4 june 2019
Babcia Krypcia
Mieszkała w pobliżu setnego supermarketu tej dzielnicy. Była to dzielnica zagracona budynkami do wyburzenia w tempie natychmiastowym. Tam i sam, w szczelinach pomiędzy jednorodzinnymi kartonami, walały się przygnębione ogródki działkowe.
Babcia, jak to zabytek klasy unikalnej, żyła sobie po cichutku, bezszmerowo, nikomu nie wchodząc na odcisk, była więc globalnie lubiana i żyła sobie otoczona niezmordowaną troską. Co rusz ktoś się nad nią pochylał i mówił, że trzeba jej pomóc.
Powoli mówienie o pomocy dla Krypci stało się regułą. Można powiedzieć, że do dobrego tonu należało podniosłe wyrażanie się o niej. Doszło do tego, że kto chciał być zatrudniony w ośrodku pomocy społecznej, musiał przynieść na kwalifikacyjną rozmowę jakiś szczegółowy plan podnoszenia Krypci na duchu, musiał przywlec się z jakąś dowartościowującą koncepcją.
Z czasem babcia przestała być babcią potoczną, zwykłą starowinką utytłaną w szare, codzienne problemy nie do rozwiązania. Zaczęła być symboliczną babiną, babunią hasłową, statystyczną, zbiorową. Gawędząc o niej, rozumiano: baba-sztandar, baba-logo.
O emerytkach, rencistkach i innych przewlekle żywych, myślano najchętniej podczas ich pogrzebów albo wyborczego przekupstwa. Ale zdarzało się, że mogły usłyszeć o sobie i za życia; raz do roku, a niekiedy raz na parę lat, rewaloryzowano im portfeliki. Raz na jakiś czas w szklanym okienku pojawiał się smutny obwieś z ZUS-u i wygłaszał tryumfalne orędzie o dwuzłotowej podwyżce.
*
Z rencistami, emerytami i innymi finansowo niepełnosprawnymi, postąpiono humanitarnie: cofnięto im wolne od pracy i kazano do niej dreptać do osiemdziesiątki, by z tak zaoszczędzonych pieniędzy można było szarpnąć się na druk listów gończych za logiką.