych owoców.
Mów mi liczi!

To jestem ja.
Twoją światłość chromienieje,
ja mam ubaw
ciebiem wypełnił owocem,
t y ś  j e s t  ś l e p y!

Och, Skromności...
Błagam, żebyś zagościła,
w mojej duszy
waniliością ja żem nazwał
kartoflaność.

Cytrynowa.
Krwi cytrynowa, cięm właśnie
nazwał taką...
Toć tyś w rzeczy osmoloną
zwykłą krwią...

Wwierszowane
słowa mówią na początku
o świetności
o tym, jaki żem wspanialszy,
a że z ciebie
wyssać mogę czucie złota.

Ukończenie
skończenie próżności równe
— skończeniu tej cytryności
skończenie migdałości tej
równe skończeniu próżności
Koniec cytryności równy
początkowi migdałości...
Koniec, początek...

http://www.emultipoetry.eu/pl/poem/52313,objasnienia


number of comments: 1 | rating: 2 | detail


10 - 30 - 100






wybierz wersję Polską

choose the English version

Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1