Poetry

Domi


Domi

Domi, 11 june 2010

***

Najpiękniejsza jesteś, gdy milczysz.
Skupiona spoglądasz w pustkę i wiem,
wtedy wiem, że nie będziesz nigdy moja,
nie do końca, nie na zawsze, opętany,
bo to już wiesz – jestem opętany –
nie zamknę cię w sobie i nie zamknę w klatce.
Najpiękniejsza jesteś, gdy milczysz,
ale każda sekunda milczenia jest jak wyrok.

Może zrozumieją. Tłumaczenie szaleńca,
bo jestem szalony, może zrozumieją,
że musiałem, bo musiałem, jak inaczej,
musiałem i dlatego właśnie.

Ukrzyżowałem cię.
Nie, nie przygwoździłem do siermiężnych desek,
bez czułości.
Jak motyla rozpiąłem na tle moich pragnień,
delikatnie rozłożywszy drżące skrzydła strachu,
cienkim ostrzem szpilki przekłułem, byś mogła
bez bólu zawisnąć i bez ruchu zgasnąć.

Kochałem cię na siłę i wbrew twojej woli,
noc jak sprzymierzeniec wiodła mnie instynktownie,
w aksamitną głębię twojego westchnienia, w ciemności,
tak łatwo przychodzi nie pytać o drogę.


number of comments: 1 | rating: 10 | detail

Domi

Domi, 25 may 2010

***

Z gęstości słów wyławiam paranoje Pachnące
tępym mysim zaduchem Gasnące jak słońca
spalone od środka Wśród ludzi tak samo
Migracje żywej masy Akcje dożywiania Charytatywnie
kiszki marsza grają W bólu rodzę niesłoną łzę Jak dziecko
Jak dziecko Pod okiem noszona upada
a może zbyt długo to trwało Może to już koniec
głuchniemy jak fortepian Nie do taktu serca urywane
Z tamtego drzewa został tylko biały pień Pamiętasz
tylko raz jeden nadzieją obrosło
Pamiętasz
pytałam czy można tak żyć Po prostu Od minuty do minuty
jak nieplanowana ciąża


number of comments: 1 | rating: 7 | detail

Domi

Domi, 25 may 2010

Samotność

Przechodzą przez nas płaszczyzny samotności,
równoległe i bardzo precyzyjnie odmierzone
zegarkiem serca wbite w takt pośpieszny,
jak ten pociąg, co jednak zawsze się spóźnia.
Przepływają przez nas wzory chemiczne
kolorowe i słodkie jak usta kochane,
z których cierpkość wyssana, sztucznym miodem osłodzona
jest dość prawdopodobna, nie trzeba jej podważać.
Ustrojeni w ciszę jak w brylantów oschłość,
roześmiani śmiechem, co dźwięczy jak skowyt,
wygładzeni pięknem zagranicznych wakacji
zatykamy uszy watą słowną.
I nie ma nas.
Te płaszczyzny pod żadnym kątem się nie przetną,
choć mogłyby innym ulżyć
i nas względnie podratować.
Wystarczy mieć chęć, parę szczytnych ideałów,
ulubioną książkę i intratną posadę,
by na szacunek zasługiwać,
mieć miejsce na cmentarzu,
co cztery lata decydować o przyszłości tego kraju.
Samotność nie jest dla nas krzykiem ni rozpaczą,
lecz radosnym skutkiem świadomych wyborów,
bezpieczniej i łatwiej nie mieć kuli u nogi,
choćby nawet ta kula była kryształowa.


number of comments: 0 | rating: 8 | detail

Domi

Domi, 25 may 2010

***

Za siódmą górą jednak nic nie było,
stanęliśmy wpatrzeni w czubki własnych butów.
Opadły makiety wielkiej szczęśliwości,
pałace z dykty stawiane na pokaz,
w międzyczasie ktoś spostrzegł, że nawet dach przecieka
w idealnym świecie papierowych złudzeń.
Cokolwiek się stało – było poza nami,
jak zmęczone sępy krążyło w powietrzu,
gdy w mokrym piasku wypisałam ostatnie życzenie
deszcz spadł, aby obmyć nieczyste sumienia.
Ugrzęźliśmy w błocie,
długo już stoimy,
korony drzew ostatnimi insygniami władzy.
Listy z przeszłości wpadają czasem w ręce,
ostre kanty czasu wpijają się w dłonie,
nie odważy się nikt spalić ich na popiół,
są ostatnim świadectwem naszego istnienia.
Z niejasnych odmętów słów wyławiam znaczenia,
wędką nadziei wyciągam na brzeg większe sztuki,
ci byli, ci odeszli, ci jeszcze powrócą,
z miłością jak z talią nieznaczonych kart.
Ktokolwiek widział, ten na pewno wie,
że i w powiek zmrużeniu czai się zdrada,
pióropusze kłamstw powiewają dostojnie,
zawdzięczamy im miły ruch ludzi i powietrza.

Za siódmą górą jednak nic nie było.
U kresu dróg znów drogi rozstajne.
Stoimy wpatrzeni w katalogi ofert -
kusząco niedroga, bujna teraźniejszość.
A przeszłość to cienka, chwiejąca się lina,
po której nie każdy umie spacerować.


number of comments: 0 | rating: 6 | detail

Domi

Domi, 25 may 2010

Prawo bytu

W złotych ramach obrazu zastygam na chwilę To
jednak lustro Muzealny maraton
Serpentyny schodów Z dołu na górę W
zwolnionym tempie przegląd osiągnięć cywilizacji
Naszej cywilizacji Przecież innej nie ma Czarna
dziura czasów pochłonęła wszystko Dwieście lat temu
zdjęłabym te buty Nie byłyby jeszcze wymyślone
Sznurówki służyłyby do wieszania ludzi Takich
tapet nikt dziś nie bierze na serio
Korytarze spojrzeń krzyżujących się równolegle Nie
dziwi absurd Takie czasy Sami sobie odkryć musimy
prawo bytu


number of comments: 1 | rating: 3 | detail

Domi

Domi, 25 may 2010

Wariacja na temat Marii T.

Konstelacja twoich spojrzeń jak gwiazda zaranna.
Gdy dłoń przymierzasz do waz i pucharów
poddani drżą.
Wstrzymanym oddechem chcą ratować płuca.
Oczy nieprzywykłe do boskiej jasności
chciwie pożerają odrobiny światła,
co spomiędzy twych palców- gotyckich wieżyczek-
upadają w ziemię jak zaczątki życia.

Lecz jest pod gorsetu czerwonym atłasem,
co opina szczelnie smagłość twego ciała
miejsce zawsze ciepłe, pulsujące równo
czułością wezbrane, kruche i bezbronne.

I cóż, że na lustra załamanej toni
niezmiennie oblicze krwawej Marii Tudor,
co zęby obnaża w uśmiechu ironii
koniuszkiem języka wciąż czując na wargach
lepki, trochę gorzki, smak bezbrzeżnej władzy?

I cóż, że gdy rękę ku górze unosisz,
by dłonią się zakraść w jedwabistość włosów
to musi ta ręka opaść jak siekiera,
poćwiartować przestrzeń na drobne kawałki-
-wciąż jest pod gorsetu fiszbinową uzurpacją
miejsce zawsze ciepłe, pulsujące równo.
Trudno ci odmówić tych resztek człowieka,
kłamią, kiedy twierdzą, że twa ręka nie drży,
gdy wyrok śmierci podpisujesz, Pani.


number of comments: 0 | rating: 7 | detail

Domi

Domi, 25 may 2010

Tandetne wspomnienie

Tandetne wspomnienie
Odchodzisz w deszczu Trzy kroki Odwracasz się
i twoja podniesiona dłoń różą wiatrów wskazuje mi
drogę do domu Tam gdzie wracam niebo
nie grzmi złowieszczo Ulewa traw nie chłoszcze
Cisza nie zdarza się przed burzą
Napędzane pozornym porządkiem dni biegną łagodnie
Młode wino rozcieńcza jeszcze młodszą krew

Wyłuskana z maski chłodu lgnę do twoich myśli
uderzam w nie zaciekle jak zwierzę w pręty klatki
mówię abyś nie przeoczył mojego istnienia
Wyłuskana z twoich dłoni trwam Czy na pewno?
Jestem twoją nienarodzoną córką i wzgardzoną kochanką
zbyt młoda by mnie poczuć zbyt dojrzała by zapomnieć
Nabrzmialym sokiem pożądania spływam na twoje wargi
posypując solą wciąż otwarte rany

Jeszcze wierzę Może wierzę że jest sens w naszej wojnie
Ciągłej gotowości do stawania na równych nogach
Na co zwiewność sukienek gdy nie pieszczą twoich oczu?
W żołnierskich butach idę tam gdzie nigdy nie dojdę

Tandetne wspomnienie
Twoje oczy mierzące jasny prospekt nieba
i ten szept - idzie wiosna - w zachwyconych ustach
Mały żebrak u boku - ja - wpatrzona w ciebie
w ruch wprawiania od zawsze twoim niekochaniem


number of comments: 0 | rating: 4 | detail

Domi

Domi, 25 may 2010

Dobrze

Dobrze, że za miłość się płaci
gównianą retrospekcją, kochany, znowu ty i ja,
ja i ty, nie ma nas, powiedziałam, nie ma nas,
przytaknąłeś,
zatem po co jesteśmy . Jak znak zapytania
powielamy się w swoich oczach?

Tamtego dnia znalazłam w lesie pompkę,
śmiałeś się, że nie działa – od przybytku głowa nie boli –
pomyślałam – mam wyrzucić ją do kosza, ale dlaczego –
bo nie działa – powiedziałeś.
Czy wszystko musi działać, nie działa…

Obiad miał nas pojednać. Wybrałam najpiękniejszą główkę sałaty,
pachniała tajemnicą ziemi. Nawet mięso wzięłam w obie ręce,
tak tego nie lubię, dotyk bólu i śmierci, którą wsadzę ci w usta.


number of comments: 3 | rating: 9 | detail

Domi

Domi, 25 may 2010

***

Śledzę linie na twojej twarzy I nic
Wyżłobienia zmarszczek znaczą dni minione
ubierają cię w sens niepodważalny - łagodność przegrywa z twardym doświadczeniem
Zatem cofasz dłoń gdy chciałbyś mi podać
ostrzem słów kaleczysz na wszelki wypadek
Złe kobiety są złe a dobre też złe
Konstatacja spod znaku wróżb z chińskich ciasteczek
gorzej gdy tą miarą mierzysz mnie Jak się obronić
przed prawami które nie znoszą sprzeciwu
Kiedyś miałam żal o ten mroczny spadek
bunt nabrzmiewał we mnie podskórną goryczą
Dziś już nawet ran ciętych nie opatruję
z doświadczenia wiem że same się zabliźnią


number of comments: 1 | rating: 11 | detail

Domi

Domi, 25 may 2010

Anatomia przywiązania

Nie chodzi o realny brak. To, co boli jest nieistnieniem
ze świadomością, że tak już zostanie. Bardziej brakuje
miejsc czy sytuacji. Wspomnienia łaskawie udzielają azylu,
ale z czasem i z nimi zwycięża obojętność.
Nie chodzi o samotność, bo ktoś zawsze jest obok.
Pustka powoduje nienazwany lęk. Potęguje przekonanie
niepowetowanej straty. Ale czym jest ta strata?

To nie głos i nie dotyk. Głosu nie pamiętam.
Twarzy nie potrafię postawić przed oczami.
Mętny obłok powietrza w ucisku na serce
wywołuje określony koloryt emocjonalny.
To tęsknota. Ten moment, gdy chce się wywołać
duchy dni minionych z uporem maniaka.


number of comments: 3 | rating: 12 | detail


10 - 30 - 100






Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1