Prose

Marek Jastrząb


older other prose newer

15 february 2025

Sen

Nadszedł czas jeżdżenia gdzie bądź. Najczęściej pochłaniało mnie beztroskie śmiganie po nieoświetlonym osiedlu, jeżdżenie pomiędzy betonowymi uliczkami, ich środkiem lub wyasfaltowanymi alejkami chodników. Przyznam się, że byłem wtedy zauroczony zazdrosnym staniem w cieniu drzew, tuż pod nieznanym balkonem czy oknem pełnym gwaru; wreszcie nastąpił długo wyczekiwany okres wsłuchiwania się w ton i rytm rodzinnych rozmów, sporadycznych sprzeczek, przekomarzań i cichnących burz, a docierające sylwetki ludzi przy stołach o zapachu kolacji, zmuszały mnie do rewizji poglądów na życie, które wiodłem do tej pory.

Kiedyś jednak, wróciwszy z kolejnej nocnej wyprawy, zmęczony jak nigdy, zapadłem w sen. Ustawicznie ten sam, ciągle niezrozumiały, sen z facetem, którego z początku nie poznawałem, ale później, kiedy znalazł się poza moim wzrokiem, gdy mógł w końcu odetchnąć, pozbyć się przestrachu i zachowywać się swobodnie, okazał się mną.

Naraz jego sylwetka nie była wyprostowana, dumna i nonszalancka, mógłbym więc przysiąc, że przedtem była przywiędła, stłamszona, tak autentyczna w swojej niepewności i wahaniach, jak gdyby uszła z niej dotychczasowa agresja, łagodniała i poczęła ukazywać prawdziwą maskę ze skruchy i chwilowego odprężenia.

Do teraz nie mam pojęcia, skąd o tym wiem. W każdym razie było to intensywne wrażenie, jakiego doświadczam za każdym razem, kiedy wydaje mi się że widzę to, czego nie widzę.






Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1