Poetry

echoecha


echoecha

echoecha, 17 april 2016

józka utarczki z poezją

józek obierał marchewki
a gdy w uszach zabrzęczała mu wieczność
pomyślał mógłbym napisać wiersz
 
zaszeleścił papier
na baczność stanęły gęsie pióra
spienił się inkaust w aortach
 
i tylko słowa swawoliły 
mniej uchwytne niż plamki światła
w psich źrenicach 
 
ugotował więc zupę
uznając że lepsza marchew w garści
niż słowo w bezkresie
 
gdy słodki zapach wypełnił 
każdą szczelinę jego głodu szepnął
oto jest czysta poezja
 
gówno prawda odwarknął pies
znad dymiącej misy zepsutego mięsa
poezja jest tutaj
 
józek zadumał się pokiwał głową
po czym z dużym apetytem przeczytał
świeżo napisaną zupę


number of comments: 2 | rating: 6 | detail

echoecha

echoecha, 4 april 2016

Metamorfoza

Józek roztrwonił pamięć
więc teraz już tylko jest
a swoje myśli zachęca
by rosły i więdły jak polne kwiaty
Nie szuka szczęścia-
odkąd odkrył że pąki pięści
rozkwitają w dłonie
dotyka go i pozwala mu trwać
 
Józek potłukł również lustra w sobie
a wtedy urodziły się w nim oczy
które widzą


number of comments: 1 | rating: 3 | detail

echoecha

echoecha, 11 february 2016

erotyk kulinarny

pieprzę wiersze
chciaż wolę ciebie
 
z pieprzem


number of comments: 0 | rating: 3 | detail

echoecha

echoecha, 7 february 2016

Józek pożegnał przyjaciela

Przyjaciel odszedł wraz z latem 
Józek żegnał go po swojemu- wymyślając złemu losowi
mocnym jak żeglarskie płótno żalem załatał dziury
w starych łachmanach bezdomnego stracha na wróble
 
Pogrzeb był zwykły jak czerstwy chleb
Ksiądz fałszował Wrony srały na głowy Język odgryzał sobie syn
Ludzie płakali Zasmarkane liście rozpędzał wiatr
 
Stary grabarz pluł w spracowane dłonie
i spoglądając zza drzewa na tłum myślał że komu jak komu
ale jemu to akurat
roboty nigdy nie zabraknie
 


number of comments: 2 | rating: 10 | detail

echoecha

echoecha, 1 february 2016

stek

Noc nasyciła deszczem
gąbczaste pory księżycowych policzków
nadętych pełnią i samouwielbieniem
 
Na dnie wszystkiego
odnalazłem pełzającą ciemność
doprawioną smakiem nieżyczliwych cieni
Podeszłaś do mnie bezszelestnie
i wbiłaś sztylet niezrozumienia
w zwiotczałe nieistnienie
 
Przelałeś się
przez bezrozumne dłonie
magmą rozpaloną jak rybie podbrzusze
aż w kipieli mej krwi
tonąć zaczęły sady czereśniowe
 
Przerażający tygrys prawdy
obnażył kły nieuchronnej niesprawiedliwości
Niebo zapłakało
Zleciały się ptaki poronionych słów
dobywając z gardeł krzyk konającego sumienia
 
Na pobojowisku
grząskim od rozgrzeszeń
hieny niespełnionych obietnic
szarpały jeszcze żywe szczątki
zdań podrzędnie złożonych
dławiąc się wielokropkiem w ostatecznym chichocie
 
Sznurami spojrzeń związałaś mi ręce
łańcuchem głosu splątałaś nogi
i tylko wąż
dotychczas nieruchomy
wszechmocny boa
objawił swą długość i siłę
 
Zakwitły sady czereśniowe
 
W kipieli twej krwi
zrodził się kosmiczny jęk gwałconej słoniny
 
Zaskwierczało tłuste zadowolenie bezsensu istnienia
w czucie zamieniając kościstą sztywność miednicy
Ciekłość kryształów stężała w zwątpieniu
na odgłos wycia astralnych ciał
 
Z czarnym impetem rżnęliśmy bezkresy
zapładnialiśmy nieistotność próżni i próżności
korzenie naszych dusz zaplątały się w sobie
do czerwoności rozgrzewając
podskórne czeluście piekieł
 
Tak
to my
wyzuci ze znaczeń wszelakich
zawiązaliśmy synapsy w węzły gordyjskie
nadając im sens
robótki na drutach
 
Babcia zasnęła w fotelu
 
Wciąż pada deszcz
(jęk zasłabł i zdechł)
 


number of comments: 3 | rating: 2 | detail

echoecha

echoecha, 28 january 2016

Józka podróż w czasie

Kiedyś(lecz nie aż tak dawno)Józek uwił gniazdo
z którego(zanim jeszcze wystygło)wypadł syn
Posadził także drzewo-cień rozrósł się i zapuścił korzenie głęboko
na złość i wyzwanie wiatrom
Codziennie toczył wojny których nie dało się wygrać-
każde zwycięstwo owocowało kolejną porażką
Bogu wszystkich i wszystkiego składał daninę z modlitw
w zamian oczekując rozgrzeszenia ze świństw mniejszych-
na okazję większych przeznaczał ofiary ze sztucznych łez
i fałszywych obietnic
Ludzi traktował instrumentalnie-
mądrych unikał
głupich wykorzystywał
bogatych szanował
biednymi gardził
innych nie znał
Pewnego razu Józek stracił wzrok słuch i węch
co pozwoliło mu polubić siebie
Dzisiaj uważa że każdy koniec to tylko start w nowy początek
czas to stary oszust a Bóg jest językiem psa na policzku
po którym toczy się światło odnalezionej prawdy o sobie
I że samotność jest wyspą z perspektywami
na szczęście we dwoje


number of comments: 3 | rating: 9 | detail

echoecha

echoecha, 24 january 2016

drabina

po szczeblach kariery
wspiął się
na samo dno


number of comments: 2 | rating: 5 | detail

echoecha

echoecha, 22 january 2016

wiosennie i burzowo

pada deszczyk pada
a właściwie leje
no i się wygadał
że dzisiaj jest gejem
 
kryją się dewotki
weselą bigoci
bo raz leje młotkiem
lecz czasem wygrzmoci


number of comments: 1 | rating: 7 | detail

echoecha

echoecha, 21 january 2016

oł jes oł jes

błękit nadział się na świerki
i zawodzi ptaszków głosem
w próchnie zębów trzy cukierki
ociekają słodkim sosem
 
cumulusów białe puchy
cieszą się swym życiem krótkim
bzyczą dźwięcznie tłuste muchy
z przyczynami walczą skutki
 
tuż za płotem na rowerze
jedzie dumny paw-patriota
wykrzykując w dobrej wierze
że utłucze mego kota
 
bo sukinsyn ten zdradziecki
wbrew nakazom polsko-boskim 
mruczy sobie po niemiecku
ogon wznosząc zaś po włosku
 
jak twój oddech wietrzyk wieje
za wietrzykiem czas pomyka
w szachy gra aniołek z gejem
w chłodnym cieniu fanatyka
 
niedaleko tam na słupie
bocian z bocianową siedzi
no i żeby było głupiej
płacze łzami z rudy miedzi
 
sąsiad wznosząc barykady
(orzeł mu na głowę nasrał)
raz czerwony a raz blady
mieli w ustach wzniosłe hasła
 
krew obmywa już ojczyznę
ciało się rozstaje z duchem
a przy budzie strasząc blizną
tańczy walca głód z łańcuchem
 
tuż przy drodze leży pijak
przytuliły go stokrotki
więc stokrotkom życie mija
na wąchaniu swojskiej wódki
 
krowa ryczy na pastwisku
rzeką wnet popłynie mleko
pszczółki plują miodem w miskę
żadna nie chce być człowiekiem
 
hen daleko gdzieś w przestworzach
bóg przysięgę składa smutną
że żadnego więcej słowa-
raczej język sobie utnie
 
tralalala trutututu
to już piękny morał jest
trudno chodzi się bez butów
oł jes oł jes oł jes oł jes
 
hej


number of comments: 2 | rating: 4 | detail

echoecha

echoecha, 20 january 2016

insektualizm czyli kynologia liryczna

józek napisał wiersz i przeczytał na głos
zaprzyjaźnionemu psu
co okazało się dla tegoż zbawienne ponieważ
zasiedlające go pchły jak jeden mąż
powyzdychały ze śmiechu
 
no proszę-pomyślał zadowolony-
nawet poezja
ma jakieś zastosowanie


number of comments: 5 | rating: 10 | detail


  10 - 30 - 100  






Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1