Yaro, 27 august 2020
mój kraj stygmatem
na ustach z maską
nakazem z zakazem
ze szmatą na twarzy
ubieram się w dresy
wkładam ciężkie buty
skóra z tamtych lat
bandamka na szyi
zdobi moje dzwony
zmarszczone czoło i dłonie
starcem nazwiesz mnie
swoje wiem pogo pogo
moją drogą moją chwałą
kraj zaniedbany oszukani
wstajemy do katorżniczej pracy
w kieracie zaprzęgnięci na kilka godzin
dziennie działam niewymiennie
urlop zapomnij wszędzie korona
wszędzie gówno
ocieram się o jutro
wczoraj było dobrze
nie pamiętam tych chwil
niewymiernie zegar tyka
czy to koniec może początek
krzyczę bo mam dość krzyczę
by wykrzyczeć na cały świat
mam dość by się bać
Yaro, 20 august 2020
nie mam nic prócz jednego życia
chcą mojej duszy nie poddam się
stoją przy drzwiach
nie otworzę im
niech walą
dopóki starczy sił
przyszli jak złodziej
co chcą
na niebie Bóg strzeże moich słów
wypełniam prawo bym mógł żyć
stoją przy drzwiach
nie otworzę im
niech walą
dopóki starczy sił
przyszli jak złodziej
co chcą
wybiegam na ulicę i krzyczę
nie słucha nikt
żywe zombi kroczą brukiem
krew wypełnia ciało
stoją przy drzwiach
nie otworzę im niech walą
dopóki starczy sił przyszli jak złodziej
co chcą
walka podstawa do wolności
spokój tak po jednym roku
noc zabiera słowa
rodzą się sny w naszych głowach
wyłamane drzwi
lecz nie ma mnie
jestem gdzieś indziej
sen rodzi się na jawie
odebrałem telefon
że coś dzieje się ze światem
Yaro, 20 august 2020
od trzydziestki do czterdziestki
jest tak jak
przeczytać książkę od deski do deski
odkładanej na półki co rok
krok dzieli lata krok
o młodości wie ten co docenia owoc jej
do młodzieży świat należy
kłaniam się nisko bo czuję po kościach że już blisko
Yaro, 13 august 2020
nazywam się Skawiński
na obczyźnie płynie życie normalnie
w sercu z obrazem dawnych czasów
tęsknota wyciska wspomnienia
obolały po wielu wojnach
nie ma siły by się odnaleźć
schroniłem się w latarni nad brzegiem morza
szum fal śpiew mew w oddali żal
co wraca z ojczyzny kocham ją
ostatniej nocy zapomniałem o bożym świecie
nie zapaliłem latarni ogień nadziei nie zapłoną
statek poszedł na dno ja razem z nim
włóczęgę czas rozpocząć
jestem stary umrę jak pies pod płotem
z obrazem dziecinnych lat
Polsko kocham cię za to
za pieśni co w uszach nie pozwala usnąć
Yaro, 6 august 2020
robiło się wyraźnie w końcu rano
obce łapy maskowały twoje pośladki
czułaś rozkosz odczuwałem
oczy maślane twarde sutki
jak tu nie pić wódki
gdy rogi takie wbiec wprost na polowanie
wierny mimo twojego wyskoku
miałaś kisiel w kroku
opadają ręce co po takiej kobiecie
piję łyk wódki przy bufecie
innej nie będzie chyba że zimna
klei się dziewczyna mówię dobrze
stworzenie do miłości
nie chcą rodzić dzieci
pragnienie kasy rozkosz i psi posłuch
jestem wolny wybór na potem
odczekam do kolejnej sprawy
nawalony śpię pod płotem
pada deszcz pod skórą dreszcz
przechodzisz bokiem
Yaro, 3 august 2020
nic nie można odmienić przez przypadki
nędza z biedą zwiastowały przyjście na świat
matka wydała na świat dziecię
słabe wątłe bez szans na przeżycie
baby ochrzciły chłopca
myśląc że nie doczeka duszpasterza
nieszczęśnik
a na imię mu Janko
żył w niedostatku
dorastał pasąc krowy
taki to miód
głodny szwendał się po ścieżkach lasu na grzyby i jagody
nazywali go we wsi prostacy
Janko muzykant
był inny niż wszyscy kochał się w muzyce
tak ją wielbił że za nią oddał życie
ludzie niszczą talenty
zabijają w nas piękne rzeczy
Yaro, 3 august 2020
kumpel pożyczył od starego parę złotych
starczy na wino by otworzyć oczy
przez zamknięte drzwi słychać głosy
to sąsiad jedzie tak co drugi dzień
o północy sąsiadka rozkłada nogi
dzisiaj była w Hollywood mimo śliskich ud
pije Leon mimo pandemii
co nas nie zabije uleczy na jakiś czas
chemia kac morderca bez serca
pijemy zawsze z rana
szybciej upływa dzień
Yaro, 2 august 2020
(bajki dla dorosłych)
jestem koniem jak inne konie
jako źrebię biegałem po łące
pasłem się głównie zabawa
gospodarz mnie oddał
oddał na kopalnię
kiedyś patrzyłem w kosmos
na moim pokładzie ciemno
kurde wagoniki ciężkie
śmierdzi metan
obijam się o ściany
beton co jak tutaj robię
oślepłem pewnego lata
może to było jesienią
chociaż wzroku brak
nie przeszkadza mi wspominać
jest ciemno a ty narzekasz
Yaro, 30 july 2020
zabijacie mnie
lecz tylko jeden raz
wracam po latach
zemsta słodka noc
nadchodzę z orężem
widzę bandę łajz
moja siła moja władza
masa was widzę słabości
otuleni w rękach zła
wybielacie zęby
nie ma litości
zwabieni pod flag fałszywych łopot
zwątpicie w ostatecznej chwili
chwila bez wyjścia a miało być tak pięknie
kwiat kwitnie serce pęka
moja siła moja władza
masa was widzę słabości
otuleni w rękach zła
wybielacie zęby
nie ma litości
Yaro, 30 july 2020
ówczesnym mundurowym co otarli się o kostuchę
otarłem się o gówno gorsze niż białogłowa
wyczerpała mnie chora głowa
schizofrenia gorsza niż dama lekkich obyczajów
żyję nie szczędząc bohaterom czci
nie byłem nim lecz służyłem im
teraz to wiem
torowałem drogę szturmanom
istnieć z nimi to był szczyt
silny i zły
cała młodość piękne chwile
noce krótkie za długie dni
całym sercem oddany nadwrażliwy
czuwałem
wtedy spałeś
na kacu zalany wypadem na miasta dno
widziałem wiele rozumiem dużo
bez alkoholu można bawić się
lecz po co
nie wierzę w słowa w telewizji
uciekam
w Bieszczadach zbuduje dom
taki z bali drewniany nie betonowy schron