Poetry

smokjerzy


smokjerzy

smokjerzy, 31 january 2018

zapiski wariata

jeden dodać jeden równa się trzy 
krzyczało we mnie coś ( dość przerażone ) 
zaś zasady matematyki 
leżąc na podłodze fikając odnóżami trzymając się za brzuchy 
krępowały pozbawione wiary myślenie 
mocnym sznurem demonicznego chichotu 
brzmiącego mniej więcej tak 
ha ha ha ( czytać niskim metalicznym głosem ) 
logika siedziała na krześle bez oparcia 
przy stole z powyłamywanymi nogami 
( widomymi dowodami na indolencję i impotencję 
stolarza-ortopedy który wyindywidualizował się 
z rozenuzjazmowanego tłumu wierszoholików 
więc zamiast mebli zaczął strugać lirycznego wariata ) 
i waląc głową w blat powtarzała 
to niemożliwe 
nie nie nie 
z czego wyszedł wcale niezły rap 
  
do dziś pamiętam głuchy warkot specjalisty ginekologa 
który skazany ( za poezję ) na dożywotnią kasę chorych  
wszelką pracę traktował jak niezasłużony dopust boży 
  
PAŃSKA WENA JEST W CIĄŻY 
  
słowa te były jak 
wypuszczone na wolność bomby 
szelest jesiennych listków 
kwilenie szczęśliwych dzięciołów 
dźwięk trąb jerychońskich 
zapach maciejki pośród stada napalonych kotów 
  
wena zaniemówiła zbladła i zemdlała  
a ja 
( gładząc pęczniejący brzuszek ) 
jak w transie powtarzałem 
  
BĘDZIEMY MIEĆ WIERSZ 
mieć wiersz 
jeden dodać jeden równa się trzy 
wiersz ja i ty 
  
Epilog 
  
Wena zmarła w trakcie porodu. 
Smutny poeta został sam z małym wierszem. 
Kocham, zwykł mawiać, nigdy cię nie opuszczę, 
lecz co mam z tobą począć? 
Wtedy on, uosobienie niewinności, 
bezradny zlepek przypadkowych zdań, 
trzepocząc rzęsami, spod których wypływały 
złote rybki nieporadnych słów, odpowiadał- 
Poczekaj aż dorosnę, tato! 
  
Jeden dodać jeden równa się dwa, 
wrzeszczała zwycięska logika, 
zaś matematyczne zasady zajęły się 
układaniem skomplikowanego równania 
z wartością przejmująco bezwzględną.


number of comments: 5 | rating: 4 | detail

smokjerzy

smokjerzy, 30 january 2018

epitafium dla wiersza i poety

tu leżą słowa
z którymi nikt nie obszedł się właściwie
i nikt
który zawiódł się na słowach
 


number of comments: 21 | rating: 7 | detail

smokjerzy

smokjerzy, 28 january 2018

aleksander i wiatr

sto diabłów 
dmuchało z północy 
dachówki fruwały jak jesienne liście
szyby w oknach drżały
pod krzesłem
wtulony we własną sierść pies
udawał że go nie ma
 
aleksander
 
wrzeszcząc głośniej 
niż przydepnięta łapa kota
wściekły
 
z piłą motorową w garści
 
wybiegł z wiersza przed dom
i pociął wiatr na plasterki cienkie
jak pisk myszy
 
dziękuję
( przeciągając się zmysłowo ) wyszeptala cisza
a aleksander z poczuciem 
dobrze spełnionego obowiązku
wrócił do wiersza
gdzie ciepło
miło
i roztańczony ogon psa
 
cały w piórach


number of comments: 17 | rating: 9 | detail

smokjerzy

smokjerzy, 25 january 2018

od siedmiu boleści

dźgam papier widłami 
z finezją czołgu usiłującego wypielić 
wiosenną rabatkę 
  
pif-paf i jest wiersz 
  
słowa układam 
w seksowne figury 
lecz one w końcu zawsze mówią to samo 
  
a gu a gu 
  
i wtedy obrażony 
wracam do patroszenia ryb 
z wielkim pożytkiem dla siebie i świata
  
mniam mniam 
  
poezję widuję wyłącznie od tyłu 
gdy merda 
tym swoim bezczelnym ogonem 
  
a fuj!
 
 


number of comments: 10 | rating: 6 | detail

smokjerzy

smokjerzy, 23 january 2018

strach

zgasły światła
zrywam ostatni uśmiech z twarzy
( uwierał )
 
oczyścić pamięć z dnia 
 
jakie to łatwe gdy nie wydarzyło się 
nic istotnego
poza otwartymi niewidzącymi oczami
 
( oddychało się trwało
bez świadomości płuc krwi skóry
czas stąpał na długich palcach cieni
by nie obudzić czucia )
 
ni zimno ni ciepło
trzydzieści sześć sześć
w ogólnie dostępnej skali
więzienna racja stanu półprzytomnego mięsa
 
siedzę na krawędzi wymyślonej dłoni
( żart podświadomości )
noc to żadne oparcie dla stóp mógłbym
zsunąć się a potem lecieć lecieć
zlecieć
wprost w otwarte ramiona 
cierpliwego dna
 
myślę o strachu
bardziej wszechmocnym niż bóg
stwórcy dłoni i zbawiennych ucieczek 
od siebie do siebie
 
modlę się
 
istoto każdej ucieczki koszmarze nocny
bezsenności świadku
 
smaku początku i końca dnia
za chleb powszedni zapłato
 
oddechu rozrywany
kulo w gardle kamienna
 
ręko drżąca 
duszo na ramieniu
 
liście polecony przez zły los
 
strachu odwieczny
codzienny
przyjacielu wierny niechciany
 
odwal się ode mnie


number of comments: 13 | rating: 6 | detail

smokjerzy

smokjerzy, 18 january 2018

piszę wiersz ten sam od lat

"ktoś przyjdzie
zetrze was
z powierzchni ziemi
gadającą pleśń"
(Tadeusz Różewicz)
 
 
może kiedyś go dokończę
pomyślałem
po raz setny zatrzymując się
w miejscu
w którym słowa
biegną każde w swoją stronę
byle dalej
od tego stycznia
bez początku i końca
od tego biurka
zniszczonego przez łokcie
od okna za którym zmrożona ciemność
tłumi nawet ciszę
ode mnie
wrośniętego w krzesło
niczym wygłodniała huba
 
co robisz
pyta ścienny zegar
albo czas
 
ja
ja w zasadzie nic nie robię
odpowiadam
starzeję się 
i szukam dla siebie śmietnika
 
zupełnie jak ta smutna
poplamiona kartka


number of comments: 26 | rating: 12 | detail

smokjerzy

smokjerzy, 16 january 2018

kula

zabieram wszystko 
 
przelotną myśl o niczym
spojrzenie dziecka z ulicy zwykłej jak błoto
uśmiech który w czerwcu o szóstej rano
pędził po sennej drodze donikąd
preludium deszczowe
zapach cmentarza
strach
twój głos mamo
gdy niemal wyszeptywaną kołysanką
próbujesz sprawić bym zasnął
 
jestem martyrologią czasu
zbiorową mogiłą nudnych sekund
macicą dla wciąż odradzającego się chleba
powszedniej śmierci
 
w nieustającym drganiu
rosnę
znikam 
trwam
 
zabieram wszystko 
 
śnieżna kula
która wbrew ciążeniu toczy się pod górę
pod górę
na szczyt snu i obietnicy
 
skrzydlata efemeryda nadziei
kamień dla szyi
karkołomny lot na samo dno
 
gdzie wszystko jeszcze
jest możliwe


number of comments: 23 | rating: 9 | detail

smokjerzy

smokjerzy, 11 january 2018

czas rzucił cień

walić łbem o narastający mur domysłów - nie warto
zapach chleba oprze się każdej spekulacji
woda koi chłodną miękkością dotyku nie pytając o nic
nie muszę nazywać ognia by wiedzieć że jest
 
za mną podkulony ogon - miliard obranych z mięsa sekund
z których każda była kiedyś iskrą zaczątkiem supernowej
czas rzucił cień wędrowiec zatrzymał się wędrówka nadal trwa 
ślady nie są już obłędem stóp
 
cel zniknął gdy przyszło zrozumienie że jego naturą jest ruch
oddech stał się częścią misterium prostą modlitwą bez potrzeb
jeszcze raz roześmiany Bóg głęboką czerwienią jabłka 
objawia jedyne życzenie - by zerwać Go i zjeść do ostatniego kęsa 
soczystej świętości


number of comments: 10 | rating: 5 | detail

smokjerzy

smokjerzy, 10 january 2018

cykl

sekunda 
rozpoznaje sekundę
więc nagle iskierka jak słońce
w ciemności pustkowia
 
i coraz mniejsze orbity kreślą ćmy
ludzkich planet 
w zachłannym pędzie do światła
 
a potem  wszystko gaśnie
czekając
 
na kolejną okazję


number of comments: 18 | rating: 6 | detail

smokjerzy

smokjerzy, 8 january 2018

introspekcja

słońce dojrzewało
w roztańczonym powietrzu wirowały motyle
otwierały się kwiaty i dłonie
 
przegryzłem własny krzyk
żeby nie okaleczyć zachwytu gwałtowną
erupcją nieobecności


number of comments: 8 | rating: 6 | detail


  10 - 30 - 100  






wybierz wersję Polską

choose the English version

Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1