Poetry

Marion


Marion

Marion, 9 december 2011

Stary aktor odgrywa swoją ostatnią rolę


w hieratycznej pozie gestem władcy
nakazuje nieobecnym widzom
śmiech płacz i wzruszenie
 
cisza frenetycznych oklasków
wzmaga się po każdej
niewypowiedzianej kwestii
 
on słyszy ten aplauz
jeszcze wyraziściej układa
gest opadającej ręki
 
tłumy zahipnotyzowane kunsztem
słowa gestu spojrzenia
na stojąco domagają się bisu
 
próbuje wstać do pożegnalnego ukłonu
światła reflektorów wydobywają z cienia
jego martwiejącą twarz
 
gasnącym spojrzeniem
szuka ostatniego widza
 
w lustrze widzi
swoją twarz


number of comments: 7 | rating: 14 | detail

Marion

Marion, 4 december 2011

Wieczór


   „Nie wchodź łagodnie do tej dobrej nocy,
   Starość u kresu dnia niech płonie, krwawi;
Buntuj się, buntuj, gdy światło się mroczy.”  (Thomas Dylan)
 
w ostatecznym rozrachunku wszystko
nic nie znaczy - mówi bohaterka filmu
patrzę na ekran i czuję bunt
daleko mi do jej zgody z losem

coś mnie ominęło wiem
wielka miłość jak kapitalistyczna wartość dodana
zdarza się innym
pozostaje bunt

w sercu płomień
choć światło się mroczy

czekam
nie czekam
trwam

czasu coraz mniej
zapada zmierzch

co powiem
pokonana niepogodzona
że warto płonąć?


number of comments: 9 | rating: 9 | detail

Marion

Marion, 1 november 2011

LISTOPADOWE ZAMYŚLENIA

sklepiona neogotyckim łukiem
cmentarna brama z czerwonej cegły
dzieli świat na dwoje
jak bramy wszystkich cmentarzy świata
za nią – ci co odeszli
i my którzy stoimy jeszcze z tej strony
powoli zbliżamy się do siebie

w doroczne święto ognia
z listą nieobecnych w sercach
na chwilę
przekraczamy bramę

podobnie pochylamy głowy
nad marmurami rodzinnych grobowców
zgrzebnymi płytami kruszącego się lastrico
i kopczykami ziemi okolonej darnią
zapalamy znicze i całe niebo

potem wracamy z łuną w oczach
wlokąc za sobą
tren pamięci


number of comments: 4 | rating: 14 | detail

Marion

Marion, 20 october 2011

Sonda uliczna

w popołudniowym słońcu na ulicy
młoda dziewczyna energicznie
wyciągała rękę z mikrofonem ku przechodniom
jutro będzie miała
swój materiał w gazecie
siedemnastolatek zabił bezdomnego
który układał się do snu na klatce schodowej

ludzie mijali ją pospiesznie albo
rzucali swoje kwestie
w przelocie

jeden powiedział
klatka schodowa to nie miejsce do spania
i dobrze mu tak poparł go drugi
nie ma spania na klatce co to hotel czy co
inny wzruszając ramionami mruknął filozoficznie
w tym kraju każdy może stać się bezdomnym
o co ten krzyk
dopóki nie będzie oko za oko
nic się nie zmieni twardo postanowił zwolennik
represyjnej siły prawa
niektórzy pożałowali chłopaka
był napity
pójdzie siedzieć
nikogo nie zainteresował zabity

tylko jakiś jeden człowiek  zamyślony
długo stał patrząc z boku
wreszcie wziął swój krzyż
i poszedł

wrzesień 2005


number of comments: 10 | rating: 10 | detail

Marion

Marion, 22 march 2011

Umierają kasztanowce

            Wiersz napisany w 2003 roku, wydobyty z szuflady, dedykuję Barnabie! :)

umierają kasztanowce
drzewa mojego dzieciństwa

zielone pięciopalczaste liście
brązowieją w smutku
i bezradnie kurczą się w sobie
ich wielbiciel mały chrząszcz
o zabawnym imieniu
szrotówek kasztanowcowiaczek
pracowicie robi swoje

odejdą więc w zapomnienie
małe niezgrabne ludziki
na zapałczanych nóżkach
a brązowe z białą łatą krówki
nie urodzą się nigdy
w zręcznych paluszkach
maluchów w przedszkolu

umierają kasztanowce
towarzysze młodzieńczych rojeń
w ich cieniu
czas dziergał dni woal
i pierwszą miłość

białe kwiaty
podobne zapalonym
na choince świeczkom
zaledwie zdążyły zakwitnąć
spadły jak śnieg na ziemię

czyim teraz językiem
przypomni natura że czas się uczyć
oj czas

zieleń kolczastych owoców
pękających gdy spadały z drzewa
i aksamitny brązowy dotyk
wyłuskiwanych kasztanów
czuję do dziś w mojej dłoni

trwajcie
moje kasztanowce
trwajcie
 
2003


number of comments: 9 | rating: 9 | detail

Marion

Marion, 17 february 2011

Tylko tyle

twoja ręka w mojej dłoni
trzymam ją dotykam
każdego palca
oddzielnie

nazywam je słyszysz
to jest twoja prawa dłoń
a to lewa

żyją własnym życiem
zaciśnięte bez twojej woli

odchylam kciuk
wskazujący środkowy
po kolei nieposłuszne wracają
by zamknąć się w piąstkę 

ścigam się z nimi
zdążyłam 

moja ręka w twojej dłoni
trzymasz mnie jakby to było
naprawdę

czuję ciepło a ty
czy odróżniasz mnie
od pluszowej zabawki
nie wiem

wiem
że mnie słyszysz

więc mówię
to jest mój palec
trzymasz w ręce mój palec
powtarzam się tak co dzień

aż kiedyś odpowiesz
uśmiechem


number of comments: 17 | rating: 10 | detail

Marion

Marion, 11 february 2011

***

wiersze
przychodzą i odchodzą
nocą na cienkich chybotliwych nóżkach
liter
z mojej lewej dłoni
kieszonkowym zegarkiem ojca
spływa czas
po prawej pełzną
uciekające godziny
wychylona z mroku płonąca żyrafa
przywołuje obrazy dawne
zapomniane
w smudze światła
trzepoczą słowa
i jak wypomadowane wąsy
Salvadore’a Dali
stroszą
nic nie znaczące
znaczenia


number of comments: 6 | rating: 6 | detail

Marion

Marion, 20 january 2011

Sierpniową nocą

                              Pamięci Żydów Otwockich
 
gdy miasto śpi
uliczkami krążą cienie
szukają czegoś wśród sosen
a one takie wysokie
że księżyc w stopy łaskoczą
 
uliczki stoją w ich cieniu
cienie w tym cieniu błądzą

przysiadają na schodkach werandy
ściany domu odbijają echo
płacz dziecka lament starej kobiety
głuche milczenie mężczyzn
sprzed lat
 
a śmiech?
dawno zamarł na ustach
a potem i ust już nie było
 
spłonęły w ogniu
przysypała je ziemia Treblinki
 
wracają echem
w jedną sierpniową
noc


number of comments: 12 | rating: 11 | detail

Marion

Marion, 31 december 2010

Zima 2010


brudne zwały śniegu i mokra breja
więcej samochodów niż ludzi
jak przejść po wąskiej na stopę
oblodzonej ścieżce
na drugą stronę czasu
zaraz stracę równowagę
i nawet przewrócić się nie ma gdzie
były jakieś inne
pory roku?
nie pamiętam

tej zimy
jestem stara

27 grudnia 2010


number of comments: 8 | rating: 11 | detail

Marion

Marion, 28 december 2010

Sąsiadka z przeciwka


mała coraz mniejsza
z siwą głową
coraz bliżej ziemi
powoli kusztyka
kolebie się
laska – przyjaciółka
zapomniała uczepić się ręki

jej głodne oczy
bezdomnego psa
zatrzymują mnie w biegu
łapie za rękaw
i już nie puści

po raz kolejny usłyszę
tę samą opowieść

wie pani
wiem

znowu nie zdążę
na autobus
wyrwać się?
rękaw zostanie
w jej rękach

chce pani
powiem pani wiersz
tatuś mnie nauczył
pani posłucha
zatrzymuje się
jakby stała na scenie
a przed nią
pełna widownia

tymczasem tylko ja
zagryzam wargi patrząc
na znikający autobus
i słucham 

jutro
przyrzekam sobie
pójdę inną drogą
tylko te jej oczy
poniesie ze sobą
ocalony rękaw


number of comments: 1 | rating: 7 | detail


10 - 30 - 100  






Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1