Prose

Marek Jastrząb


older other prose newer

7 march 2025

Synkretyzm Pana Ryszarda

Czytanie jego książek zacząłem wcześnie. Na długo przed Szachinszachem, Imperium czy Wojną futbolową. Zanim do Polski dotarła międzynarodowa sława jego dzieł, w prasie znajdowałem artykuły pisane przez niego z odległych stron. Korespondencje z Indii, Chin, Ameryki Łacińskiej, Afryki, informacje i depesze z miejsc nasiąkniętych ludzką krzywdą, nędzą i niesprawiedliwością. Teksty relacjonujące, komentujące, przedstawiające wielobarwną, egzotyczną rzeczywistość kraju, z którego je wysyłał. A były one tak niedościgłe, że wkrótce okrzyknięto go Cesarzem reportażu.

W trakcie lektury Jego utworów staram się zrozumieć, dlaczego powstały w tym akurat kształcie. W jakim celu dokonywał analiz poszczególnych rewolt i szukał dla nich wspólnego mianownika, mechanizmu zawartego w każdej z nich.

Ciekawił go moment rozpoczęcia masowego buntu: kiedy zostaje przekroczona granica ludzkiej wytrzymałości na niesprawiedliwość, zniewagi, szykany, kreatywne prawo, lęk i ból. Odpowiadał na zadawane pytania w sposób niewygodny dla rządu wiszącego na włosku: z chwilą przełamania psychicznej blokady — paraliżującego strachu.

W rezultacie długoletnich obserwacji zachowań manifestantów stwierdził, że od kiedy ludzka, bezładna i chaotyczna masa przestaje się bać wroga i nie ucieka przed grożącymi represjami, staje się narodem. Narodem świadomym swoich zamierzeń i już niesterowalnym bojaźnią.

Przełamanie lęku wobec władzy jest zapowiedzią narodowego sukcesu. Powodem do odwrócenia ról: od chwili, gdy ludzie przestają reagować strachem, strachem reaguje rząd. Lecz powinniśmy pamiętać (i o tym pisał Kapuściński), że obywatelskie zamieszki mają bohaterów innych na ich początku, innych w takcie, a innych po ich zakończeniu. Podobnie z hasłami wypisywanymi na transparentach i okrzykami wznoszonymi przez uczestników: ulegają ewolucji w zależności od potrzeb.

Refleksje skłaniające go do tego wniosku znaleźć możemy w licznych publikacjach autora, najdobitniej jednak wybrzmiały one w Szachinszachu, książce będącej tym, co polityk czytać powinien zamiast elementarza: syntetyzującym opisem prawideł każdej rewolty.

Ryszard Kapuściński nieprzypadkowo powołuje się na starogreckiego historyka Herodota i na jego prekursorską metodę zbierania wiadomości u źródeł: nazywa go pierwszym reportażystą. Herodot stwierdza: aby lepiej poznać siebie, trzeba poznać Innych, bo to Oni właśnie są tym zwierciadłem, w którym my się przeglądamy. Ta uwaga jest kluczem do zrozumienia twórczości Kapuścińskiego: pisma Herodota są jego brewiarzem i zabiera go w każdą delegację. Przy czym nie urządza sobie wypraw turystyczno-rekreacyjnych, a przeciwnie: stara się wniknąć w atmosferę miejsca pobytu. Przesiąknąć jego klimatem. Utożsamić z nim po to, by móc go odtwarzać.

W dziełach Kapuścińskiego fakty i daty nie są tak ważne, jak aura wytworzona wokół nich. Interesuje go sedno problemu, istota rzeczy, synteza sprawy, reminiscencje i zbitki przeżyć zapamiętanych z różnych miejsc kontynentów. Tworzy z nich kolaże, mozaiki złożone z przenikających się zagadnień. Tym samym buduje własny świat „ogólnych” uczuć; za nic ma drobiazgowe przedstawianie szczegółów; przesadny weryzm zachwaszcza wyobraźnię.

W odróżnieniu od innych korespondentów zagranicznych, nie lubi przebywać w komfortowych warunkach hotelowych państwa, którego jest gościem. Woli być blisko opisywanych wydarzeń. Wśród autochtonów. Uczestniczyć w ich życiu. Ciekawy nieznanego świata, pragnie go poznać gruntownie, ponieważ zdaje sobie sprawę, że inaczej nie będzie uczciwy w tym, co ma zamiar opowiedzieć.

Jest pasjonatem. Nie tylko pisania, ale i podróży. Wędrówek po bezdrożach Historii. Ruchu i czynu. Działania. Jest obsesjonistą: uwielbia obserwować początkowe wybuchy i końcowe akordy dogasających rewolucji. Rodzące się nadzieje i odwieczne rozczarowania. Eksplozje ulicznych zamieszek i przejściowe fajerwerki pałacowych przewrotów. Polityczne i społeczne rozgardiasze warte skomentowania.

Pisze nie zawsze zgodnie z konkretnymi zdarzeniami i ich dosłowną lokalizacją, natomiast zawsze wiernie z emocjonalnego punktu widzenia. Lecz ten jego konfabulacyjny styl pojawia się tylko w książkach. A w konwencji serwisów informacyjnych kierowanych do PAP, pan Ryszard ściśle trzyma się zdarzeń.

Dlatego należy oddzielić lakoniczne raporty przesyłane do kraju od literackiej twórczości. W niej mógł sobie pozwolić na rozmach i głębię przemyśleń. Natomiast teksty płodzone na zlecenie PAP, z konieczności niedługie, kłócą się z jego niepokornym i żywiołowym temperamentem epika; niejednokrotnie chciałby pogalopować po zawiłościach tematu, poszerzyć go i wzbogacić, ale redakcyjne wymogi krótkich depesz ograniczają mu wypowiedź do mikroskopijnych rozmiarów. Nad czym ubolewa. Narzeka, że zamiast pisać książki, rozmienia się na drobne pisząc komunikaty, sprawozdania, polityczne meldunki nie mówiące o przyczynach wydarzeń, ale przedstawiające ich skutki.

Tęskni więc za spokojem, domem, za chwilami, gdy będzie mógł bez reszty oddać się prawdziwej pracy. Zanim to jednak nastąpi, męczy się i przycina swoje teksty. Zmusza go to do bezustannego dokonywania wyboru, miotania pomiędzy tym, co może, a tym, co powinien umieścić w artykule; galernicza praca nad słowem przynosi efekt w postaci stworzenia unikalnego stylu.

Kapuściński, mistrz lekkiego pióra, maniakalny wędrowiec po literaturze, chodząca encyklopedia i doskonały znawca pisarskich technik, w trakcie tworzenia kieruje się intuicją, wyczuciem. Podobnie jak Malcolm Lowry, autor powieści „Pod Wulkanem”, jest chorobliwym cyzelatorem słów: konstruuje swoją prozę z fragmentów wielu wersji jednego zdania, rozdziału czy akapitu, ze ścinków zanotowanych myśli i spostrzeżeń, w rezultacie czego powstają teksty impulsywne i rozedrgane.

Istotnie: nikt przed nim nie pisał w ten sposób reportaży. W takim stopniu nie wchodził w skórę rozmówcy. Nie starał się przeniknąć przez najgłębsze warstwy jego psychiki. Nie usiłował zrozumieć drugiego człowieka, jego otoczenia, sposobu myślenia, lokalnych tradycji, zwłaszcza zaś nikt nie dostrzegał tylu istotnych różnic pomiędzy europejskim pojmowaniem kultury, a kulturami pozostałych kontynentów. Kulturami lekceważonymi i umniejszanymi przez naszą, bezpodstawnie zadufaną w sobie i swoich dokonaniach.

Dla Kapuścińskiego każda była ważna. Niezależnie od wielkości obszaru, na którym występowała, co stale podkreślał w swoich książkach i wywiadach.






Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1