Wojciech Jacek Pelc, 2 february 2013
te numery można odejmować i dzielić,
nie mają twarzy. wszystkie są jak niebo
w pasy biało-błękitne, albo szaro-błękitne.
uczą się żyć w równych szeregach
wspólnie ze strachem tłustszym niż one.
ściekają w szczeliny, do roli insektów.
potem jedzą ostatnich poetów (zostaje
trwacz z czytelnym kodem na przedramieniu),
by nocą, zmieszane z powietrzem zapłonąć
wolnością. osiądą na rampach i płotach,
stalowych okuciach pieców.
szczęśliwym, po latach dopiszą imiona.
Żuławka Sztumska - lipiec 2011
Wojciech Jacek Pelc, 31 january 2013
Maćkowi
życie nie zakłada z góry, że istnieje
puenta. zawsze biegnie wprost
do interpunkcji, ale może się też przerwać
pośrodku zdania, wcale nie z hukiem,
przytupem, czy też w fajerwerkach. ot, po prostu
cichnie, kładzie na poboczu drogi lub flaczeje
jak koło, gdy przebita dętka.
było sobie życie i nastała śmierć.
może będzie wiersz.
czy to już jest puenta?
Żuławka Sztumska - lipiec 2011
Wojciech Jacek Pelc, 28 january 2013
pamiętam to jak dźwięk z wież katedry
Notre Dame, codzienny dotyk paryskich portali.
jakbyśmy trzymali za klamkę drzwi Europy.
śmialiśmy się, tłumacząc niemieckim turystom
zakręty slawistyki, różnice między Danzigiem,
a Gdańskiem, dlaczego nie jesteś Jugosłowianką.
udawałaś dla mnie prostytutkę z Pigalaka
i obojętność, ja, że się przy tobie nie ubogacam.
piliśmy najtańsze wina, kradliśmy pocztówki.
pozbyłem się ostatnich franków, bo chciałaś skosztować
pieczonych kasztanów, gdy nagle wszystko się zatrzymało
na schodach Montmartre'u. potem złapała nas
muzyka i świętość ścian białej bazyliki.
kto kogo za dłoń? nie pamiętam.
nie wiem, dlaczego tamtej jesieni miasto
nie urodziło, nie zapisałem twojego imienia,
lecz za to mój Paryż ma teraz pociągłą twarz,
gotyckie rysy, zielony spokój w spojrzeniu.
środkiem płynie blondynka. Sekwana.
Żuławka Sztumska - lipiec 2011
Wojciech Jacek Pelc, 26 january 2013
lubię, kiedy jesteś nieobecna wzrokiem,
wbita w poduszkę, anielską niecierpliwość.
twoje włosy – mazaje zakręcone pędzlem
na płótnie, jak podkład pod spodziewane dzieło.
nie cierpię, choć wciąż więcej pożądam
czego mało, lecz teraz nie ma to żadnego znaczenia;
być grzechem i kochać najniezwyczajniej,
leżeć przy tobie z ciężkim oddechem.
mówisz nie używając pryzmatów,
bez noża na gardle, czy pustki w portfelu,
zbyt długo mnie w tobie nie było,
bierz swoje chłopaku, bez końca, tu wszystko pasuje.
zmęczeni, spoceni, zechcemy to później opisać:
kotek, potrafisz! przecież jesteś poetą.
i rosną pewności, zacieśniam się wokół.
mimo przestrzeni wiem: nigdy nie będziesz
daleko.
Żuławka Sztumska - czerwiec 2011
Wojciech Jacek Pelc, 24 january 2013
taka mi dzisiaj jesteś wyschnięta bezdrożna
gdy wspomnieniem tynku opowiadasz o dawnych
rautach w chevrolecie z lat pięćdziesiątych
na piasku pod zgarbionymi palmami i dzikiej
hacjendzie z dyktą – niby mieszkaniem
zmuszana do miłości kochanica el comendante
pamiętam salsę przepasanych bioder maczet
i trzcin guantamerę i braci gibsonów uda
spoconych murzynek ugniatających tytoń
bezzębne twarze ulicznych mistrzów domino
śpiewaną zbieraną w klaserach nadzieję
pionierów wznoszenie rękawic w geście zwycięstwa
potem poznałem cię inną skrytą znad zatoki
świń w bezzwrotnych tratwach kartelach florydy
wydartego i wyciskanego do granic bólu
guantanamo biedną matkę która sprzedaje
swoje córki za kilka zielonych papierów
spękaną słońcem i krwią głodnych z wyboru
Żuławka Sztumska - czerwiec 2011
Wojciech Jacek Pelc, 21 january 2013
nie wiem co leży co stoi
czy wszystko czy tylko mi
czy leżąc i myśląc coś stanie
o czym myśląc
na przykład: tam na półce leży książka
w książce stoją słowa które
mi nie leżą
więc książka mi leży czy nie
a może nie mi
minie trochę czasu i nic
nie ustanie?
polegać – też nie chcę
usta nie mówią myśli nie płyną
i nie ustawiają się
zatem leżę i stoję zarazem
chyba popłynąłem
Opoczno - czerwiec 2011
Wojciech Jacek Pelc, 19 january 2013
Wychodzą solo lub małymi grupkami
trzymają się pod rękę śmieją
Za sobą mają kosmetyczkę godziny
w secondhandzie lustro i czas
Wydają się niczego nie zauważać
Zatem najpierw widzimy panny piękne i smukłe
Są pojedyncze posągowe wszystko
w nich jest proste długie jakby nieskończone
przez co wydają się milsze ciału
Te zgrupowane filuterne pojawiają się później
jak Marilyn Monroe kręcą włosami tyłkami językiem
i zrazu zyskują opinię plastra na duszę
W tym czasie mężczyźni podwijają rękawy koszul witają
mocnym uściskiem dłoni udają obojętność Schodzą się
wokół aut Za chwilę niektórym
zapiszczą opony – znak że jeszcze nie znaleźli
*
Jest maj/czerwiec upalne południe
to tutaj najważniejsza pora dnia tygodnia i roku
Szerokim asfaltem ciągnie się targ
Sprzedają lilie kolce niedzielny rosół
Żuławka Sztumska - maj 2011
Wojciech Jacek Pelc, 18 january 2013
kiedyś dno oceanu przetnie lokalna droga.
ryby wymieniać będą zwyczajowe pozdrowienia
mijając się na niej, a jeszcze nienazwany
kapelusz zastąpi włoskiego buta.
na jego rondzie trójpłetwi czcić będą
święte samochody. ryby o ciemniejszej
łusce zbudują z korali ogromny parasol
i w rzucanym cieniu dostrzegą zarys nowego
boga. nad horyzontem uniosą się
dwa słońca, a dzień, w którym ich tarcze
stworzą ósemkę, jak zawsze wypełni
śpiew i zabawa. kiedyś
ma w sobie tak wiele wyobraźni.
nie dostrzegam jej, kotwiczę przy jutro.
Żuławka Sztumska - maj 2011
Wojciech Jacek Pelc, 16 january 2013
1. Birkenau
choć wieje wiatr i w pamięci
na zawsze pozostanie ogrom
traw miarowo pochylanych w jednym kierunku,
to pole wydaje się martwym.
pomysł był szybki i prosty;
skoro już przejeżdżam warto zobaczyć,
dotknąć, potem pochwalić się:
należę do grona tych, co się pochylili.
po powrocie do auta nie umiem nic
powiedzieć.
odjeżdżam.
2. Stutthof
„nie zaleca się zwiedzania obozu dzieciom
poniżej trzynastego roku życia.”
krótka narada. nie!
nie wchodzimy, młodszy ma osiem, za wcześnie.
to może być zbyt szokujące,
abstrakcyjne,
mija się z celem.
do prawdy trzeba dorosnąć,
choć ja nadal nie potrafię uwierzyć.
Sztutowo - maj 2011
Wojciech Jacek Pelc, 13 january 2013
wożą drzewo na taczkach
wożą je tam ale nie z powrotem
jeden po brzegi taczkę ładuje drugi
ją trzyma a potem podnosi
powtórzą to powtórzą tam
nie zaniechają z powrotem
i zjedzą kanapki i termos położą
na trawie i machną kubeczkiem tak
by wylała się z niego kawa
ponownie zjednoczy ich akt
podnoszenia drzewa odegra się on
jak przedtem w milczeniu
i to się kiedyś nie skończy
Żuławka Sztumska - kwiecień 2011