Czapski Tomasz, 17 march 2014
boisz się
że prawda wypłynie krwią
zamiast mlekiem
że stać w niej będziesz
dławiąc się oddechem
a pierś krwawiącą
którą dłońmi zakrywasz
nigdy nie będzie
wolna
omijasz pytania
wijąc się w kłamstwach
taka porcja jadu spożyta
we właściwy sposób
zawsze zatruje najczulsze
miejsca duszy
prószy
jak deszcz
brak zrozumienia
gdy myśli zostają za słowem
a niedopowiedzenia
wyciągają z rękawa asy
nagi
stoisz na drodze
zbudowanej z własnej historii
kiedyś wielkie zamki
dziś niepotrzebne nikomu
świecą pustkami
rozdałeś wszystko
a co najdroższe
rozsiałeś między krukami
czekając na plon
i tylko dzwon
wybijał kolejną godzinę
po której umierało
to „coś”
czym żyłeś
Czapski Tomasz, 17 march 2014
na dwie części dzielisz pokój
jedno okno
niepodzielne
patrzy z boku
myśli sobie
kto zabierze te pejzaże
we mnie malowane
gapią się dwa odbicia
męsko-damskie
drą się zdjęcia
lustro pęka
dwa westchnięcia
rama stęka
sęka
z siebie wyciskając
wspólna półka
od nadmiaru przeciążenia
kruszy ścianę
i wspomnienia
spada hak
a za nim książki
terminowo
nieoddane
szafa pełna ciebie
w walizki zgnieciona
złość dociska jęzor zamka
słowa
idą po Oskary
scena hipokryzji
zamieniona w czary
bajka dla dorosłych
w godzinach nocnych
Czapski Tomasz, 16 march 2014
stojąc na głowie
stopami dotykam chmur
łaskoczą trochę
przyjemny to ból
krew do głowy spływa
czuję ziemi puls
tak łatwiej wdychać
wilgoć z pól
leżąc na plecach
wcieram w ciało słońce
kwiaty pachnące
jakże blisko rąk
wystarczy dotknąć
oczy mrużące
by wczuć się w spokój
krążących łąk
na kolanach klęcząc
ramiona rozkładam
czuję się jak anioł
który nie upada
w skórze człowieka
z dolą i wiarą
zagarniam przyrodę
hipisowską przemianą
Czapski Tomasz, 16 march 2014
nie zostawiaj mnie
ranki bywają pochmurne
wiem że przytulasz na do widzenia
to jednak trochę za mało
nie wystarczy
że czuję zapach nocnej koszuli
nie zmienię jej w słowa
ani ciało
tak działa tylko wyobraźnia
gdy bywa kolorowa
i nie samotna
wtulony…
…udaję że śpię
kiedy napełniasz damską torebkę
wyobrażam sobie
jak pomadką nawilżasz usta
grzebieniem rozdzielasz włosy
jak dotykasz twarz
sprawdzając ile lat przybyło
w ciemnościach nocy
słyszę chodzisz
kończąc przy telefonie śniadanie
kremujesz ręce
szeleścisz ubraniem
mechanicznym zamkiem
zmieniasz dom w pustelnię
ganek
odpalony samochód
a potem ta cisza
jakby nikogo nie było
pozostaje
z mijającym czasem
i głodem zakazanych przemyśleń…
…wychodzę po tobie
na długim spacerze patykiem odliczam kroki
merdający ogon biega wokół nogi
jęzorem zlizując radość ze znalezionej kości
przeliczam drzewa
czy aby nocą żadne z nich nie umarło
albo nie odeszło pod rękę
z drwalem
pytam czy starczy dziś słońca
dla liści i kwiatów
chciałbym je zabrać przed porą obiadu
zawsze raźniej z gośćmi
dojadać deser
nie odbierasz
pewnie sprawy znów odjechały niewłaściwym torem
tam w wielkim świecie inaczej wyglądają
drogi i domy
głosy syren wabią wędrowców
nie pozwól
żebym stał się Odysem…
…przeglądam notatki
białe wiersze uniesione świecą
nad nimi szare ćmy przypalają skrzydła
udają że wielkie cienie
to kruki
szarpiące zagubioną Atlantydę
nadgryziona pomarańcza ma smak cytryny
a woda jak wino
gorąca
pomiędzy zdania nie stawiam przecinków
a wykrzykniki nie dają się wycisnąć
oparty o biurko
czekam przypływu myśli
pisząc ten list na wszelki wypadek
gdyby miała zdarzyć się codzienność
kiedy wracasz
a pod prysznicem sucho
od dawna
drogą do sypialni na palcach
wycierając usta
przytulasz na dobranoc
wieczory bywają pochmurne
a ja nie lubię
kiedy przy mnie się odwracasz…
…i choć zdradzasz mnie
nie zostawiaj
wiem że przytulisz na do widzenia
to jednak trochę za mało
nie wystarczy
że czuję zapach nocnej koszuli
nie zmienię jej w słowa
ani ciało
Czapski Tomasz, 15 march 2014
widzę ptaki
wiatr łamie im klucze
rozrzuca na boki
ściąga w dół
szarpie pióra
sine niebo
na nagich konarach
ukrzyżowało czas
zima
ostatnim uściskiem
wyciska z pąków soki
przedwcześnie zbudzone
bezbronne
umierają
zapowiadali słonce
zmęczone
widocznie zapomniało wstać
horyzontem wygięty las
i lecące donikąd
resztki
pożółkłych traw
czasem tylko liście
haczą o płot
wzywając
s.o.s.
wiosna nadchodzi
słychać
jak ciepły front
zaczyna grzmieć
przeciążone nieboskłony
zasysają chmury
tym czasem...
siedzę po drugiej stronie
głaszcząc
tulący się do szyby deszcz
jest trochę chłodna
wilgotna od pary
z ust
zdejmuję kożuch
mleczna biel
rozgrzewa drogę do płuc
prognoza na spacer
w głęboką myśl
ze stertą zdjęć
przez labirynt zdarzeń
zapowiada
równowagę nocy i dnia
...nadchodzą
pukają do drzwi
anioł stróż
i diabeł
Czapski Tomasz, 14 march 2014
pomalutku
po skórze
palcami drobiąc
ku górze
w dół zjeżdżam
kręgosłupa
na dwie części
miękko opadają
usta
i
grzejąc oddechem
uda
dokarmiają
wygłodniałe organy
tuż nad kolanami
pośladkami
meandry językiem kreślone
małym uściskiem stopy
pieszczoty
za kolanami
obiecuję nie dotknę
kłamstewkami
zwodzę
po nodze
znów wspinam
spinam
bluszcze zmysłów
z ramion
na piersiach kończąc
zasypiam
całując skronie
zazdroszczę oczom
zatracam
przenikam
w głąb twoich myśli
Czapski Tomasz, 13 march 2014
nie należy się spieszyć
moneta w górze
piruetem wybiera kolejny los
wyczekiwanie
awers czy rewers
rzecz nie współmierna
gdy przypadkiem
kantem stanie życiowy blef
drugiego rzutu nikt nie dostrzeże
bo i po co ślepy traf
znów na nosie zagra nadzieja
a człowiek uwierzy
że znalazł święty graal
Czapski Tomasz, 10 march 2014
śpisz
po gorącej kąpieli
ubrana piany zapachem
tulisz
w nagość pościeli
garstkę kropel
ocalałych
przed moimi ustami
widziałem
przez szczelinę powieki
jak zasypiałaś
powoli
rzęsy opuszczając
zamykałaś
dzień powszedni
teatrem jednego błazna
dłoń wyciągnąłem
za późno
spokojnie oddychałaś
krążąc
gdzieś poza pokojem
podczerwienią
śledziłem każdy ślad
na niedoschniętej podłodze
na próżno
zadufane amory
wyszły z obrazów
skacząc po fałdach prześcieradła
śmiały się wytykając palcami
szydziły
że to niby na niby
ta cała parada
a ja
mała maskarada
odziana potulnością
próbowałem jedynie liczyć
owce i słowa
łańcuchy kolorowe
bez początku
i końca
Czapski Tomasz, 5 march 2014
kiedy mijasz krzykliwe żurawie
spojrzeniem żegnając przebudzone pola
i czujesz jak wschodem otula cię słońce
jak pryska wypalona niedola
na leśną dróżkę schodząc z pagórka
wchodzisz w spokojny stan ducha
myślą ocierając liście wilgotne
śpiewem poisz skamieniałe usta
dłońmi ocierasz spocone czoło
tak ciepło się robi wiosenną porą
gdy z lat wypływają niedojrzałe godziny
a ty dostrzegasz że jesteś inny
że doszedłeś dokąd zawsze chciałeś
idąc po cienkiej linii horyzontu
tuż nad przepaścią wysłaną chmurami
nogą właściwą przechodząc do przodu
Czapski Tomasz, 4 march 2014
nauczyłaś mnie spokoju
dostawiając krzesło do stołu
poczęstowałaś dłońmi
i ciepłymi ustami
zadałaś pytania
które zawsze chciałem usłyszeć
tak dorosłem
zajadając się słowami
teraz czekam kiedy wracasz
na konfitury ze spiżarni
naleśniki
smakują tak nieziemsko
z drobnostkami
zamiarów