sam53, 5 lutego 2024
Zbudź mnie przyniesionym na dłoni - dzień dobry
szeptem który płynie aromatem kawy 
najmilszą pieszczotą - ach uśmiechem dotknij
i całuj i całuj - na ustach mnie zapisz
pocałunkiem obudź - ty wiesz ile trzeba 
namiętnych uniesień gdy nam siebie mało 
gdy marzeniem serca sięgnąć razem nieba
od wschodu po zachód - ile dni zostało
takich nadzwyczajnych jak dziś albo wczoraj
gdy tylko dla siebie jesteśmy niezmiennie
by ciche dzień dobry które nam przyniosłaś 
zostało modlitwą i w tobie i we mnie
sam53, 5 lutego 2024
czasami widać jak zima odchodzi
zamyka drzwi
zakłada zabłocone kalosze   
omija zziębnietego pod budą psa  
zrzuca ostatnie sople wiszące u dachu 
czasami wraca na chwilę dwie
jakby chciała pożegnać się z przebiśniegiem przy płocie
z kałużą która niegdyś była ślizgawką
 z korytem przy studni z żurawiem
a może tylko wystawić twarz do wiatru 
którego ciepłe macki wywołują dreszcze  
czasami otwiera okno
żeby wszystkie niedokończone historie 
mogły wyfrunąć 
jak biedronki czy motyle odnajdujące swoje miejsce na ziemi 
Wiosna przychodzi z pewnością w nocy 
kiedy trzymasz mnie za rękę 
a twoje włosy pachną jak wierzbowe bazie
Marek Gajowniczek, 4 lutego 2024
Zezowate szczęście
.
Jednym okiem śledzę wojnę,
a drugim Ojczyznę
i traktuję bogobojnie
życia darowiznę,
kiedy bliskich kładzie grypa,
a znajomych lęki -
rozum PiS-u się nie wyparł
i przechodzi męki
widząc zmiany pod przymusem.
Metody te same.
Zło miejskim autobusem
zastawiło bramę.
.
Nikt jeszcze
przez płot nie skoczył.
Nikt się nie odważył,
wystraszony pewnie dreszczem
prawnych komentarzy.
Kto będzie nami przewodził?
Znów mamy dylemat!
Trzeba było szukać w Łodzi.
Kadr w stolicy nie ma!
Nie ma pięknych, silnych, młodych.
Nie ma charyzmatu,
jaki przykład pełnej zgody
dałby miastu - światu.
Marek Gajowniczek, 4 lutego 2024
Miesiąc bez Ciebie już przeminął,
snując splątanych myśli moc,
czyją to wszystko było winą?
Pytała nieprzespana noc.
.
Księżyc po niebie wolno płynął.
Zbudzony ze snu krakał ptak.
Licząc godzinę za godziną
nie mogłem zasnąć, no bo jak
.
Nie można ufać medycynie
przy reperacji ludzkich dusz,
takiej, co z nowych metod słynie,
doświadczalnie wdrażanych już.
.
Skrzypnęła o tym stara szafa
niedomkniętymi na noc drzwiami.
Stało się. Wyrok losu zapadł
ryzykownymi decyzjami.
.
Noce są długie. To już luty.
Uwiędły wieńce białych róż,
a na nich szarfy smętnej nuty
przedwczesna wiosna składa już.
. 
Wyblakły przedświt zmienił niebo.
Do Złotych Godów został rok.
Powiew gałęzie przygiął drzewom,
a głowę - medytacji mrok.
sam53, 3 lutego 2024
nie wołaj mnie przez sen
obudzisz i pójdę za tobą jak w ogień
nie wołaj jak psa
już jestem na każde zawołanie
dla ciebie jestem gotów na wiosnę i na kolejną wiosnę
dla ciebie ukradnę wszystkie dni w tygodniu
a noce
noce od dawna są nasze 
nie wołaj po imieniu
 im mniej wiesz tym spokojniej śpisz
drachma, 3 lutego 2024
ten kapelusz słomkowy i modre oczy dziecka
o odcieniu bławatków w ogrodzie przy jabłoni
na bujaku ocal
miękkość złotych kłosów i obroty sfer
niebieskich co są na miarę błękitnego prochowca
z muzeum rzeczy nieistniejących ocal
dryfujące mgławice i butelkę kleina
wstęgę möbiusa która jest z niobu i selenu
nieskończoność część kulistej kropli
wybaw i mnie pijaka który od poniedziałku
do piątku z przerwą na weekend
szuka nie tylko w tygodniu czegoś więcej niż
niekończącego się dna butelki
mój homunkulus urósł i uleciał wraz z wiatrem
nad wierzchowiną wydm gdy stanę na krawędzi
dachu wieżowca który jest za oknem i życie
będzie na włosku
bądź przy mnie mimo że bardziej słuszne jest
byś był przy umierających z głodu w etiopii
lub tych co modlą się w uświęconych miejscach
w pierwszych rzędach
Adam Pietras (Barry Kant), 3 lutego 2024
RYSUNKI TUSZEM
Wśród furkotu skrzydeł ptaków spłoszonych twym krokiem oszalejesz na chwilę
Uprzytomniwszy sobie nagle drzew jakby zbędną różnorodność
      Wokół twojej miękkiej muzyki od zawsze krążyły jakby cienie motyli 
 		    Skrzydlate szepty które do dziś można odnaleźć na fotgrafiach 
Jednak nareszcie zniszczyłaś swoje rysunki tuszem 
I lampion barwy kości słoniowej 
Potłukłaś porcelanę 
I upuściłaś krew tnąc głęboko swoje szczupłe ciało 
       Poruszył cię widok martwych mew na czarnych wodach zatoki 
		    Kiedy spacerowałaś nieopodal wybrzeża 
       I zdaje się, że od razu przydałaś tej wizji jakieś symboliczne znaczenie 
Niezwykle ważkie 
	Jak wszystko, w twoim na poły dziecinnym, na poły teatralnym świecie
PO POŁUDNIU
		Kilka skojarzeń rozwianych w nudzie
					I wieczne pretensje
Krem granatowy spacer paroksyzm - 
Ten podniecający pierwiastek na granicy rzeczywistości
		Ciekawość zgasła
					Nasza przyjaźń jest niewielką radością
Choć nie jestem pewien, czy to istotne - 
Bo piszę tę notę "..."
		Ponad bezsensem jakże dziecinnego pytania
					Śmierć nieistotna przecież
Gdy światło tak smutne jeszcze smutnieje - 
Po południu
NOCNE MOTYLE
Boski smutek granic 
Paradoks i narkotyk -
Wachlarze morderstwa
Odłamek wieczności w mym oku
Rozświetli lampy dla istot skrzydlatych 
***
Skoro oszalałaś już
Tym cudownym aktem
Umuzycznionej Ananke
Studiuj nad ideą dadaistów
I nad umieraniem dążącym
Do niespotykanej estetyki
(Aż chłód zapanuje w mieście jutra)
Zapragnij zrozumieć grającego na cytrze
Tę halucynację kwietniowego wiatru
***
Niewielkie myśli i odrobina nihilizmu.
Niepotrzebnie napinają sie moje mięśnie gdy przyglądam się kłosom trawy
Spacerując po łąkach.
Pozostał tylko dziwny odcień upływającej krwi
I nikt nie potrafi zidentyfikować szaleństwa;
Jednak nie da się żyć bez fascynacji.
By tylko niebo nie miało stać się dla nas tak bardzo banalne
I byśmy nie mogli mówić "to nie ważne, nie ważne jak wszystko!" -
I że w doskonałym świecie refleksja jest szlachetną rozrywką.
(ok. 2011)
Adam Pietras (Barry Kant), 3 lutego 2024
***
Spokój jasnej listopadowej nocy
Oraz jej oddech nieistotny i oczywisty
W barwach zestrojonych pod elektryczność
Tak spostrzega swój najnowocześniejszy ból
Zaintrygowana błyskiem na skraju widzenia
Która umrze rozbawiona swym lapidarnym cokolwiek
Natomiast jej pełna utajonej rezygnacji ironia
Ironia na zapomnienie pod spokojnym i chłodnym niebem
Wymierzona we wszystko i wszystkich
Jest być może coraz mniej aktualna -
Zdałoby się, że nic nie uprawomocnia naszych spostrzeżeń
Prócz skrajności temperatur, do jakich doprowadzają
***
Zakochał się w tobie ponury bóg
Tej chłodnej nocy o stonowanych barwach
Gdy rozpoznałaś własny niepokój w muzyce młodego stulecia
Poszukując treści w jej pozornie beznamiętnych dygresjach
To nasze uzależnienia od wszelkich znaczeń 
Ubieranych najrozmaiciej w naszych najzabawniejszych narzeczach
Oraz intrygująca współczesność tego zmęczenia
Którym tak błogo bywa się otulić
Być może jakiś szalony młodzieniec ujrzy twoje bezwładne ramiona
Być może wzruszy go twoje niewinne ciało
A ty w jego płytkim śnie nareszcie uzyskasz swą konsystencję
Stając się jak delikatne drgnienie powietrza
(Ok. 2011)
sam53, 3 lutego 2024
przyjemnie odnaleźć się w wierszu 
otulić liryką jak mchem w lesie
wyciągnąć ramiona ku niebu
i zdejmować z obłoków uśmiechnięte metafory 
pójść po śladach wilgotnych ust jak po swoje 
zatrzymać się na chwilę w pocałunkach
odnaleźć pomiędzy deszcz słów 
otoczyć je baletem rymów 
a nieokiełznanym myślom dać święty spokój 
 
zostaje jeszcze ugryźć się w język 
z tobą na samym końcu
zanim wyskoczę z puentą jak Filip z konopi
sam53, 3 lutego 2024
zawsze przed snem myślę o jutrzejszym poranku
wiem że nigdy nie wstanę razem ze słońcem
ale ciekawie byłoby gonić za nim już od szóstej rano
ach we dwoje pędzić gdy jeszcze dotyka horyzontu 
frunąć gdy rozrzuca promienie w korony drzew 
w obłoki 
a później zdejmować z błękitnego nieba jego uśmiech
zawsze przed snem czuję drżenie warg
to takie dziwne uczucie gdy całujesz
Moje Szczęście
Regulamin | Polityka prywatności
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.