Edmund Muscar Czynszak, 20 may 2012
Słowa powtarzane szeptem
z trudem przeciskające się
przez bramkę z wykrywaczem kłamstw,
antidotum wymyślonych świętości.
Zwietrzałe frazy stają się
zastępczą recepturą zbawienia,
schowana poza widnokręgiem
zmyślonej rzeczywistości.
Ślady pozostawione na klęczniku
bledną pod naporem
pozostawionych pustych znaków.
Świece na ołtarzach świata
dopalają się powoli
pokrywając paciorki dni
woskowymi plamami.
Przemodlone twarze
z zastygłymi rysami cierpienia
pokrywa kurtyna pustosłowia
wyimaginowana obsesja dobra
zastępczy atrybut milczenia.
Bóg nie szukając
wiecznego spokoju
dźwiga brzemię ludzkiej obłudy.
Ukrywanej w modlitwie.
Edmund Muscar Czynszak, 19 may 2012
Trzepot skrzydeł pegaza
miesza się z chichotem anioła
dryfują sprzęty mojego pokoju
przenikając przestrzeni spokoju.
Słońce brodzące zaułkami ciszy
spogląda na porozrzucane słowa
które ugrzęzły w szczelinach pytań.
Skrzętnie omijają wszystkie rafy
perły z naszyjnika
są piaskiem rzucanym w tryby
wehikułu znikającego czasu.
Wpływam w zaułek cienia
usta knebluje mi światło
wypalające dusze.
Kiedy kona dzień
zasypiam z bezsilności.
Edmund Muscar Czynszak, 13 may 2012
Nic nie jest proste
jak arkusze równo przyciętego papieru.
Prosta ścieżka nie zawsze
jest prostą drogą do celu.
Kariera bywa czasem niewiadomą
wrzuconą do plecaka,
ślepą kulą miotaną przez diabła,
którą Bóg nie będzie za nas nosił.
Na dnie pustej butelki
niczym małe okręty
skrywają się przemilczane nałogi.
Miłość z przekleństwem podąża
drogą wybrukowaną przypadkami losu,
co jednym zdaniem okiełznać nie sposób.
W chocholim tańcu los się zagubi
nie wytrzymując próby czasu.
Nic nie jest proste
gdy jest się tylko
ziarnkiem w stosie
korca maku.
Trochę białym.
Trochę czarnym.
Jak plama na koszuli,
którą żadnym ze środków,
wywabić nie sposób.
Edmund Muscar Czynszak, 12 may 2012
Pokłady ciszy zalegają bulwary
wezbraną Gwdę mącą rwące wiry,
samotny łabędź pod prąd płynie,
w welonie nocy głos dalej się niesie.
Światłem latarni poprzestrzelane
czarną jak ziemia przestrzenie czasu.
Czupryny drzew targane wiatrem
szept sitowia brzegiem się niesie.
Milczące cienie zagnieździły się w starym dębie
sylwetka ojca, którego już nie ma- jest wszędzie.
Nad mostem srebrny księżyc zawisł.
Zaszyty w wilgotnym mroku ciszy
swoje myśli najlepiej usłyszę,
tu jeszcze zdarza mi się marzyć.
Wydeptaną alejką błądzą wspomnienia
i czasem jeszcze tylko zadrży ziemia.
Ostrożnie stawiam kolejne kroki
by nie uronić nic z tego,
co było i nigdy już nie powróci.
Wszystko się zmienia
biegu rzeki nie da obrócić
żadnej historii nie da powtórzyć.
A mury pamięci nigdy nie runą.
Edmund Muscar Czynszak, 6 may 2012
Bratu Czesławowi
Cóż, uczynić możemy
kiedy dzień z drogi zbacza.
Ułomnością zbroczone
stponie do świętości ołtarza.
Zgliszczami porastają wszystkie
kwiste płomienie marzeń.
Splądreowane nałogi ludzkich myśli,
niczym ołowiwna kula
ciążąca w stronę unicestwienia.
Cudu nam trzeba i ramienia anioła
co burzę uciszy, złe do piekieł przywoła,
uniesie stargane ciała, ku wyżynom słońca
odpływ wstrzyma, próbie wiatrów sprosta.
Potrzeba miłości z ramieniem herosa
który wytrwa we wszystkicm podstępnej chwili zaradzi.
Uchwyciwszy wiosła, wyciągniętej brzytwy
by nie wciąbneła nas w swe sidła
otchłań skrawka, ziemi wiekuisty.
Nim omotają duszę, złe szatańskie wiry,
które drzazgą podstępnie
w ciele bedą tkwiły.
Życie jest wezwaniem,
życie jest siłą.
Nałóg bywa mogiłą.
Edmund Muscar Czynszak, 6 may 2012
Czwarta godzina nad ranem. Głośny łomot zegara.
Uliczne latanie wdzierają się przez okna. Stłamszony
pierszym pianiem sen, pod zmiętą pościelą się chowa.
Z uchylonej kurtyny powiek wydzielają się resztki
skrawków wczorajszego dnia.Plucha Października,
poranek majowy i wieczorny ból głowy.
Z ostniego peronu rusza pociąg do nikąd.
Przez ściany przedzierający się płacz dziecka,
gasi resztki martej ciszy.
Nie każda droga prowadzi do celu.
Są noce, co nie konczą sie jutrzenką.
Pod czarną podszewką mroku
skryte pentogramy dawnych obrazów,
pokrywają ołowiane obłoki codzięnoaści.
Wlokące się sylwetki zapomnianych postaci
rozpływają się pod naporem świtu.
Zmartwystanie światła jest scenką,
powtarzną zawsze o właściwej sobie porze.
Zniekształcone cienie pożera dzień.
Edmund Muscar Czynszak, 29 april 2012
Plac z cieniem rozwartych ramion
i smukłym krzyżem, co za nim stoi,
oblężony kartonową architekturą domów.
Z elektronicznym okiem zegara
skrupulatnie odliczającym wszystkie
złe i dobre chwile mojej Piły,
która wciąż jak młoda panna
choć wiek jej już sędziwy.
W kwadracie oplecionym strumieniem ulic
auta nierownym szeregiem płyną
i tylko orzeł, co przysiadł
do lotu przestał się unosić
zębem czasu wrastając w tę zienię.
Słońce pogodnym spojrzeniem śledzi wszystko
stare kocie łby, pamiętające powojęne rumowiska.
Krokusy rozpierzchły się po trawniku
wiatr grzywami świerków kołysze
senne postacie z pomnika milczą
głębie z góry wszystko widzą najlepiej widzą.
Obrazy dawnych lat niewielu już pamięta
ługich majowych pochodów,
festynów lipcowych, kwiatów na dzień zwycięstwa.
Dziś w karty wspomnień wsiąkły
wszystkie tamte chwile
kiedy ścieszką wśród gruzów tego miasta błądziłem.
Edmund Muscar Czynszak, 28 april 2012
Myśli układają się w palisadę zwątpienia
wdzierając się w szczeliny mojego gniazda.
Zapisane w nieładzie zdania
stają się metafizycznymi obrazami
niedokończonego spektaklu.
Jesteś tam gdzie mnie nie ma
podchodzę coraz bliżej twego brzegu
zapora odległości nie jest jedyną
przeszkodą do pokonania.
Milczenie, które czasem bywa złotem
przemienia się w popiół beznadziei.
mojej identyfikacji świata.
Twoja fotografia, zawieszona na słupie pamięci
jest latarnią - kursem, z jakiego nie zbaczam.
Wiatr, na jaki oczekuje
łaskocze moje żagle
na mieliźnie, ponownie rozsiądą się kaczeńce.
Do zobaczenia na równoleżniku spełnienia.
Edmund Muscar Czynszak, 22 april 2012
Porażony przeznaczeniem
bez logicznego planu istnienia,
z zerwanymi ścięgnami wiary w człowieka,
dźwiga brzemię błędów niezawinionych.
Zdradzony, wyszydzony i opluwany,
uparcie pozostaje w świadomości dziejów.
Na skrwawionej przestrzeni naszych słabości
przekracza nieprzekraczalną granicę bólu
z oplatającymi krzyż ułomnościami.
Pozostawiony w starej księdze testament,
podlega ciągłej modyfikacji czasu.
Król królów, państwa bez suwerenności.
Biczowany na krzyczących bilbordach
zmyślonymi tekstami jedynej prawdy
w jarmarcznym dźwięku judaszowej mamony.
Zwycięzca śmierci
zamieniający się miejscami ze zbrodniarzem.
Zło jest koloru dobra, dobro ma odcień śmieszności.
Owładnięci modnymi gusłami
babramy się we własnych wspaniałościach.
Nie utożsamiając się z żadną z postaci
ze scenek teatru śmierci
z lubością przywdziewamy maski świętych.
Nie odkrywszy do końca prawd wiary
po omacku błądzimy w zakamarkach,
historii zapisanej w podręczniku zdarzeń.
Powtarzając wciąż na nowo
wedle własnego wyboru
jedną z wersji ludzkości.
Misternie dotwarzając tajemnice naszego istnienia.
Edmund Muscar Czynszak, 21 april 2012
Pociąg widmo
z długim warkoczem wagonów.
Czas zagubiony w otchłani nocy
smukłą smugą światła
drogą żelazną się toczy.
Elektrycznym wstęgę
pióropusz iskier szlak wyznacza.
każda chwila staje się martwą.
W szklance zimnej kawy
skrywamy dawne wspomnienia
co nas jeszcze może spotkać?
kiedy dzień rozciągnięty
do nieskończoności.
Sznurem pytań
przepełnione ciemne pejzaże.
Zwykła mała stacja
z dygoczącym blaskiem latarni
i my ze swoimi historiami
głęboko w swoje cienie schowani.