smokjerzy, 3 december 2018
Grudzień, wieczór.
Ptaki nie śpiewają, maciejka nie pachnie, żaby
zeszły do piwnic, łazienek i schronów.
Zziębnięta samotność zaplątała się w szary szlafrok,
kształt człowieka i Sonatę Księżycową.
Zasypia.
Kudłata suka goni zające na łące, łąka chrapie.
Ogień w kominku opowiada bajki,
z których nie cieszą się drzewa.
Rośnie noc ( jak czarna drożdżówka ),
ciemność za oknem lgnie do szyb.
Na parapecie, po cieplejszej stronie powietrza,
tańczą dwie świece.
Drzwi są zamknięte, o ściany obija się tęsknota.
Tylko ona wciąż czuwa.
smokjerzy, 29 november 2018
pcham słowo pod górę
wraca lawiną
przetaczając się po mnie
jak walec
lecz przede wszystkim
po tobie
pcham słowo pod górę
smokjerzy, 20 november 2018
tego dnia
żaden chłopiec nie bawił się w wojnę
ku zgrozie ciężarnych chmur deszcz padał pod górę
a wiatr wiał z roztargnieniem jakby na przekór sobie
stary listonosz dokładnie przeszukał zniszczoną torbę
lecz nie odnalazł śladu człowieka
gałąź przydrożnej jabłoni musiała sprostać ciężarowi
nie swojej rozpaczy
na mgnienie z błota wyskoczyło słońce
opluwając wszystko kłamstwem i obojętnością
z koron drzew opadła rdza
wprost na wiecznie głodne złomowiska i cmentarze
kwiaty pochowały głowy w piasku
"a pani cóż nie chce tych róż"
jak zbyt często używana szmata
nadzieja poszarzała
łatwa poezja rozkraczyła się na kolorowych okładkach burdelu
rozkrakały się słowiki niezaspokojonych świątyń
"sprzedaj mnie wiatrowi
chcę z wiatrem lecieć w świat"
bezlitosna brzytwa ucięła palce
nieodwołalnie tonącemu
czołg wjechał do sklepu z porcelaną strzelając
martwymi słoniami
czas rozpadł się na tysiąc witraży
aż w końcu utkwił w bezsenności gwiazd
"pani mi mówi niemożliwe pani mi mówi że to żart"
jasność rzygała treścią nocy
gubiły się motyle w samobójczym pędzie do wariackich przeczuć
tego dnia żaden chłopiec nie bawił się w wojnę
ponieważ deszcz padał pod górę
"gdzieś w nas błyszczą gwiazdy poezji
gdzieś w nas idą ludzie niezłomni"
po drugiej stronie zatrzaśniętych powiek
głupia mucha
zaznacza rzeczywistość nosa
tłukąc łbem o nierzeczywistość drzwi
oczy ogrodnika zaczynają widzieć
listonosz bez trudu odnajduje list
i wyrusza w dobrze sobie znaną drogę
jabłonie z miłością znoszą ciężar jabłek
nic nie wiedząc o rozpaczy
słonie przynoszą szczęście a czołgi
to skutek uboczny nie istniejących wojen
w które bawią się chłopcy
kwiaty z dumą noszą głowy
drzewa
to tylko zwykłe drzewa
i już
a słowiki uzdrawiają nawet głuchych
boże dobry boże jaki piękny ich śpiew
jaki piękny
uporządkowany świat
tylko skąd wciąż niepokój
w obciętych uszach rudych słoneczników
smokjerzy, 16 november 2018
być może
udałoby się przeżyć
aż do śmierci
gdyby nie
ten cichy morderca
smokjerzy, 14 november 2018
plamka czystości
na wszechobecnym brudzie
bez prawa
do ułaskawienia
smokjerzy, 12 november 2018
coś trzeba z tym zrobić
wściekał się aleksander
trzaskając kartką papieru jak drzwiami
pamięci we mnie więcej niż przepompowanej krwi
lecz do powiedzenia coraz mniej
po czym odruchowo spojrzał w lustro
a tam jesień życia całkiem już
bez makijażu
ze wskazującym palcem na ustach