doremi, 26 listopada 2024
Chodzę po starych wydeptanych ścieżkach
szukając śladów dzieciństwa
Przywołuję co piękne - choć prozaiczne
a pozostawiło zapis w umyśle
Oczami nastolatki:
podglądam księżyc
wącham kwiaty
oglądam odbicie w tafli jeziora (!!!)
przytulam drzewa
i moczę nogi w źródełku
by uzdrowić ożywić myśli
wtłoczone w marazm
w niepewność
Niecierpliwie szukam kawałka dawnej magii
i kiedy przyroda układała się do stóp
wyrasta ogromny rozłożysty dąb
Z zapartym w piersiach tchem
zamykam oczy - przemyka film
tak - to drzewo wodziło na pokuszenie
choć
czas wytarł inicjały...
sam53, 26 listopada 2024
to był dziwny sen
z tobą i bez ciebie
łóżko było puste
tak jak kanapa w salonie
nie zmywałaś naczyń w kuchni
ani nie brałaś kąpieli w wannie
nie było cię w garażu ani przed garażem
nie zrywałaś piwonii
wyobraźnią przeszukiwałem każdy kadr naszej miłości
został tylko strych
choć tam całowałem tylko twoje dłonie
jeszcze wygnieciona trawa pod jabłonią jak u Chagalla
podłoga w piwnicy
szafa - w szafie miałaś orgazm
pamiętam mroźną zimę i nas w białym śniegu
ale to był cmentarz
wracaliśmy pod wiatr
zostawiłaś ślady stóp
kwiaty zarosły chwastami
chyba nas nie ma Kochana
Belamonte/Senograsta, 26 listopada 2024
diabeł tkwi w szczegółach, a może w podstawach
a może szczegóły to podstawy
a raczej nie tyle diabeł, co clou, mistrzostwo sprawy –
kunszt rzemieślnika
każdy segment atom jest dopracowany
subtelny wdzięczny wzniosły
przyjrzyj się wzorkom na ogonie
zobacz jak to się zgina
topik się przemyka wydłuża kurczy skręca
jaszczurka szuka kryjówek, pozycji do medytacji
maszyna wypuszcza w świat ze swych dłoni
naśladujących dłonie bóstwa
precyzję i szyk
gumowej uszczelki na przegubie z tytanowych
skręcających się drobin
- doskonałość –
Kobieta z rozrzuconymi „przypadkowo” włosami
też się skręca, wije jak wąż
odpoczywa w mych objęciach
które nie sądziły
że to tak giętkie wiotkie ruchome
nieskończone
w przyszłość i przeszłość
może być
A wszystko przenika duch
Misiek, 26 listopada 2024
Miliony serc czekało w milczeniu
żeby przemówiła historia wykuta
jak w zimnym i twardym kamieniu
a padło kłamstwo i obelga zatruta
na pole jałowe bez plonu urodzaju
kocham ojczyznę ale ,,w tym kraju ‘’
nie powiem nigdy tak o macierzy
bo tylko temu kto mówi mój kraj
takiemu zawsze serce moje uwierzy
moje ale nie z zakłamanego miliona
to przedstawienie wszak nadal trwa
toczy się o kolejną przyszłość gra
gdy opadnie z oczu z bielma zasłona
obudzisz się w naszym kraju zmęczonym
będąc owocem prawdy w gaju zielonym
bo zieleń to od zawsze barwa nadziei
bez fałszywych haseł oraz obcych idei
miliony serc czekało w milczeniu
na tę chwilę by wznieść się do chmur
śpiewając hymn pochwalny aby świat
o nas prawdziwie wreszcie usłyszał
,,O radości iskro bogów
(…)staje nasz natchniony chór’’
bez niewoli zaboru i więzień krat
znowu wraca ta złowieszcza cisza…
doremi, 25 listopada 2024
Rozbudowują swoją wyobraźnię,
stając się niewolnikami,
własnego postrzegania świata...
Budują swój mały świat,
w którym nie ma miejsca,
na bliskość, realność, szczerość...
Górą
aktorstwo, gra,
(a przecież to nie szachy)
prawdziwe życie, doznania,
to
imitacja
sam53, 25 listopada 2024
ciągle powtarzam sobie że o tej porze nie powinno się pisać
nawet nie wiem czy druga czy trzecia w nocy
zapominam o zaokiennym deszczu
o zmianie opatrunku na ręku
wyobraźnia zostawiona sama sobie żyje własnym życiem
instynkt gubi się w nadmiarze wyborów
cierpliwość przestępuje z nogi na nogę
ambicja opadła z sił
czeka aż ktoś przeprowadzi ją na drugą stronę
a świat się kurczy
ciągle powtarzam sobie że o tej porze nie powinno się pisać
"lepiej zasnąć
bez obaw - nikt nie obudzi "
2 ostatnie wersy pożyczone od Askier1
Belamonte/Senograsta, 25 listopada 2024
Anioł rozumu miłości namiętności
W tych puzzlach było więcej słabej woli i tęsknoty
za szaleństwem A więc nie wzniósł by się żaden symbol
Patrzeli na siebie słabych głodni sił
Ostrożni tyrani mądrzy przestraszeni
Duch jest patrzeniem w gniewie lub inaczej
Anioły to my to robiący
Anioł pomagający z wyrzutem patrzy życzliwie i czuwa
Inne patrzą zachęcająco i z namiętnością
Spontany, namięty – one tylko wiedzą, że są
i że coś jest, czego chcą, bądź nie
Anioły oprócz tego z boku patrzą, a może ze środka
Arsis, 25 listopada 2024
Opływa mnie woda. Krajobraz pełen niedomówień. Moje stopy. Fala za falą. Piana…
Sól wsącza się przez nozdrza, źrenice... Gryzie mózg.
Widziałem dookolnie. We śnie albo na jawie. Widziałem z bardzo wysoka.
Jakiś tartak w dole. Deski. Garaż.
Tam w dole czaiła się cisza,
choć słońce padało jasno i ostro.
Padało strumieniami. Przesączało się przez liście dębów, kasztanów.
Japońskie słowo Komorebi, oznacza: ko – drzewo lub drzewa; more – przenikanie; bi – słoneczne
światło.
A więc ono padało na każdy opuszczony przedmiot.
Na każdą rzecz rzuconą w zapomnienie.
Przechodzę, przechodziłem
albo bardziej przepływam wzdłuż rzeźb...
Tej całej maestrii starodawnego zdobienia.
Kunsztowna elewacja zabytkowej kamienicy. Pełna renesansowych okien.
Ciemnych. Zasłoniętych grubymi storami. Wyszukana sztukateria...
Choć niezwykle brudna.
Pełna zacieków i plam. Chorobowych liszai...
Twarze wykute w kamieniu.
Popiersia. Filary. Freski.
Woluty. Liście akantów o postrzępionym,
dekoracyjnym obrysie, bycze głowy (bukraniony) jak w starożytnej Grecji.
Atlasy podpierające masywne balkony…
Fryz zdobiony płaskorzeźbami i polichromią.
Metopy, tryglify.
Zawiłe meandry…
Wydłużone, niskie prostokąty
dające możliwość
rozbudowanych scen.
Nieskończonych fantazji.
Jest ostrość i wyrazistość świadcząca
o chorobie umysłu. O gorączce.
Albowiem pojmowałem każdą cząstkę z pianą na ustach, okruch lśniącego kwarcu.
I w ostrości tej jarzyła mi się jakaś widzialność, jarzyło jakieś uniesienie…
I śniłem na jawie, śniąc sen skrzydlaty, potrójny, poczwórny zarazem.
A ty śniłaś razem ze mną w tej nieświadomości. Byłaś ze mną, nie będąc wcale.
Coś mnie ciągnęło donikąd.
Do tej feerii majaków.
Do tej architektonicznej, pełnej szczegółów aury.
Wąskie alejki. Kręte. Schody drewniane. Kute z żelaza furtki, bramy...
Jakieś pomosty. Zwodzone nad niczym kładki.
Mozaika wejść i wyjść.
Fasady w słońcu,
podwórza w półcieniu.
Poprzecinane ciemnymi szczelinami
puste place
z mżącymi pikselami wewnątrz.
Od nie wiadomo czego,
ale bardzo kontrastowo jak w obrazach Giorgio de Chirico.
Za oknami twarze przytknięte do szyb. Sylwetki oparte o kamienne parapety.
Szare.
Coś na podobieństwo duchów. Zjaw…
Szedłem, gdzieś tutaj. Co zawsze, ale gdzie indziej.
Przechodziłem tu wiele razy,
od zarania
swojego jestestwa.
Przechodziłem i widzę,
coś czego nigdy wcześniej nie widziałem.
Jakieś wejścia z boku, nieznane, choć przewidywałem ich obecność.
Mur.
Za murem skwery. Pola szumiącej trawy i domy willowe.
Zdobione finezyjnie pałace.
Opuszczone chyba, albo nieczęsto używane.
Szedłem za nią. Za tą kobietą.
Ale przyśpieszyła kroku, znikając za zakrętem.
Za furtką skrzypiąca w powiewie, albo od poruszenia niewidzialną, bladą dłonią.
W meandrach labiryntu
wąskich uliczek
szept mieszał się
z piskliwym szumem gorączki.
Ze szmerem liści pożółkłych, brązowych w jesieni. Uschniętych...
*
Znowu zapadam się w noc.
Idę.
Wyszedłem wówczas przez szczelinę pełną światła. Powracam po latach w ten mrok zapomnienia.
Stąpam po parkiecie z dębowej klepki.
Przez zimne pokoje, korytarze
jakiegoś pałacu,
w którym stoją po bokach milczące posągi z marmuru.
W którym doskwiera nieustannie
szemrzący w uszach
nurt wezbranej krwi.
Balet drgających cieni
na ścianach,
suficie…
Mojej twarzy...
Od płomieni świec,
które ktoś kiedyś
poustawiał gdziekolwiek. Wszędzie....
Wróciłem.
Jestem…
A czy ty jesteś?
Witasz mnie pustką. Inaczej jak za życia, kiedy wychodziłaś mi naprzeciw.
Zapraszasz do środka takim ruchem ręki, ulotnym.
Rysując koła przeogromne w powietrzu,
kroczysz powoli przede mną,
trochę z boku, jak przewodnik w muzeum, co opowiada dawne dzieje.
I nucisz cicho kołysankę,
kiedy zmęczony
siadam na podłodze, na ziemi...
Kładę się
na twoim grobie.
(Włodzimierz Zastawniak, 2024-11-25)
***
https://www.youtube.com/watch?v=lO43wfGoSXk
Marek Gajowniczek, 24 listopada 2024
Nie ma lekko! Nie ma łatwo
Więcej światła! Drogie światło!
Ból nie przechodzi od razu.
Zwolnij! Zdejmij nogę z gazu!
.
Aktywność jest zbyt ochocza.
Zawrót głowy. Mroczki w oczach.
Usiądź, a lepiej się połóż!
Pyralgina? Tramal dołóż!
.
Gotowanie? Nic takiego -
dla zdrowego - nie chorego.
Wyprost - przysiad - skłon po skłonie.
Kłuje brzuszek. Bolą skronie.
.
Kot się karmy dopomina.
Rybka? Drób czy wołowina?
Do sprzątania piach w kuwecie.
Ciężko starym na tym świecie.
.
A Orzeczniczka - Smerfetka
twierdzi: To niesprawność lekka!?
Pan opieki nie wymaga!
Pan zwyczajnie niedomaga.
.
Doświadczyła to na sobie -
na kontaktach człowiek - człowiek.
Sama potrzebuje kasy!
Takie rządy... takie czasy...
doremi, 24 listopada 2024
pory roku zmieniają nastroje
niestety - trzeba się z tym pogodzić
że to co piękne bywa ulotne
przychodzi
a potem odchodzi...
radość można budować z niczego
ba -cieszyć się deszczem chmurą słońcem
lecz najważniejsze co tkwi w nas samych
optymizm tkliwość
dłonie gorące
wreszcie gdy lata wierzymy w siebie
w górach nad morzem w słońcu na plaży
gdy przywdziewamy wciąż inne maski
musi się - w końcu -coś stać
wydarzyć...
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.