sam53, 13 października 2024
gdyby można było poznać się lepiej
już pierwszym brzaskiem zagłębić się w sobie nawzajem
z jesiennym powietrzem w pocałunkach gorętszych niż oddech
w nieskończonym śnie przewiązanym kokardą
od wszelkich uroków złych mocy tudzież innych niespodzianek
gdyby cały smutek nocy wycałować spod powiek
zdjąć dreszcz z ramion jakże pustych o tej porze
a całą radość zostawić przy otwartej bramie serca
zdradziłbym cię życie z tą jedną chwilą szczęścia
która nie spada na nas codziennie ale otwiera niebo
nazywane siódmym
choć bliższa nam poezja
Arsis, 13 października 2024
Spójrz na mnie! Do kogo to mówię? Do ciebie. Do nikogo. Ja nie mam już oczu. Widzę bez oczu,
widząc wewnętrznie. Pozostała jedynie pamięć.
Pamiętam, że wtedy, kiedy zstąpiła Maria, w swojej olśniewającej aureoli. Wtedy, na stepie,
któregoś dnia słotnej jesieni.
Wybiegłem wówczas przed dom. Samotny dom. Drewniany…
Ten właśnie dom, w którym pogrzebałem swojego ojca.
Leżał wtedy pijany w obskurnym świetle wiszącej lampy.
I wołał, jakoś tak z pogłosem echa.
Wołał przez sen, ten swój sen pijacki. I wołał wciąż.
Wykrzykiwał czyjeś imię: „Maria, Maria”!
Ale wiedziałem, ze pozostała w jego mętnych już oczach jedynie śmierć.
To odchodziło stopniowo,
etapami.
Nieśpiesznie...
Choć wykłócał się jeszcze z kimś, że ten zasłania mu widok
na okno.
Z okna na step.
Na buchające kominy wyimaginowanych parowozów.
Na parowozy pełne pary i zgrzytu ruszających w miejscu wielkich kół…
Był na kolejowym dworcu,
z którego odjeżdża się do wieczności.
Wybierał się
w podróż
bez powrotu.
W dłoni ściskał uchwyt
skórzanej walizki
wypełnionej po brzegi swoim życiem.
I wtedy.
Wtedy
właśnie.
Wtedy, kiedy stanął na stopniu wagonu odwrócił się do mnie. I pomachał na pożegnanie.
Ostatni.
A kiedy wszedł, rozpłynął się
w tłumie zbłąkanych dusz,
które przypominały bardziej
kłęby rozbuchanej pary, aniżeli widma umarłych.
I nie wiem, czy to był jego sen,
czy mój własny,
który śniłem
wewnątrz jego snu.
Kiedy podążałem ku wyjściu,
wołał za mną,
próbując chwycić mnie za nogawkę spodni.
I wykrzykiwał wciąż to imię w przeciągłych gongach stojącego zegara.
W szarości dnia na drobinkach wirującego kurzu. Wzburzonego, skłębionego przeze mnie…
„Maria, Maria…”,
Zdążyłem jeszcze (w biegu) potrzeć dłonią po blacie stołu,
zostawiając na nim smugi
w szarym pyle przeszłego czasu.
I kiedy za mną roztaczała się jedynie cisza, ta cisza
wypełniona piskliwym szumem
gorączki,
wybiegłem na zewnątrz, na step,
prosto w wilgotne kępy żółtej wegetacji.
W chłodne objęcia wiatru.
Kiedy Maria objawiła się w potoku jaskrawego światła, zasłoniłem z krzykiem oczy,
uderzony blaskiem morderczej kreacji w wirze utrąconego czasu.
Co się piął powoli do nieba. Ale jakoś tak leniwie, jakby od niechcenia…
I rozpadał się w noc. W nic.
W tym straszliwym
promieniowaniu.
W napływającej fali...
Przez palce przesiąkały drżące nitki bladej,
rozochoconej śmierci,
przeszywając przestrzeń mojego pustego jestestwa.
Kiedy stałem w deszczu spadających ptaków o płonących skrzydłach. Na ziemi nimi usianej.
(Włodzimierz Zastawniak, 2024-10-13)
***
https://www.youtube.com/watch?v=4bVKAK463n4
Yaro, 13 października 2024
teraz gdy w święta samotny
stół nie jest pełny kromka z pasztetową
wolę to niż rozmowę z teściem i teściową
z browarem się goszczę
po kilku łykach mnie rozbiera
buzia w kolorach choinki
pięknie za oknem
światło lamp moczy deszcz
ten święty czas spędzę w samotności
zaśpiewam kilka kolęd po niemiecku
wysłucham hymnu mongolskiego
lubię samotność i piosenki zagraniczne
nuda
jakoś temu zaradzę
zadzwonię pogadamy
zapytam
czy wrócisz
sam53, 13 października 2024
Każdy ma swojego Boga
swój mały świat
każdy ma inną wyobraźnię
wiem że nie ma dwóch identycznych obrazów
różna jest też pamięć
kiedyś na skrawkach światła skiełkowało życie
doświadczając jego tworzymy historię
"mówią że ślepiec zobaczy taki świat jaki zechce"
Belamonte/Senograsta, 13 października 2024
2024
są takie zdjęcia
drzewa lasku na tle żółtej poświaty nieba
sny nieba, sny kopuły przestrzeni
w kolorze nasyconym nie dla spojrzenia
celowego, ale danego by uciec
zapamiętana ze szczegółami ściana lasu
też nie dana by coś zrobić
poza przytuleniem się do poduszki snu
to bardziej ludzkie
niż te drzewa w „żółci“
albo nie
drzewa w żółci nie są zbędnym gestem pankreacyjnym
ale służą też dojściu we śnie do przypomnienia sobie
jej ciała na moim
bo to nastąpiło tego rana z wielu ran zapamiętanego
w tekście który jest niepotrzebny
kosmos jest nam niepotrzebny
obcy - kompres na ból życia
kompres przyrody tak dalekiej
tak większej niż pług, młotek, dziecko, jeść, pokonać
asertywnie działać przez minutę lub dwie
niż zachwycać was lub nie
Patrzcie w te gałęzie, wiry, palety niewidzialnych malarzy
jak uchodzi życie To przychodzi
wymyśleć dla Tego nazwę...
znalezienie się za życia poza życiem
czysta świadomość
smutek, rozpacz, nadaremność
użalanie, wygaszenie, rezygnacja
naszło mnie na grzybobraniu
w 52 obiegu przez cztery stany świata
pory, czasy, oddechy
nieskończoność
po 52 czwórce po pierwszej czwórce
a zaczęło się od jesieni -
Świat dzieciństwa
- bytujący działający w uczuciach poznający -
to przepuszczanie się przez lejek
który rozpuszcza rozpyla mnie
w Ogromie
sam53, 13 października 2024
jesień jak jesień z młodym winem
z twoim uśmiechem jak przed laty
świerszcze znów grają za kominem
chłód w złotym liściu cicho zastygł
dzieci kasztany wyzbierały
nawłocie dawno już przekwitły
tylko w twych oczach świat mój cały
radość na ustach aksamitnych
przypomnij krótkie - kocham pragnę
może jesienna wyjdzie z wiersza
niech kroplą deszczu na nas spadnie
powie - dzień dobry - prosto z serca
czuję ją w środku - jeszcze gniecie
niczym jesienne zakochanie
co ten październik nam przyniesie
ach przytulże się - cudny ranek
Belamonte/Senograsta, 12 października 2024
Oddech każdego czasu jest inny
nie do powtórzenia
wspomnienia bytowania marzenia
bytujący - działający w uczuciach poznający
bytującego prozaicznie życiem zwą
a w życiu jak to w podróży się drzemie
bytowanie to dżonsonek
puszczona z deszczem zapałka patyk
rynsztokiem śledzony okiem radosnym
który pierwszy
jego czy mój
trafi do kratki kanału
Marek Gajowniczek, 12 października 2024
Kto potrafi tak się skradać,
podkopywać, teren badać,
czekać odpowiedniej pory
nim poniesie łup do nory?
.
Trzeba być przebiegłym lisem.
Uspokajać kompromisem.
Uśpić czujność pilnujących.
Uderzyć - niby niechcący.
.
Niby całkiem przypadkowo
zniszczyć obok to i owo,
ukrywając cel wybrany.
Lis pustynii jest zbyt cwany.
.
Będzie motał, będzie zwodził.
Będzie wokół granic chodził,
obserwował, czekał, zwlekał
aż okazji się doczeka.
.
Lis utajnia swoje plany.
Wielu takich lisów znamy.
Perskie oko robią co dzień
do wojny na Bliskim Wschodzie
violetta, 12 października 2024
otulę cię w chłodny dzień
lekko-ciepłą piżmową sobą
z czerwoną chryzantemą
uwielbiam być jak kapryśny
i zabawny ty na moich ustach
Przepis:
przygotuję mini dynie z pysznym farszem
przekrojone na pół bez pestek układam
do pieczenia. pięknie, że można je zjeść też.
posolone z obficie oliwkowym wnętrzem
również pieprzem piekę około pół godziny
a warzywa: cebulę, łodygi selera, marchew
z szałwiową-jabłkową kiełbaską posiekaną
i na patelni z oliwą duszę, dodaję octu
jabłkowego, żeby karmelizować kawałki
z dna patelni i teraz dodaję trochę grzybków,
czosnek i świeże zioła: tymianek, szałwię,
rozmaryn. gdy wszytko się ugotuje, wlewam
wywar i dziki ryż. całość gotuję pół godzinki.
gdy nadzienie i upieczone dynie są już
gotowe, nabieram nadzienie do dyń,
posypuję odrobiną parmezanu
i układam kapturek i jadalną chryzantemę:)
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.