5 july 2010
Kalendarz spadł na podłogę
na przeszłość chuchasz
i dmuchasz
jak przystoi brylujesz
drylowanie wiśni
przyprawia
mordercze instynkty
i lepki sok
spływa po dłoniach
karczemna awantura
bez oczyszczenia
wyrywam kolejne szypułki
drzewo owoc pestki
w ziemię
niech sobie radzą
kiedy pada
śnieg
po uda stoję zanurzona
latające ryby otwierają pyszczki
widzę ich pierzaste skrzela
próbuję ogrzewać stopniowo
na piersi
kamień
ciąży coraz bardziej
naklejony pod powiekami sen
zanosi się
dłuższe leżenie
zasiada przy mnie
ciągle ktoś inny
inspiruje
wdech i wydech
wyćwiczony
do bólu prawdziwy