Prose

ezo**


older other prose newer

15 april 2012

Gdyby to był mój ostatni dzień

Z podziękowaniami dla Michela de Montaigne’a, Francisa Bacona i Starożytnych.




„Jeśli byłoby to dzisiaj, pewnie zapaliłbym fajkę i uśmiechnął się w przeszłość…”.
 
„Poszłabym do kościoła, prosić Najświętszą Panienkę o wstawiennictwo, a co żeś Pan myślał?”.
 
„Dzisiaj? Hm… nie wiem, pewnie zadzwoniłabym do niego i powiedziała mu, że był najlepszą rzeczą, jaka przytrafiła mi się w życiu…”.
 
„We wtorek? Panie, ja mam we wtorek kupę pracy, nie mam dziś czasu na umieranie!”.
 
Przy odpowiednio wysokiej wydajności, przez osiem godzin regularnej pracy usłyszałbym tego dnia indywidualne głosy tysiąca sześciuset dusz, a każda z nich śpiewałaby swoją własną historię.
 
Sto różnych odpowiedzi w 30 minut.
Byli tacy, którzy zbywali mnie śmiechem, a ja przez chwilę zazdrościłem im tej domniemanej nieśmiertelności, która wybrzmiewała tubalnie majestatem ich plica vocalis. Byli też tacy, którzy z rozbrajającą szczerością odpowiadali bolesnym i lakonicznym: „nie mam pojęcia”. I może rzeczywiście nie była to postawa szczególnie oryginalna, ale odwagi odmówić jej nie sposób.
Głupoty?
Prawdopodobnie, ale ostateczny werdykt pozostawiam osobom bardziej kompetentnym.
 
Życie jako suma niespodzianek ma pewną niepodważalną zaletę, mianowicie – wieńczący je epizod jest absolutnym pewniakiem. Tak, jakby postawić wszystko na jednego konia i zgarnąć bez ryzyka całą pulę. Ogołocić kasyno, wchodząc do niego z nadgryzioną monetą. Fenomen czy zrządzenie losu? I jaką cząstkę tej inicjatywy wykradły światu bóstwa?
 
Mędrcy mówią: „umieramy codziennie.”.
Mędrcy krzyczą: „śmierć jest początkiem!”.
Mędrcy szepczą: „tak wynagrodzi Twoje trudy…”.
Mędrcy płaczą.
 
Żył gdzieś, kiedyś, pewien malutki posturą człowieczek. Chodząc garbił się tak, jakby dźwigał cały ciężar świata na swoich mizernych barkach. Chodził tak, chodził, aż w końcu umarł.
 
Potężny król, z sylwetką wyprostowaną i dumną, „GODNĄ WŁADCY!” – krzyknął chór
wszedł do wychodka i tam został.
 
Jechał przystojniak Ferrari, szła blondynka po wybiegu, skoczył
dziadek po ziemniaki.
 
„Chciałbyś wiedzieć, czym jest śmierć,                                  
Żyję szybko, żyję mocno, żyję krótko,
nie wiesz nawet czym jest życie.” 
                
Buduję już trzeci pomnik i spiż rzeczywiście okazał się zawodny. Czwartego nigdy nie zacznę, chyba że ktoś postawi za mnie fundamenty. Trwałe, tak na śmierć i życie.
Kocham Cię.
 
Eter pęka od plotek, w głowie dudni sto głosów, a 30 minut trwa Twój ulubiony serial.
Wszystkie Twoje ulubione seriale.
 
Gdyby to był ostatni dzień mojego życia, ożeniłbym się, posadził
drzewo, spłodził syna, a później żył długo i szczęśliwie.
 
- Mamo, a jak zasnę i zjedzą mnie potwory?
- Zamknij już oczka i niczego się nie bój. Noc kończy się świtem.
 
Zawsze będę przy Tobie.
 
 




 wklejam za zgodą i wiedzą syna, który jest autorem tego tekstu






Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1