sam53

sam53, 23 listopada 2024

z oddechem we włosach

rozkołysani marzeniami
pośród tajemnic i niespełnień
pozostawieni sobie samym
gdzie z każdą nocą coraz ciemniej

bez gwiazd na niebie bez księżyca
gdzie w samotności giną cienie
wplątani w przyszłość co nie przyszła
a w przeszłość nikt ich nie chciał przenieść

związani słowem jak muzyką
zauroczeni wspólną chwilą
wciąż pragną siebie ponad wszystko
jak jesień słońca
czy to miłość


liczba komentarzy: 0 | punkty: 2 | szczegóły

Marek Gajowniczek

Marek Gajowniczek, 23 listopada 2024

Znani

W nocy śnieżna zima -
w dzień ciepłe słoneczko.
Kto zmienność przetrzyma
z wysoką poprzeczką
dostępności do leczenia
problemów jesienią nie ma.
.
Choć przebiera w niej i zmienia
konowałów na Judymów
a prostaczki na Siłaczki -
zaprowadzą go do Rzymu
władzy smaczki i niesmaczki
oraz procedury przymus.
.
Każda kasta - korporacja
skupia też charyzmatyków.
Nie grozi im degradacja,
bo zawsze po wielkim krzyku
doktor Wilczur się odnajdzie
nie patrząc na apanaże.
.
Sławą swą wysoko zajdzie.
Są jeszcze tacy lekarze.
mający ludzkie sumienia,
których splot nagłych wydarzeń
z nieznanych na znaych zmienia,
a internet ich pokaże.
.
Poeta ozdobi słowem
i obdarzy ich uczuciem.
Wysoko podniosą głowę,
ci co byli na oucie,
a zawstydzi się satrapa,
kiedy dobro - nie zepsucie
zdobić będzie Eskulapa
i wróci czas zdrowych uciech!


liczba komentarzy: 0 | punkty: 0 | szczegóły

violetta

violetta, 23 listopada 2024

Delikatny śnieg

kocham listopad bo nie za zimno
ucieszona błyszczącym pyłem
tańczę przy zielonym drzewku
i strzepuję magicznego ciebie


liczba komentarzy: 6 | punkty: 6 | szczegóły

sam53

sam53, 22 listopada 2024

niemiła księdzu ofiara

jeśli wyszłabyś za mnie za mąż
nie wiem jutro pojutrze za rok
i jeszcze nie zdążyła wrócić
w to samo miejsce skąd zaczyna się podróż we dwoje

ślubowałbym tobie z gwarancją że w zdrowiu chorobie
i aż do śmierci
na dobre i złe - nie daj Boże
bez przeciągów i mokrych onuc w kaloszach
ze zgaszonymi skrętami pod pierzyną
z nieprzesłodzoną herbatą
workiem mąki pszennej w komorze na podpłomyki
a może i bańką bimbru
gdy ksiądz po kolędzie
przyjdzie odbierać ratę za udzielony sakrament

nie krzycz w niebogłosy
wszak dzieci chrzcić jeszcze będziem

co ludzie powiedzą to powiedzą


liczba komentarzy: 2 | punkty: 2 | szczegóły

Yaro

Yaro, 22 listopada 2024

po szkole

skończyłem LO
skończyłem wreszcie
dalej byłem w lesie
samotnym wilkiem
potem praca
nie wybrałem się na studia

dostałem zaproszenie
za potwierdzeniem
w WKU mi powiedzieli
komandosem będziesz
przez piętnaście miesięcy

pojechałem do jednostki
pociągiem w niedzielę
wcielili mnie jak cielę
spodobało się nie pytaj
bywało weselnej

minęło piętnaście lat
poznałem tajniki sztuki wojennej
nauczyłem się pić wódkę
sprzątać
czyścić korytarze
kible i pokoje zwierzeń

strzelałem tu i tam
poznałem Kasię
zakochane oczy
płynę w tym śnie
tak zostałem na dobre i złe
nie powiedziała nie


liczba komentarzy: 1 | punkty: 0 | szczegóły

Arsis

Arsis, 21 listopada 2024

Drżenia niewidzialnych membran

Słyszysz jak gram? Usłysz, pomimo szumu. Pomimo piskliwej w uszach ciszy.
Odbija się od ścian pustego domu echo przeszłego czasu.

Trwam. I ty trwasz. Trwamy razem
w tej maestrii umierania.

Zaciskam powieki. Otwieram…

Za oknami zieleń drzew.
Szeleszczące liście
dębów, kasztanów.
Za oknami dzień. Słońce pałające spoza chmur.

Tylko te okna. Odrapane.
Zaciągnięte story…

Te okna…

Wiesz. Upiłem się.

Ładunek w teście nuklearnym o kryptonimie
„Boltzmann”,
miał siłę 12 kiloton.

Na pożółkłej stronie starej gazety prototypowa lampa do naświetlań.
Pod nią, na stole, spalone kawałki skóry z czarną sierścią kozła.
Na ścianie zarys śmiertelnego odbicia. W lustrze stojącego trema...

Na pierwszej stronie Las Vegas Sun,
uśmiechnięta tancerka
przymila się do obiektywu z bielmem katarakty na oczach.

Zatrzęsło w posadach,
okienne szyby
wypadły z ram.

Urządzenie RDS-6s w pierwszym sowieckim teście termojądrowym
eksplodowało z silą 400 kiloton.
Pochmurne niebo semipałatyńskiego poligonu jądrowego rozbłysło piorunującym światłem.

Na stepie. Na wilgotnej trawie. Po której ojciec szedł wtedy, malejąc,
kiedy oddalał się coraz bardziej. Zatapiał się w ciszę. I kulał na lewą nogę. Utykał...

Poranione oczy w domu na pustkowiu.

Oczy umarłego od dawna ojca. I oczy nieżywej matki.

Skąd tyle tego, skąd? Tych widm,
co były kiedyś obojętnymi za życia ludźmi ?

Nadpalone obrazy na ścianach. Na ścianach… Na popękanych…
Portrety. Zdjęcia.
Pergaminowe twarze…

Spierzchnięte gorączką usta…

Czyje?

Moje?
Twoje?

Całkowicie obce…

Zaciśnięte w kreskę bez wyrazu, bez emocji. Bez wiary...

I oboje spoglądają na mnie zasklepionymi czarną ziemią oczodołami, gdzieś spomiędzy
głębokich warstw przeszłego czasu.

Przechodzą obok mnie jak ślepcy,
widząc bez oczu geometrię
nieprzestrzenną, przezroczystą.

I obmacują wszystko w wielkim zdziwieniu,
jakby odkrywali na nowo
tajemnicę swojego dawnego życia.

Opukują lekko opuszkami palców. Przedmioty. Rzeczy pozostawione w nieładzie.
W niedokończeniu…

Nawołując się w ten sposób poprzez drżenia,
które są wychwytywane, tylko przez nich.
Ponieważ są zbyt nikłe, na tej nazbyt niewidzialnej membranie.

Na ścianach szara pleśń
i szron nuklearnej zimy.

Ślady czyichś rąk. Rozczapierzonych palców i ust.
Co były przytknięte
do zimnej powierzchni spękanego tynku.

A więc to tu ojciec całował swoją jedyną Marię,
która go nawiedziła tuż przed śmiercią. To tu dostąpił aktu wniebowzięcia,
mimo że jego truchło leży teraz na podłodze w stosie rozsypanych piór. W pyle rozkładu.

Postępującej
atrofii.

Na pustyni. Na pustkowiu...

Zatrzaśnięte drzwi
żelbetowego
bunkra.
Stalowe wrota…

Na pustyni słońce zaświeciło po raz drugi.

Wtedy…

Schron atomowy ma na ścianach rdzawe smugi od nawracających deszczów.
Od tych ciągłych nawrotów piskliwej w uszach melancholii.

Ups…

Butelka wypadła mi z dłoni.
Roztrzaskała się o podłogę,

*
Budzę się…

Rozwieram pozlepiane oczy,
które widzą
podwójnie. Potrójnie…

Postrzępione światło
wysypuje się z ekranu telewizora szumiącą kaskadą mżących pikseli.

*

Tu przerywam pisanie,
ponieważ coś mną
za bardzo wstrząsnęło…

I pełno tu kształtów znikomych w zapachu
przepływającego kurzu. W zapachu uschniętych fiołków…

W pyłkach, które idą powietrzem. Przechodzą lekkim podmuchem po skroniach...

(Włodzimierz Zastawniak, 2024-11-21)

***

https://www.youtube.com/watch?v=os87VyXpd-E


liczba komentarzy: 1 | punkty: 3 | szczegóły

sam53

sam53, 20 listopada 2024

FIANÇAILLES D'AUTOMNE

w takie dni jak dzisiaj wspominam wiosnę
może to przez ciężkie ołowiane chmury
a może przez deszcz który dudni o parapet

w takie dni wieczór dogania poobiednią kawę
rozmazuje światło latarni w kałużach
w kikutach drzew rodzą się listopadowe cienie
wiatr smęci dawno przegwizdane melodie
jedynie chłód z werwą rusza przed siebie
jakby świat należał tylko do niego

w takie dni wypatruję świeżych czerwonych listków
na gwieździe betlejemskiej
cieszą pąki grudnika
wieczorem spod koca rozglądamy się za wiosną

lubię gdy zostawiasz ciepło na moim ramieniu


liczba komentarzy: 0 | punkty: 1 | szczegóły

Marek Gajowniczek

Marek Gajowniczek, 20 listopada 2024

Mówią o nich - anachronizm

To strofy dawne - staromodne!
Zbyt często są wieszczom podobne!
Chcą dowieść wydawniczej mafii,
że Polak może... i potrafi!!!
.
Jeżeli się go nie zagłodzi
to przykład z niego wezmą młodzi -
Zechcą powrócić do klasyki!
Od polemiki do krytyki,
a ta może zmieniać wyniki
i ukazywać mechanizmy
promocji miernot i szarzyzny.
.
Nawet wiśienka czy rodzynek
jeżeli trafiają na rynek,
który jest teraz targiem sztuki
zdaniem ekspetów i nauki
może być z pominiętą próbą
dla znawców i wydawnictw zgubą!

.W świecie powszechny budzić opór.
Do kosza go! A łeb pod topór!
Można w ten sposób stworzyć mit.
Mniejsza o koszt. Mniej boli wstyd,
głupota a nawet golizna.
Autor sam im rację przyzna.


liczba komentarzy: 0 | punkty: 0 | szczegóły

Marek Gajowniczek

Marek Gajowniczek, 19 listopada 2024

Bielszy odcień bieli

Bohema nie płacze.
Odbiera inaczej
nieszczęsne zrządzenia losu.
Ból ma wiele znaczeń
Bohema nie płacze,
gdy może żyć na swój sposób.
.
A siła nieczysta
buszuje w artystach
w ich wizjach i przywidzeniach.
Jest tak wyrazista,
że zaciera dystans
tworczości i nieistnienia.
.
|Żałosny czas leci.
Odchodzą Hamleci.
Nie wszyscy trafią do Parnasu.
Ci w cyfrowej sieci
wplątani poeci
nie znają względności czasu.

Nie płaczą. Serc nie rwą.
Podchodzą z rezerwą
do celebry oraz mistyki.
Czasem wzlotu werwą
pajęczą nić przerwą
wyskokiem kwantowej fizyki.
.
I powstaje wierszyk
nie lepszy, nie pierwszy
o wszystkim oraz o niczym
od ciemnic - ciemniejszy
i od bieli bielszy -
z rządem, co nic go nie dotyczy.


liczba komentarzy: 0 | punkty: 0 | szczegóły

Yaro

Yaro, 19 listopada 2024

Rozbitek

rozbitek
w oceanie życia
tutaj nie będzie spokojnie
z każdą falą idę na dno

nie ma wyspy by przytulić się
do ciepłego piasku na brzegu

krążą dmuchane rekiny
zaraz stracę
szansę kolej na przeżycie

myśli jak mewy krążą
wśród ukrytych obłoków
mgły wstają poranne
zamykam oczy płynę

monsun moczy oczy
zalewa powieki
chwila wiecznością
może ktoś uratuje mnie

żony wołanie na obiad
wybija mnie z oceanu
wychodzę z wody

tak bardzo chciałem się utopić
we własnej wyobraźni

krzyczy foka
wychodź z basenu
bo obiad stygnie


liczba komentarzy: 0 | punkty: 0 | szczegóły


  10 - 30 - 100  





Zgłoś nadużycie

 


Regulamin | Polityka prywatności

Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.


Opcja dostępna tylko dla użytkowników zalogowanych. zarejestruj się

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1