Arsis, 29 grudnia 2024
Nie ma. Nie ma. Tu ma nic nie być. Nie jest. I nie będzie…
Albowiem nie ma, tak jak nie ma NIC
w próżni wszechświata.
Choć może coś tam jest.
Ponoć w próżni występują jakieś wiry i oddziaływania. Niewidzialne. Niejasne. Enigmatyczne.
Ale są. Tu, natomiast, nie ma NIC. NICZEGO…
Przychodzi do mnie w deszczu. Przychodzą…
W deszczu, we mgle… A więc jednak coś… Nie. To tylko zmory pełne wybrzuszeń
falujących w powiewie zasłon.
Przychodzą i nikną. Omiatają chłodem. Westchnieniem nicości.
Mój dom. Ja z moim domem oddycham, będąc z nim zrośnięty korzeniami, plątaniną żeliwnych rur.
Jak jakaś elektrohydrauliczna hybryda.
Oddychają ściany.
Okna zasłonięte bielmem firan.
Okna. Oczy.
Moje oczy widzące na przestrzał.
Przez całą amfiladę pokoi.
W półmroku. W półświetle. W nocy.
W ogłuszającej wszystko sennej imaginacji.
W niesłyszalnych dźwiękach głosy. W infradźwiękach. W ultradźwiękach...
Czyje? Kogo?
Kto wciąż tu przychodzi, nie przychodząc przez wieczność całą?
W ogromnym przeciągu drzwi trzaskają bez klucza.
Wspinają się po ornamentach tapet czyjeś westchnienia...
Dzwoniący telefon. Jeszcze taki stary, ebonitowy.
Z tarczą. Dzwoni, mimo że oderwany od ściany kabel zwisa żałośnie.
Zwisa bez wtyczki. Wypatroszony na końcu. Nastroszony dziesiątkami miedzianych drucików.
Zakurzony eksponat wyrwany ze szponów przeszłego czasu.
To się kłębi. To się wciąż kłębi i przeinacza.
Tuż nad podłogą. Na jawie. We śnie.
Nad dębową klepką o słojach rozmaitych i gęstych. Ciemnymi plamami pleśni.
Kiedy przechodzi, palą mnie oczy. Pulsują boleśnie skronie.
Kiedy przechodzi krokiem milczącym i wolnym.
Takim wolnym. Spowolnionym z powodu braku przyciągania ziemi.
I wtedy, w tym blasku wiszącej lampy.
W nocy bezkresnej i cichej. I wtedy…
Za oknami deszcz stuka o parapety. O blaszane kominy…
Patrzę. Rozglądam się… Na dłoniach, na rzęsach… Resztki nie startego pyłu…
Pył wiruje wokół.
Kurz mieni się
w powolnym przepływie.
Na blacie stołu ślady odciśniętych w nim dłoni, przywartych ust.
I w tej…
Na okładce książki, na jednej z serii, na kilku. Na całej stercie, znak nieskończoności.
O człowieku, o myśli współczesnej…
Migoczą całe w gwiazdach
dzieci wszechświata.
Z włosami rozwłóczonymi.
Z włosami wplecionymi w galaktyczne wiry.
I mówią, i szepczą z wodorowych ostępów początku.
Hoimar von Ditfurth…
Karl Jaspers. O źródle i celu historii.
Erich Fromm.
Mieć i być.
Dalej
– nieczytelne...
Zamazane. Pomazane. Pokreślone.
Pogryzmolone dziecinnymi szlaczkami, słoneczkami z uśmiechniętymi buźkami.
Świadectwo do następnej klasy z zachowaniem poprawnym.
Z matematyki: dostateczny.
Z polskiego…
Podpis dyrektora zamazany.
Zamiast niego: karykatura przyrodzenia.
Pocztówki. Czarno-białe zdjęcia. Pocztowe znaczki. Gwiazdki, wycinanki…
Wysypuje się to wszystko razem ze świeczkami i papierośnicą ojca…Z odrobiną tytoniu na dłoni.
(Włodzimierz Zastawniak, 2024-12-29)
***
https://www.youtube.com/watch?v=vfidEeWF-AI
sam53, 29 grudnia 2024
i znów Julia a może Krystyna
i nie w maju ale w listopadzie
uśmiechnięta jak zwykle dziewczyna
wczoraj dzisiaj - no może ciut rzadziej
.
cóż poradzę wiersze "młodość" jesień
a dziewczyna jak wrona w obłokach
bałamuci mnie tylko bo przecież
jak się w takiej "dzierlatce" nie kochać
.
doświadczona zagląda wprost w serce
matką żoną kochanką - się było
ach królewną zostanę - mniej więcej
ile lat trzeba odjąć by miłość
.
zawładnęła wybrankiem jak królem
z której bajki mam wybrać zaklęcie
by poeta podpisał się piórem
pod królewską miłością i szczęściem
sam53, 28 grudnia 2024
czasami wychodzę przed wyobraźnię
wyrzucam z siebie ostatnie słowa
i dziwię się motylom że omijają ciebie z daleka
nie przyglądasz się podkolorowanym obrazom
dalej uważając kicz za najpewniejszą kasę w sztuce
a że dopadł disco-polo i ujada prymitywizmem
to nie ma żadnego znaczenia
przyzwyczajeni do majteczek w kropeczki wciąż
wkładają stringi choć i te już wychodzą z mody
nawet opowiadanie w którym cierpliwie grają emocje
dzisiaj musi kończyć się wzruszającym momentem
miłość przestała grać pierwsze skrzypce
z daleka od liryki
budzę się spocony z wierszem wypisanym na klawiaturze
i nie dziwię się pseudokibicom że mają takie smutne twarze
sam53, 28 grudnia 2024
czasami wychodzę przed wyobraźnię
wyrzucam z siebie najpiękniejsze słowa
i przyglądam się motylom które szukają Ciebie
one wiedzą kiedy wkładasz we włosy świeże kwiaty
wtedy pachniesz miłością
Marek Gajowniczek, 28 grudnia 2024
"Na prowincji można przeżyć..."
Ratuj się, kto w Boga wierzy!
Na prowincji - bo w stolicy
panuje prawo ulicy.
.
Można się ze ścianą zderzyć.
Ratuj się, kto w Boga wierzy!
Sądokracja! Zamach stanu!
Prawnicy - słudzy dwóch panów!
.
Sprawiedliwość leży w żłobie,
a ziemscy życia królowie
przebrani w dostojne togi,
kłody rzucają pod nogi.
.
Przestraszone niebożęta.
Jakie rządy - takie Święta.
Zwyczaj poszedł do lamusa.
Polska czeka na Jezusa!
.
Zmiana jest zapowiedziana.
Telewizja już od rana
bębni z ław oraz z mównicy.
Pielgrzymują politycy.
.
A my słuchamy - owieczki
w ciszy, ich odwiecznej sprzeczki,
pozbawionej zasad wszelkich.
Patrzysz na to Boże Wielki...
.
Jak znikła? Gdzie się podziała
Gloria - i "na wysokości chwała"?
Pozostała w ludzich sercach,
a straszy je innowierca,
.
ze gdy UNia się rozpada.
nowy impuls Polsce nada
jej troska o Boże Dzieło.
...
Gloria .in excelsis Deo!
violetta, 27 grudnia 2024
wstaję z wesołym i żółtym żonkilem
noszę lekko muśnięty makijaż
kocham sadzenie małych promyków
przytulną chwilą spraw cieplejszy dzień
Belamonte/Senograsta, 27 grudnia 2024
„Nic nie może wam dać czegoś, co już by nie istniało.“ (King),
Beatka kiwa z rzeki na filmiku przez 10 sekund,
zakwitają na polach bławatki i
znikają, coś równocześnie rodzi się i umiera.
Świat to równowaga, owoc wzbiera,
ziarno kiełkuje, skóra jest wiatrem, pisklę woła.
Wszędzie po potopie wstaje dzień,
zapada kurtyna i rodzi się rumieniec życia,
które zbiera się od lat, które przeszło.
To jest, było, będzie.
Widoki, dźwięki, dotknięcia
są w duszy, zanim pierwszy
wiatr i góra się pojawią.
Cały wyśniony ogrod wrażeń, bytów.
Więc gdzie i kiedy stwarza się świat?
Żyła życia w żywiołach poprzez żywioły płynie,
oczy, uszy, usta, nosy i skóra...
sam53, 26 grudnia 2024
każda noc zostawia mi ciebie w prezencie
dzień który czyni szczęśliwym
gdy już o świcie budzisz pocałunkiem
znacząc ślad na wilgotnych ustach
obracam w dłoniach po stokroć
zdejmując z ciebie niewinność
w bluźnierczym szaleństwie sklejamy się
wspólną modlitwą do tych samych bogów
związani zmęczeniem
odfruwamy tam gdzie kończy się niebo
a zaczyna nowy niezapisany nigdzie świat
w czterech ścianach jesteśmy sami dla siebie
no i co że na płatkach Augusta Luise
znów przysiadł pawik
Belamonte/Senograsta, 26 grudnia 2024
ruch wiatru w wietrze zamiera
tylko z zewnątrz widać a raczej słychać że coś się przemieszcza
zewnętrzny obserwator - ale jak słyszy, co?
masy powietrza trą o kamienie i drzewa
a więc drzewa śpiewają?, a w kominie cegła
a może to atomów powietrza dźwięk
przestrzeń gra pocierana miłośnie
wszelki ruch śpiewa a królowa wiatru to -
kamień na pniu pod lasem
biegnąca na odsiecz z dzidą
napadająca
czarne sprężyste ciało
znałem ją w innej erze, zmieszani ze stadami
rozpuszczeni w plemieniu w legendzie
dziś się sobie przypominają gdy ja ściskam kamień
a bieg wytwarza dźwięk - świadectwo ruchu dla duszy
wczoraj przed snem o tym myślałem, o czym?
nic nie grzmi, a w duszy gra
psychologia zjawisk, zmysłologia
struna i ucho, muzyka wiatru, muzyka ruchu dla kogoś
na bezludziu jej nie ma, na bezżyciu skomplikowanym
Chcę być gwiazdą, roztopić w bezruchu zajmowanej granicy
tysiąc zderzeń zdarzeń istot wypalać łączyć rozdzielać
w gwieździe jest się wszystkim i niczym, albo tylko
nieokreślonym wolnym żywiołem
do gwiazdy zdążają i z gwiazd wyruszają wodospady
ptaki i kochankowie, łona rzek i gór
i ci co na nich zażywają wywczasów
Dlatego chcę być gwiazdą
przez sekundę, przez wieczność
zanim przyjdzie pierwszy Robinson
wytwarzać od podstaw formy głody pokarmy
Jak ja zazdroszczę że zaczyna od podstaw, biorą z ręki
matki natury pierwsze substancje -
kamień drzewo skórę i dłoń
My kupujemy jajka, ok, ale mąkę robi rolnik Robi Sam
Robi Syn Robi Sen
Rolnik jest Robinsonem odbierającym jajko od matki
Przychodzimy na gotowe, nie mamy wiedzy
ale możemy się nauczyć co robili Ribinsonowie
Możemy na powrót odkryć chleb
Możemy jeszcze płodzić i rodzić
Ale możemy to też zlecić automatom
Możemy sami stać się automatami
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.