6 kwietnia 2012
Z cyklu: "Wakacyjne opowieści"
Wspomnienia.
Mam
na imię Marta, kilka lat temu przeprowadziłam się z Obornik do Gdyni. Lubię
spędzać czas na świeżym powietrzu i poznawać ludzi.
W te wakacje miałam odwiedzić
wujka, którego nie widziałam od lat. Ucieszyła się, gdyż to była dobra okazja
do spotkania starych znajomych. Mimo, iż w Obornikach nie było mnie kilka lat, to
pamiętałam każdy szczegół tego osiedla. Bloki przy deptaku były ustawione
prostopadle do niego i równolegle do siebie. Prawie nic się tu nie zmieniło.
Tylko place zabaw, ale to w innej części tego osiedla.
Między, blokiem wuja, a
blokiem, w którym niegdyś mieszkałam, znajdowały się drzewa, za każdym razem
odgarniałyśmy spod nich mirabelki, które nazywaliśmy nijaberkami i bawiliśmy
się w dom. Nieopodal nich, nadal znajdowała się niewielka piaskownica, w której
odbywały się nasze rozmowy, spory i zabawy.
Chodziliśmy po drzewach
zrywając czerwone mirabelki, które rosły na górze, poza zasięgiem naszych rąk.
Za każdym razem pani Łańcuchowska, kiedy widziała nas na drzewie, wyzywała nas
i nie pozwalała nam po nich się wspinać. Ale my i tak robiliśmy swoje.
Przeszłam wszerz deptaka i
spojrzałam w okno pani Łańcuchowskiej, gdzie kiedyś przesiadywał jej pies –
Aza. Teraz widziałam tam twarz kobiety, która zmarła dwa lata temu.
Weszłam na chodnik i
odwróciłam głowę. Zobaczyłam Kajkę i Kamila takich samych, jakich zapamiętałam.
Stali przy klatce bloku, w którym mieszkali i się kłócili. Kiedy ich zobaczyłam
wiedziałam już, że nadal tu mieszkają. Pamiętam nawet ich numer: 21. Ja
mieszkałam piętro wyżej pod numerem 22.
Uśmiechnęłam się do siebie
wspominając nasze zabawy i wybryki i poszłam dalej, w swoją stronę.
Następnego dnia
postanowiłam, że ich odwiedzę. Byłam ciekawa, czy mnie jeszcze pamiętają.
Poszłam za blok wujka i w koronie drzew zobaczyłam ten sam obraz, co dzień
wcześniej w oknie: twarz pani Łańcuchowskiej. Spojrzałam przelotnie i przeszłam
przez trawnik.
Kiedy dotarłam do klatki
Kajki i Kamila spojrzałam na nazwiska jakie widniały na domofonie. Nie
pamiętałam dokładnie, jakie mieli, ale wiedziałam, pod jakim numerem mieszkali.
Zadzwoniłam pod numer 21, a
po chwili usłyszałam znajomy dziecięcy głos:
- Słucham? – zapytało.
- Kajka? – odpowiedziałam.
- Marta?
- No! – ucieszyłam się, że
mnie rozpoznała. – Wyjdziesz?
- Za chwilę. Wejdź na
górę, dobra?
Idąc po schodach
rozmyślałam, czy Miłosz, chłopak, który mieszkał na ostatnim piętrze, z którym
również się razem bawiliśmy, nadal tu mieszka. Wiedziałam, że wiele osób się
przeprowadziło, ale niektórzy nie. Na przykład Kajka i Kamil.
- Marta? – wyrwał mnie z
zamyślenia chłopięcy głos zza drzwi.
- Kamil? – odpowiedziałam.
Czułam się jak dziecko. Jak kiedyś.
- Poczekaj, mama każe nam
zmienić buty!
- Dobra, czekam!
Zdziwiło mnie to, że
jeszcze z tego nie wyrośli i nadal lubili wychodzić na dwór w kapciach.
Po kilku minutach ujrzałam
ich takich samych jak dawniej. Krótkie, lekko kręcone jasnoblond włosy,
niebieskie oczy. Nie zastanawiałam się, dlaczego nadal są dziećmi. W pewnym
momencie poczułam się jak niania.
Wyszliśmy na zewnątrz. Na
piaskownicy, na jednej z desek, leżała (!) na boku kobieta w ciąży. Miała na
sobie letnią białą sukienkę. Była nawet podobna do Kajki i Kamila. Miała
proste, długie i jasne włosy oraz niebieskie oczy, jak oni.
Przechodząc obok niej
zapytałam:
- Który miesiąc?
- Dziewczynka –
odpowiedziała.
Myślałam, że nie
dosłyszała mojego pytania, więc zadałam je jeszcze raz.
- Potem będzie chłopiec –
powiedziała i podnosząc się zaprosiła nas do siebie.
Kajka i Kamil z chęcią
przystanęli na tę propozycję, ale na klatce schodowej chciałam odmówić i
powiedzieć, że nie chcielibyśmy robić problemu. Kajka wtedy spojrzała się na
mnie i powiedziała, że już się zgodziliśmy. Nie miałam wyboru.
Weszliśmy do tej samej
klatki, ale ze zdziwieniem stwierdziłam, że mieszkanie, do którego weszliśmy ma
nr 11. A
przecież jedenastka jest w drugiej klatce! Tu nigdy nie było takiego numeru.
Mimo wszystko weszłam do środka.
Mieszkanie było jasne i
nowoczesne. Była tu dość duża kuchnia, dwa pokoje i zdaje się osobna łazienka i
ubikacja, które znajdowały się obok siebie. Inaczej było ułożone niż to
zapamiętałam.
Siedzieliśmy przy stole w
kuchni i rozmawialiśmy. Przejechałam palcami po włosach aż do gumki i poczułam
coś dziwnego. Gdy spojrzałam na swoją rękę zobaczyłam białą pianę. Nie miałam
pojęcia skąd się wzięła. Poszłam do łazienki. Chciałam się jej pozbyć,
odkręciłam kran i zmoczyłam włosy, ale zamiast lepiej było tylko gorzej.
Wychodząc z niej, kątem oka dostrzegłam jakiegoś faceta. Nie widziałam ani
Kajki ani Kamila. Pożegnałam się nie wchodząc do kuchni i wyszłam. Zamykając za
sobą drzwi zobaczyłam, że numer na drzwiach uległ zmianie z 11 na 21. Może
wtedy mi się tylko przewidziało? Pomyślałam.
Z naprzeciwka wyszła
starsza pani.
- Dzień dobry –
przywitałam się.
- Dzień dobry. Chcesz
wynająć to mieszkanie? – zapytała.
- Wynająć? Przecież tu
ktoś mieszka – stwierdziłam.
- Od 5 lat to mieszkanie
stoi puste.
- Przeprowadzili się? –
zapytałam lekko zdziwiona.
- Przeprowadzili się? –
powtórzyła. – Kto?
- No, Kajka i Kamil.
Mieszkali tu.
- Znałaś ich?
- Tak… Mieszkałam tu
kiedyś piętro wyżej. Pod 22. Przyjaźniłam się z nimi, ale potem wyjechałam i
nie miałam z nimi żadnego kontaktu od… 7, czy 8 lat – wytłumaczyłam.
- Ach, tak. 5 lat temu
zdarzył się przykry wypadek. Całe mieszkanie, wyremontowane co dopiero, poszło
z dymem. Sąsiedzi za późno to zauważyli i chociaż straż pożarna jest bardzo
blisko, nie udało im się przeżyć. Ogień na szczęście ugaszono, zanim przedostał
się do następnego lokalu.
- Ale ja z nimi
rozmawiałam przed chwilą.
- Ale przecież oni nie
żyją od 5 lat!
- To znaczy, że…
- Że widziałaś duchy?
- Czy to możliwe?
- Nie wiem.
- Ale takie rzeczy chyba
się nie zdarzają, prawda?
- Kto wie – odpowiedziała
i poszła.
Zeszłam po schodach
zastanawiając się, co to wszystko miało znaczyć. Usiadłam na murek. Zapomniałam
o pianie we włosach, której już i tak nie było i wspominałam zabawy z Kajką i
Kamilem, jak się kłóciliśmy i rozmawialiśmy.
Nagle obok mnie pojawiła
się dziewczyna, która mogłaby być w moim wieku.
- Cześć, jestem Kajka –
powiedziała.
- Cześć. A ja jestem
Marta. Mieszkasz tu?
- Właściwie to już nie.
Mieszkałam tu przez jakiś czas, 5 lat temu.
- Ja też, ale jakieś 12
lat temu.
- Tak, wiem. Chciałam ci
podziękować.
- Za co?
- Za uratowanie nas.
Nagle pojawił się podobny
do niej chłopak.
- Chodź Kajka. Na nas już
pora – powiedział.
To pewnie był Kamil.
Zdążyłam pomyśleć o tym, że oni przecież nie żyją i powinni być dziećmi, a są w
moim wieku, więc albo żyją, albo… i w tym momencie na moich oczach skurczyli
się i zobaczyłam dwójkę dwunastoletnich dzieci, uśmiechniętych i wraz z
rodzicami zniknęli zupełnie.
Pani Łańcuchowska podeszła
do mnie i usiała obok.
- Ocaliłaś ich dusze –
rzekła i uśmiechnęła się.
- Jak? – zapytałam, ale
ona nie odpowiedziała i po chwili tak jak Kajka i Kamil z rodzicami – zniknęła.