Pi., 6 june 2010
Gdy Kato zapłakał nad konającym słoniem,
z którego wylały się dymiące wnętrzności,
sądził że jest to trafna metafora
upadku jego rodzimego imperium:
- zaprawdę gdy gigant upada, już nie wstaje
Scypio (władca chłodniejszego krwiobiegu)
wskazał wschód gdzie bielały ściany Utyki.
Lśniły obietnicą zasłużonego wypoczynku
niczym pałac z dawna pomijanych oblubienic.
Te ściany, blade jak lico Scypiona,
stały się proroczym grobowcem Republiki.
Tu, w Utyce, poczęta została ułudna
wiernopoddańczość w brzemiennych ciszą domach.
Otrzyj te łzy Katonie! Za późno na skruchę!
I jakby za wcześnie na odkupienie...
Miecz słowa który wzniosłeś, pordzewiał od juchy.
A miał otwierać serca i skarbce...
Więc Utyka? - Utyka więc... Tam Scypionie zrozumiesz,
do czego czerstwy chleb i swąd oliwy w kaganku
popchnął zrozpaczony sztylet.
Pi., 4 june 2010
sprawdziłem buty.
buty to moja podstawa.
jestem do nich przywiązany.
codziennie.
na noc wzmacniam więź
ich własną na własność. sprawdzam.
w cudzych butach mi
wyraźnie źlej. to nic.
co rano wiążąc plany
rozwiązuję ten problem na dzień dobry.
lewym na prawo - sznurowadło
prawym na lewo - sznurowadło
i już jestem na uwięzi.
transakcje wiązane mam we krwi.
sprawdziłem. węzeł.
to rozwiązanie jest samorozwiązywalne.
wystarczy się raz potknąć boso.
Pi., 3 june 2010
scenopis nie mówił, że w miarę przemijania grudnia, przybywa
masowych odłowień i całe ławice wypasionych karpi zamieniają
mulne noclegownie na coraz mniejszy metraż. wanna to jeszcze
nie ciasny garnek, lecz już nie przestronny staw. nawet ryba
poczuje dotkliwość ograniczenia, nim wypełni trumienny półmisek
na wigilijnej stypie. nasz bezimienny karp musiał być ateistą,
niepozbawionym dekadenckiego a niech się dzieje co chce
- zdechnąć w służbie teatru nie każdej rybie jest pisane! to był maj,
gdy wdarł się do dziejów sztuki teatralnej poprzez rozszarpanie
cudzymi rękami. między katastrofą TU a zalaną w sztok Polską
tragiczna dekapitacja karpia dała się wykorzystać jako pretekst
do nagonki nie na temat. didaskalia, jak ten karp. nadal milczą.
-------------------------
na początku maja, na festiwalu teatralnym w Maszewie, podczas spektaklu teatralnego jednej z alternatywnych grup teatralnych doszło do następującego zdarzenia: jeden z aktorów wniósł na scenę żywego karpia, siekierą odciął mu głowę i rozszarpał na oczach zaszokowanej publiczności. dyskusja na temat karpia była w mediach głośniejsza niż katastrofa smoleńska... wniosków nie przyniosła żadnych.
Pi., 3 june 2010
powierzchowność spękana ciszą
ten zaprawdę cierpi po wielokroć
kto bezwładnie czuje własną skorupę
w dramacie emocjonalnych odłamków
obitych o bezduszny zlewozmywak
raz pęknięte powierzchnie grymasów
nie polepią się za jedno przepraszam
na wszystkich kolizyjnych skrzyżowaniach
między salonem gabinetem i sypialnią
czerwono od świateł ostrzegawczych
tylko racz mnie wcale nie zauważać
tylko racz mnie nie dotykać sobą
lewa wolna bo z prawej lita ściana
dla takich jak my powinni wymyślić
mieszkania jednokierunkowe bez okien
czterdzieści pięć metrów kwadratowych
dobrowolnego sam na sam w obecności
wciąż śmierdzącej przegniłą miłością
Pi., 2 june 2010
swoją Muzę udomowiłem
i teraz z perspektywy bujanego fotela
obserwuję - przesadzanie metafor
wekowanie przecinków zaciskanie sylab
byle starczyły do pierwszego
wynosząc śmieci poza nawias
rozpieram skrzydła z dumy
że mimo zmęczonych pantofli
i incydentalnych koślawych rymów
nadal jest ekscytująca i moja
poprzez sinobłękitną aureolę domu
imaginujemy sobie ten wiersz
nagością na czułym prześcieradle
Pi., 31 may 2010
Baśka chichocze natrętnym Iwaszkiewiczem.
Patrz! Ta jego upierdliwa spostrzegawczość!
Z lubością doszukiwał się w Duńczykach perwersji
- sam w spiżu siebie - dobroduszny Obelix.
Brniemy z Baśką suszą ulicy, a w zogniskowaniach witryn
przypadkowi przechodnie umierają stojąc.
Po prostu: odpalają się jeden od drugiego,
jak spersonifikowane goldeny w papierowych melonikach.
Tak gorącymi emocjami jesteśmy gnani, od tu do tu,
że pocieramy sobą o teraz, jak o draskę, zbyt często.
Każde z nas wielokrotnie zaiskrzyło na dożywotni zakaz
zbliżania się do łatwopalnych przedmiotów
- w tym do świątyni nagiego lustra.
Patrzenie sobie ciągle w oczy,
incydentalnie grozi samozapłonem narcyzmu.
"Jarosław I. honorowy syn Kalnika (to koło Kijowa, Basiu)
- etyczno-moralny wzorzec dla ubogich duchem"
Nie, to mi się nie mieści, zwłaszcza tu,
gdzie źle się dzieje, więc współwybuchem
rozżarzamy się do śmieszności:
Basia, ja i ta ulica pełna Duńczyków.
Pi., 30 may 2010
takowoż my, chochoły ubabrane
w szczerobłotną lepkość słoty,
ze świszczącą od liści charyzmą
pod zakasaną zawadiacko pazuchą,
z przewietrzonymi kieszeniami
pełnymi październikowych tęcz
i gawronków, piewców tłustej skiby,
myszkujących za perłami ziaren.
tańczmy,
jako że na gęśliczkach grają.
wirujmy
przez jeszcze ciepłe ścierniska.
gwiżdżmy
na te polne zapobiegliwe myszy.
i tylko żal, że przytupać nijak
jednonogiemu, choć się wyrywa,
albowiem pod bezdenną, a żyzną
wyobraźnią parcianego kapelusza,
krzeszemy ochoczo iskrę bożą.
dalej w hołubce nad hołubcami,
boć ta jesień nam najmilszą
tańcownicą w sukience z pajęczyn.
Pi., 28 may 2010
na rozmowę mamy wieczność i ułamek sekundy.
wieczność pokruszoną w kurz i ułamek sekundy,
o smaku wczorajszego herbatnika.
ja - nad sknoconym capuccino pęcznieję anatemą cynamonu
- bądź przeklęty niechciany kryształkowy dodatku!
szkoda, że nie mogę cię wyskrobać z dna.
ty - obojętnie żadna, za podwójną łyżeczkową gardą.
rytmicznie nam prawda kołami w pianie. raz tak, raz tak.
już jesteś w pół myśli od zerwania się do lotu,
przez obcą, napowietrzną przestrzeń sali dla niepalących.
my? jacy my? i ułamek sekundy pękł...
jest po wszystkim. resztki po filiżance proszę dopisać
do rachunku.
Pi., 26 may 2010
pastylka quaalude podzielona na trzy/migawka
fontanna szampana w jacuzzi/migawka
pomarańczowy ręcznik frotte/migawka
zbyt młode ciało na Mullholand Drive/migawka
a cena?
obce granice za cudze mdłości
obce hotele za cudze uległości
obce alarmowe dzwonki
własne przerwane odkupienie
niedokończone konfesje
strach nieufność zdrada
i
oto
mamy go!
jakby z pachnącego jeszcze świeżym utrwalaczem celuloidu
zeszły na płytę lotniska w Zurychu jego własne obsesje
i w rozjarzonych pożądaniem reflektorach chwyciły za rękę
świat wstrzymał oddech
świat się zachłysnął
świat się wysmarkał uronił łzę puścił bąka zwymiotował
między jednym a drugim haustem coca coli
między garścią popcornu a garścią popularności
na żywo haj definyszen tru kolor slim fast rewelejszyn
przewiń kochany na koniec chcę zobaczyć go za kratami
przewiń kochana na początek chcę zobaczyć tę trzynastolatkę
jeszcze raz jeszcze raz jeszcze raz
chodź pójdziemy do sądu rzucić kamieniem
będziemy krzyczeć bo nie mamy jacuzzi
będziemy potrząsać niepomarańczowym oskarżeniem
będziemy grozić - to takie podniecające
będziemy się kochać jak gwiazdy
tylko mi nie mów że masz trzynaście lat
nie ukochany
mam trzydzieści jeden
i jestem twoją przeszłością