sam53

sam53, 24 października 2024

to takie niepojęte

mówiłaś że wspólny prysznic to przeszłość
bo cóż to za przyjemność
gdy ciasnota i niewygoda bierze górę
nad radością z bliskości

nawet kiedy w ramionach cały świat
gdy wodospady szumią nad głowami
a ciepłe źródła rozkosznie pieszczą ciała
gdy w strumieniach spływającej wody jesteś
i słońcem i księżycem i Ziemią

aż po sam raj o którym opowiem ci niejednym wierszem
tak jak o ogrodzie namiętności kwitnącym o każdej porze roku
o Edenie zielonych ciąż rozkołysanych przytuleniem
nieopowiedzianych baśni wpisanych od początku świata w miłość
gdy dotykając twojego pełnego brzucha wyczuwam tętno
nowego życia

to takie niepojęte że nosisz pod piersią
mój cały świat


liczba komentarzy: 0 | punkty: 1 | szczegóły

Marek Gajowniczek

Marek Gajowniczek, 24 października 2024

Aleją Szczęśliwych Serc

To, co nieprawdopodobne,
a nie było mezaliansem -
w pewnym wieku niepodobne,
uzyskało spełnień szansę.
.
Wkrótce będą Zapowiedzi
i zaskoczą zadziwionych.
kto się samotnością biedził -
na portalach szukał żony,
wiele ofert - stron odwiedził,
dzisiaj jest uszczęśliwiony
.
Krótka chwila wystarczyła
na jedno pierwsze spojrzenie
i samotność się skończyła.
Moi Drodzy - ja się żenię!!!
.
Poetom się czasem zdarza
nadwrażliwość na uroki
Miłość lubi się powtarzać.
Są też w tym Boskie wyroki.
.
To co było wciąż nadzieją
w rzeczywistość zmienić da się
i Szczęśliwych Serc Aleją
Przejdę w myślch także ja się..
.
Wkrótce będą Zapowiedzi
i zaskoczą zadziwionych.
kto się samotnością biedził -
na portalach szukał żony,
wiele ofert - stron odwiedził,
dzisiaj został oszwabiony.


liczba komentarzy: 0 | punkty: 0 | szczegóły

Yaro

Yaro, 23 października 2024

dziecko

jako dziecko ciekawe
interesował mnie wokół świat
niektórych rzeczy zjawisk
nie pojmowałem to naturalne

jakby w nowym świecie
każde drzewo
każdy liść
każde zwierzę
gdy dzień gdy noc gdy wiatr
mróz krople deszczu i płatki śniegu

nie umiałem pojąć tego
tak wiele działań i porównań
niebo ziemia woda w stawie
ptaki ryby myślałem co się dzieje
jak w Edenie tylko ludzie tacy niedobrzy

a tak wszystko dobrze nawet gdy pada

nadal ciekawym
choć szukam miejsca
spokoju własnej oazy
pośród ludzi czuję się samotnie
w tłumie raźniej

wolę ciszę jej przestrzeń obrazy


liczba komentarzy: 1 | punkty: 1 | szczegóły

Yaro

Yaro, 23 października 2024

przeznaczone

nie myślałem kiedy mi to przejdzie
nie wiedziałem że tak można kochać

słowa mogą ranić mogą zabić
słowa na pocieszenie nadzieją
dlaczego okłamują wewnętrznie

przecież nie będzie lepiej łatwiej
brnę pod prąd nie zważając
na życie na szczyt
z którego muszę spaść

nie zaskoczyłaś mnie
wręcz przeciwnie
dowiedziałem się ile znaczę
wszystko co powiedziałem
zabrał z wiatrem kurz przydrożnych pól

drogą szedłem przeznaczony
myliłem się młody zakochany
dostałem po plecach
jak łobuz jak drań za darmo

patrząc głębiej w drugą stronę
przecież każdy ciągnie swój wóz

wierzyłem że śnimy ten sam sen
dzień odsłonił karty przyszedł list
kolor koperty mówił wszystko
nie otworzyłem go nie zadzwoniłaś

ostatnie dni
nie były najlepszymi życzeniami
usychałem gdzieś daleko w knajpie
to nie było dobrym rozwiązaniem

zakochany wcisnąłem kamasze
zapomnieć dzień i listonosza gest
więcej nie widziałem cię

czasem patrzymy na gwiazdy
to co podzieliło
łączy więzi niewidzialne
może to było przeznaczenie
zerwane przez ciebie


liczba komentarzy: 0 | punkty: 0 | szczegóły

sam53

sam53, 23 października 2024

w kolorze dżdżu

już od świtu nasłuchuję twoich kroków
wypatruję w porannej mgle
może sfruniesz z wiszącej nad nami chmury
od rana czekam na pocałunek
na dojrzałą woń lasu

to nic że między drzewami zaczął padać deszcz
nic że dreszcz oplata wyszeptane - gdzie jesteś
nie obudziłaś mnie o świcie

boję się o nasze wszystkie pory roku
o miłość we śnie
o załzawioną wyobraźnię

wystarczy trącić gałązkę
a spłoszone wrony wpiszą swoje kra kra kra

w bardziej jesiennym wierszu


liczba komentarzy: 0 | punkty: 2 | szczegóły

Belamonte/Senograsta

Belamonte/Senograsta, 23 października 2024

Rzeczywistość podstawowa

rzeczy, zdarzenia i usłyszenia
i zobaczenia..

drogi głodów, szamotanin w niepokoju i
podążania ku ciepłu, za pokarmem,
muzyką, za spokojem,
czyli zaspokojeniem
ku paszczy co nas pożera mimowolnie
w przerażenia, skamienienia
i czasem, o poranku i wieczorem
czułe razem zapomnienie
zmrożenie, sen, sytość, upojenie

gniazdo, uspokojenie, blisko woda i karmnik
albo stada wydane na żer
źrodło społecznego uznania, och, kultura
och, dostałem w twarz - natura i kultura
za tym rzeczywistość bólu, zdziwienia że boli
oddaję naturalnie ale i kulturalnie
ukulturalnienie natury z natury

droga do trumny, do pocałunku, do legowiska
wśród gwiazd

przerażenia, śnienia się, płakania
drogi śmiechu, drogi gniewu
uśmiech wyzwala, przytulenie rodzi sympatię
wchodzi się ze śmiechem w rzeczywistość
swoim ciałem w świat rzeczy skończonych i nie
fal i cząstek rzeczywistości podstawowej
pięknej kosmicznej groźnej
taki śmiech co ociera łzy
Boże podaruj mi

rozpięci na palach, pnący się na nich
i cierpiący na krzyżach, znieruchomieniach
krzyż to unieruchomienie, skupienie się w ból,
przeszkoda,
a łany a łąki nie są otamowane na krzyżach
są w zagrodach rozwoju
w drogach swoich
z podstaw wytryskują

ale samotny krzyż na polu dla cierpień owadów
postawiony też jest


liczba komentarzy: 0 | punkty: 3 | szczegóły

Marek Gajowniczek

Marek Gajowniczek, 23 października 2024

Tam gdzie Ty (pastisz)

Odrobinę za krótko
mówiłaś o nas - My.
Płynąłem białą łódką
w czarnej rozpaczy dni
na cmentarze nadziei
utopionych we łzach
przez tych, którzy umieli
sypać nam w tryby piach.
.
Dziś wiem, że dni są tylko po to,
by Jesień życia nazwać Polską... Złotą,
nie taką, jaka przyszła do nas niespodzianie.
Chcąc władać tym, co po niej pozostanie,
a ty się masz pogodzić z tym
i przezwciężać dobro złym.
.
Wiecznej smutkom pogoni
pozostawiłaś sny.
wiedząc, że będą oni
tam, gdzie byliśmy My
i laur na ich skroni
lśni blasku bogactwami.
Są Czerwono-Zieloni
i szczęściem rozpasani.
Nam zostało milczenie
i gospodarczy krach.
Marzenia poszły w ziemię
wraz z nadziejami - w piach!
.
Dziś wiem, że dni są tylko po to,
by Jesień życia nazwać Polską... Złotą,
nie taką, jaka przyszła do nas niespodzianie.
Chcąc władać tym, co po niej pozostanie,
a ty się masz pogodzić z tym
i przezwciężać dobro złym.
.
Być może kiedy
już nie będzie Lady Pank
i wyjście z biedy
nie narazi nas na szwank -
pieśń inną Jesień nam zanuci,
nad mogiłą.
Nie będzie smucić
ale będzie sercu miłą,
a zło przestanie szczerzyć kły
Będziemy razem - ja i Ty...

Zawsze tam, gdzie Ty

Zawsze tam, gdzie Ty

yee


liczba komentarzy: 0 | punkty: 0 | szczegóły

Marek Gajowniczek

Marek Gajowniczek, 22 października 2024

Uciekł mi dzień...

Uciekł mi nocą dzień z pamięci
przez mur milczenia - grubą ścianę,
Po nim zamiary, plany, chęci
zostały niepozamiatane.
.
Leniwie obok błądzi echo
lat długowłosych rock and rolli.
Dla startych serc nie jest pociechą,
że samotność już mniej nas boli.

Jedynie ciężkie zamyślenie
do dawnych nut chciałoby wrócić,
uspokających niespełnienie,
że nie ma już o co się kłócić.
.
Pozostał żal -
cholerny żal
tej z dawnych lat naszej muzyki,
która ucichła w szumie fal
wolnorynkowej polityki
przy wygłuszonych mikrofonach
przed kamerami bez publiki -
koncertem proxi - bez nas o nas.
na tle scenicznej gimnastyki.
.
Uciekł z pamięci dzień jak co dzień.
Jak senna mara z muchą w kawie.
Zabrał go zmrok - cichy przechodzień.
Niczym Was dłużej nie zabawię.


liczba komentarzy: 0 | punkty: 1 | szczegóły

Yaro

Yaro, 22 października 2024

apostoł prawdy

czas mroku wiek destrukcji
magazyny medykamentów

szare ulice w bramach ból
ból duszy na końcu igły
zapalony lont fentanyl
nowy bóg, bóg upadłych dusz
kluczem istnienia zgubionych

mury zwalone cegła po cegle
odlepiony szary, zimny tynk
ulice zalane, grząska ziemia
wiatry z różnych świata stron

połączony zły duch z duchami świata
upadła wiara na twarz, brudny asfalt
zbudowany ołtarz dla mas
jedna religia, jeden sąd,
jeden rząd
stado niewolników

narodził się nowy bóg,
bóg niezgody, bóg złych ludzi

wszyscy umierają za bestią
fałszywym prorokiem jego zwą

nienawiść zazdrość
dzieciobójstwo nowy front
mamona biznesu swąd
mrok czasów końcowych

dobrze gdy ciepło serc otula
szczęśliwe ludzkie dusze


liczba komentarzy: 0 | punkty: 1 | szczegóły

Arsis

Arsis, 22 października 2024

Underground

Spójrz! Spójrz… Tak wiele razy. Tak w i e l e r a z y… Zegar wybija którąś tam znowu pełną godzinę.

Czy ty. Czy ty… Dziwne to wszystko. Dziwne bardzo. Zagmatwane.

Czy ty mnie widzisz? Spójrz, ja nie mam oczu.
Noc mi je zabrała. Noc. Noc...

Te jarzące się piksele pełgające
w mroku opuszczonego pokoju.
Te mikroskopijne cząsteczki
mżącego kurzu. Płynące dostojnie.

Idą, przedzierają się przez cementowe spojenia cegieł.

Poprzez tynk.
Przez beton.
Żelbeton… Stal...

Popatrz na to wszystko. Na te kołyski pajęczyn, w których usychają ćmy.
Które znalazły tutaj swoje spełnienie. Ktoś tu kogoś kochał, wiesz?
Teraz walają się tu sterty porzuconych rzeczy. Jakieś foliały w podartych, płóciennych okładkach.

Pożółkłe roczniki dawno zapomnianych treści...

Chrzęszczące szkło. Pod stopami. Rozbite.

Słyszę szepty. Wiesz? Słyszę szepty.
Coraz częściej doskwierają mi szeptane słowa.

Słyszysz? Słyszysz?
Nic nie słyszysz.

Albowiem twoje
milczenie.
Przeogromne jak wszechświat.

Ale jednak słyszę. Te oto szepty w gongach stojącego zegara.
I coś, co do mnie mówi w natłoku utajonych słów.
Coś spoza czasu.
W nocy. W obskurnej nocy. W zapachu
kurzu i pleśni.
W bezwonnej woni uschniętych kwiatów w wazonie.

W wazonie pękniętym na wpół.
W tym oto wazonie na stole,
przy którym stoi odsunięte krzesło.

Jakieś takie odrapane i chwiejne. Rozkołysane.

Wiesz, nawiedzają mnie fantomy, wskrzeszone przez nie wiadomo co widma...

Czy ty
mnie
słuchasz?

Idą powoli, jakby z ograniczoną zdolnością ruchową.
Ich oblicza oświetlają takie niebieskawe płomyki
bardzo lekkie i nikłe. Idące od spodu.
Pełgające w szczelinach podłogowej klepki.

Od ziemi…

Nie. To tylko zmory.
Znikają, kiedy zamykam je powiekami.

Zaciskając je
mocno,
aż do bólu.

Siedzę zakopany w stosie papierów, takich niedzisiejszych.
Z uchem przy radioodbiorniku, w którym szum miesza się ze szmerem.

Z piskliwą chropowatością
dalekich sinusoidalnych dźwięków.

W mdlącym świetle
wiszącej lampy
odkurzam pocztówki. Wyblakłe.
z życzeniami, na któreś tam święta.

Zapisane odręcznie papiery, wystukane na maszynie telegramy.
Wycinki z gazet. Pozostałości po ojcu, po matce.
Kalendarzyk z podstawką. Tekturowy.
Pamiątkowa moneta z zatartym wizerunkiem twarzy.

Stary telefon. Czarny. Wiesz, taki ebonitowy
z tarczą.
Zakurzony. Kurz wniknął do głębi.
Ciężka słuchawka z urwanym kablem.

(Ja do ciebie mówię. Ach, no tak. Więc, mówię do nikogo. Do siebie samego jedynie)

Maszyna do pisania. Fioletowa bibuła.
Wyblakłe wnioski, podania...

Bibułka z tytoniem po ojcu.
W drewnianym pudełku.
Nie dopalił do końca. Nie zdążył.

Zeszyt z podstawówki
ze szlaczkiem,
z dziecinnym opowiadaniem o niczym.

Świadectwa ze stopniami (próżno tu szukać czerwonego paska)

Wiesz?

Dobra,
nieważne.

Mówię do siebie samego. I mówię jakimś podziemnym szeptem,
co się wydobywa z moich trzewi.

I wydobywa się ze ścian wilgotnych i zimnych.
Jakbyśmy byli jednością. Ja i dom mój.
W jeden organizm splątani.
Poprzez rury żeliwne i ciężkie.

Pogłos idzie kaskadą, co rezonuje z powrotem
na membranach moich uszu.
Kaskadą ziemistą i mroczną, idącą z zakamarków opuszczonych pokoi.
W których dopalają się świece. Poustawiane gdziekolwiek: na podłodze, parapetach, krzesłach...

W dzienniczku
ucznia --
liczne uwagi.

Kto był tym uczniem?

Ktoś mało aktywny na lekcjach. Z czytanek, z wierszy: dwója.

Z pisania:
niedostateczny.

Pani wychowawczyni
wypisała to pięknym,
zamaszystym pismem.

Takim barokowym.
Z licznymi zawijasami osoby mściwej.

Takie małe Schadenfreude, że dwója za całokształt. Za krzyki. Za gonitwy na przerwach z samym
sobą…

I za granie na flecie, na trąbce.

Ponoć Miles Davies nie przeszedł do następnej klasy.
Bo grał jakoś tak nie po kolei. I jakby od tyłu,
mając gdzieś pasaże i gamy.
Wolał mroczne speluny. Podziemne bary.

Jimmy Hendrix,
ech, ten,
to już w ogóle...

Pani od muzyki dostawała histerii. Wzywała ojca do szkoły. Ojciec walił potem pasem po tyłku…

I jakie to ma teraz znaczenie?
Rozpadające się
od dotyku szczątki.

I wszystko jest
jakieś mżące.

Drgające
w dłoniach
eterycznym blaskiem.

W otwartym szeroko oknie
czarny prostokąt kosmosu. Gwiazd dalekich roje.

(Włodzimierz Zastawniak, 2024-10-22)

***

https://www.youtube.com/watch?v=5E5JyS12k4o


liczba komentarzy: 1 | punkty: 2 | szczegóły


10 - 30 - 100  





Zgłoś nadużycie

 


Regulamin | Polityka prywatności

Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.


Opcja dostępna tylko dla użytkowników zalogowanych. zarejestruj się

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1